Rozdział Trzydziesty Szósty: Bo jak nie my to kto?

11 1 0
                                    

"Nigdy,
tak naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego,
jak wielu ludzi troszczy się o ciebie,
dopóki wszyscy nie pojawią się żeby cię wspierać."

~ Richelle Mead

*Perspektywa Miry*

Od kilku dni wdrażaliśmy nasz plan w życie - o dziwo to naprawdę działało. Marsjasz niczego nie zauważył. Przynajmniej jeszcze nie.

Niestety, Vincent i Aurelien próbują wyciągać z niego informację, bez żadnych skutków. Cholerny Marsjasz pewnie próbuje zrobić nam niespodziankę, co podoba mi się jeszcze mniej. Nie lubię niespodzianek.

Sam fakt tego wszystkiego, strasznie mnie dobija, niemożliwe wręcz, kiedy widzę jak Cissa męczy się przez Angelinę. Boli, po prostu.

Natomiast Diana i Lea sprawdzały się w swojej roli świetnie. Wyciąganie informacji to była jedna z tych rzeczy, na których obie znały się niemalże idealnie. Do tego ich "wywiad" działał bez zarzutu. Myślę, że przydałyby się FBI.

Minęły się z powołaniem.

Sama mam w planach spotkać się niedługo z naszą Femme Fatale i spróbować wyciągnąć od niej, powód jej "odwiedzin".

Nie chce mi się wierzyć, że nikt nie zna tego prawdziwego. Wiele osób, kiedy którakolwiek z dziewczyn pyta o to, zmienia wersję... Niemalże każda jest inna, co utrudnia nam dojście do tej prawdziwej.

Czuję się z jednej strony źle, ponieważ w jakimś stopniu dzięki tej sytuacji nie myślę o tym, co stanie się gdy wrócą moi rodzice.

Podsumowując, ta sytuacja jest beznadziejna, ale nie bez wyjścia. 

Z rozmyślań, wyrwał mnie dzwonek telefonu.

- Mira? - usłyszałam głos Lea'i.

- Zgadnij. - mruknęłam ironicznie.

- Udało nam się... Pierwszy raz, z Dianą postanowiłyśmy pójść razem do Taylor, jest najbliżej Angeliny... Sama rozumiesz! - powiedziała z entuzjazmem.

- I co? - odparłam podekscytowana.

- Przyjechała z czymś do Marsa... Taylor, nie miała pojęcia z czym. - mruknęła.

- Co? Nie udało wam się tego wyciągnąć? - westchnęłam.

- Nie wiedziała, za bardzo nas  się bała by kłamać. Sama rozumiesz.

- FBI. - westchnęłam. Nagle, zrobiło mi się niemożliwie smutno, tak jakby ktoś powiedział mi bardzo, bardzo przykre i czułe rzeczy. Tak jak w dniu, w którym niemalże rozpadł się mój związek z Aurelienem. - Mam złe przeczucia, że Marsjasz jest cholernym kretynem.

- Jest... - westchnęła Lea.

- Cokolwiek by zrobiła Angelina, zrobimy wszystko, żeby na to nie poszedł. - ścisnęłam dłoń w pięść.

- Damy radę mała. - powiedziała ze zdecydowaniem w głosie Lea. - Bo jak nie my to kto?

- Dokładnie. Lea, nic się nie zmieniło, próbujcie dowiedzieć się z Dianą więcej. - uśmiechnęłam się mimo smutku. - Jesteście obie niezastąpione.

- Powiedz mi coś o czym nie wiem! - usłyszałam głos Diany.

- Muszę kończyć. - roześmiała się Lea. - Damy z siebie wszystko szefowo.

- Bez odbioru agentki! - rozłączyłam się.

Rozbawiła mnie w jakimś stopniu ta rozmowa, ale mam wrażenie, że właśnie coś się dzieje, że gdzieś mnie nie ma a powinnam tam być. Obym dowiedziała się jak najszybciej co do cholery właśnie ma miejsce.

Spojrzałam w kierunku półki z terrariami.

- Czemu mam złe wrażenie, że bez ofiar się nie obędzie? - mruknęłam sama do siebie.

Chyba będę musiała kogoś wybrać, w taki sposób, by nie zrobić jej krzywdy ale by nastraszyć konkretnie.

Mam nadzieję, że to da jej konkretną wskazówkę, że jej tu nie chcemy. Uświadomi sobie, że to, że w ogóle tu przyszła było błędem.

Tak jak już kiedyś powiedziałam, nie oddamy jej Marsa bez walki.

Albo powiedział to Aurelien, nie ważne.


____________________________________________

Serca biją w jednym rytmieWhere stories live. Discover now