Serce gra mi Krakowiaka (4)

4.9K 216 59
                                    

Kwiecień, 1942, Warszawa

-Werszejew! - Zawołała głośno Nowakowska, idąc ulicą z Buzdyganem.

-Serwus, Klaro! Witaj Tadek! Jak tam mama, Irko? - Pociągnęłam lekko Maćka w ich kierunku. Szliśmy za ramię, więc nie miał jak uciec.

-Zawsze to samo! To praca, to dom, to uspokajanie moich braci! No głowa mała! - Mój Panie, ona i Alek są tacy sami. Żywe gestykulowanie, szybka mowa i wieczne poczucie humoru.

-Tylko współczuć. W każdym razie nauczycielka mówiła, że przeniesie sprawdzian, gdyż nie idziemy do szkoły tego dnia - rzekłam, przyciskając do siebie ramię Alka.

-Jak to? Czemu? - zapytała zdziwiona i podparła się rękoma o boki.

-Chodzą pogłoski o bombardowaniu szkół akurat w ten dzień. - Uśmiechnęłam się smutno, a Irka wywróciła oczami.

-Więc w ten dzień idziemy zagazować Niemców. Orsza powiadomił dyrektora, a ten się zgodził. To będzie idealny dzień. Każdy będzie miał czas, więc pewnie pójdą do kina - podsunął Glizda, a nasza trójka wbiła w niego wzrok.

-No! Właśnie! Mama ostatnio wypatrzyła pewną, skórzaną kurtkę od razu kupiła z myślą o tobie! - przypomniałam sobie, a Maciek wytrzeszczył na mnie oczy.

-Mówisz poważnie?! - ucieszył się blondyn, już prawie skacząc z radości.

Pokiwałam energicznie głową i pożegnałam się z przyjaciółmi.

Spacerem poszliśmy do sklepu i zaczęliśmy robić zakupy na zupę.

W tych czasach nie mieliśmy smakołyków, więc zostało nam tylko to.

-Wiesz, że cię kocham? - wypalił nagle Aleksy, a ja spojrzałam się na niego zaskoczona.

-Chyba to wiem. Co tak nagle? - Podeszliśmy do kasy, a ja zapłaciłam.

-Tak jakoś... - Podrapał się niezręcznie po karku i odebrał ode mnie ciężkie zakupy.

-Ja ciebie również, Alusiu - zaśmiałam się, a Glizda spojrzał na mnie obrażonym wzrokiem.

Wyszliśmy ze sklepu i udaliśmy się do mojego domu.

-Jesteśmy! - krzyknęłam, a Koziorożec odłożył zakupy na blat.

-Jestem tutaj! - wrzasnęła mama z góry.

Alek nie odezwał się ani słowem i stał grzecznie.

-O! Witaj Macieju! - przywitał się mój tata, tuląc lekko Aleksego.

Ten zdziwiony poklepał go po plecach i lekko się uśmiechnął.

Czuł się akceptowany.

Alek tak naprawdę nie widział w sobie nic takiego, co by było dobre.

Raz nawet podszedł do mnie i zapytał "Co jest we mnie takiego, że przyciągam do siebie ludzi? Ja nic nadzwyczajnego nie dostrzegam."

Ale prawda była taka, że ten mężczyzna był najlepszym, co mnie spotkało.

Wrażliwy, czuły, z zimną krwią, zabawny i wiele by tu wymieniać.

Nie rozumiem jego przeciwności do samego siebie.

Tylko on był to w stanie pojąć.

-Dzień dobry, panie Werszejew - rzekł Glizda, stając w postawie harcerskiej obok mnie.

Stuknął kostkami, wyprostował się, a na twarzy trzymał pełny uśmiech.

Czasami mnie przeraża jego empatia i radość.

Zanim umrę za młodu || Maciej Aleksy DawidowskiWhere stories live. Discover now