Rozdział 2

18.8K 132 19
                                    

Zakładam brązowy długi płaszcz, czarne buty ,które sięgają mi do kostek ,a przez ramię przekładam skórzaną czarną torbę, w którą włożyłam wszystkie potrzebne mi dokumenty. Muszę wyjść z domu ,żeby uzyskać zgodę władzy ZSRR na wyjazd do Krakowa. Wychodzę na klatkę schodową, zamykam drzwi na klucz ,ponieważ Pana Marksa niema w mieszkaniu. Przekręcam mały srebrny kluczyk w zamku, naciskam na klamkę żeby upewnić się, że drzwi są napewno zamknięte ,wyciągam kluczyk i chowam do kieszeni płaszcza. Schodzę po starych betonowych schodach w dół. Na tym samym piętrze ,co mieszkanie Pana Marksa mieszka starsza kobieta wraz ze swoją małą córeczką ,ale o niej powiem coś więcej za chwile. Wyszłam już z kamienicy. Idę chodnikiem w stronę głównego urzędu ZSRR ,w Katyniu żeby załatwić tą zgodę. Po drodze mijam ludzi, jedni idą dopiero do pracy ,a drudzy już z niej wracają. Ja skończyłam pracę dwie godziny temu, wróciłam do mieszkania żeby chwilę odpocząć. Przechodzę właśnie obok zakładu fotograficznego ,w drzwiach stoją dwie starsze kobiety ,które gorliwie o czymś dyskutują. Mówią bardzo głośno ,przechodząc obok nich usłyszałam na jaki temat rozmawiają. Ich rozmowa dotyczy gazety, w której ma zostać opublikowana lista katyńska. One też z niecierpliwością czekają tak jak ja. Przechodzę przez ulicę na drugą stronę. Słyszę za plecami wulgarne krzyki kobiet ,które rozmawiały przed zakładem fotograficznym. Odkrecam się i nagle... jakiś młody chłopak wpada na mnie z taką siłą, że poleciałam do tyłu na jakiegoś mężczyznę ,który obdarzył mnie wrogim spojrzeniem. Chłopak biegł przed siebie wzdłuż chodnika, skręcił w jakąś uliczkę ,a za nim dwuch sowieckich policjantów. Patrzę za nimi do puki nie zniknęli mi z oczu. Poprawiam torbę z dokupetami i spoglądam na kobiety po drugiej stronie ulicy ,znowu dyskutują między sobą ,więc odkrecam się i idę dalej. Urząd ZSRR jest za rogiem kamienicy na samym końcu ulicy.

Stoję już przed bramą owego urzędu. Brama jest bardzo duża, czarna i żelazna. Przechodzę przez nią. Stoję na głównym placu przed siedzibą. Jest to duży szary budynek z płaskim dachem. Okna są bardzo małe, ale jest ich dużo. Drzwi ,które prowadzą do środka mają ciemny brązowy kolor...wpada wręcz w odcień czerni. Klamki są okrągłe i złote.
Wchodzę po małych stopniach i ciagnę klamkę otwierając potężne drzwi. W środku panuje grobowa cisza ,słychać tylko głosy urzędników i czekających ludzi. Staję w kolejce i również czekam na moją kolej. Urzędnicy to czterej mężczyźni. Jeden ,który siedzi po prawej stronie siedzi i bawi się długopisem. Za nim stoi drugi, on pewnie pilnuje porządku. Mężczyzna w środku jest oficerem sowieckim do ,którego ludzie przychodzą załatwić swoje sprawy w tym ja. Ten czwarty ,co siedzi po lewej podpisuje jakieś dokumenty podsunięte przez oficera. Jestem ostatnia w kolejce, przedemną są jeszcze trzy osoby. Mężczyzna ,który stał zamyka właśnie drzwi urzędu. To znaczy ,że chyba jesteśmy ostatnimi ,co mają szansę załatwić swoje sprawy. Jest godzina dziewiętnasta ,gdy stąd wyjdę będzie około dwudziestej.
W kolejce stoi jeszcze jedna kobieta i ja. Podchodzi do biurka i rzuca jakieś papiery, oficer mówi coś do niej po rosyjsku. Kobietę najwyraźniej to zdenerwowało ,bo zaczęła krzyczeć na siedzących za biurkiem mężczyzn. Ten ,który stał i ten co bawił się długopisem spojrzeli na kobietę twardym wzrokiem ,wtedy ta coś do nich powiedziała po niemiecku. To przelało czarę goryczy. Obaj mężczyźni wstali ,złapali kobietę za ręce i wyprowadzili ją za drzwi. Czyli teraz moja kolej. Oficer gestem zaprosił mnie do biurka. Wyjmuję papiery z torby i staje przed biurkiem. Ci co wyprowadzili siłą kobietę nie zwracają na mnie najmniejszej uwagi ,ale ten co podpisuje dokumenty bacznie mnie obserwuje, oficer wyciąga rękę po papiery. Podaję mu je. Opiera się o swoje krzesło i przegląda moje dokumenty.

- Co panią tu sprowadza? - pyta nieodrywając wzroku od kartek.

- Chciałabym uzyskać zgodę na wyjazd do Krakowa. - Mówię niepewnie.

Mężczyzna kładzie kartki na biurku i zerka na mnie z poważną miną.

- Musi Pani złożyć podanie. - mówi przyglądając mi się uważnie.

UBEZWŁASNOWOLNIONE💀☠Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz