- On zginął? Ja nie uwierzę w to! Nie Aragorn! To niemożliwe. - krzyczałam chodząc w kółko i trzymając swoją prawą dłonią gorące czoło, które od całej sytuacji zrobiło się czerwone.
- Nie wiemy dokładnie, czy to na pewno twój brat, choć mamy co do tego podejrzenia. Przykro nam, Aratherno. Rozumiemy twoje zdenerwowanie i rozpacz. - przemawiał opanowany Glorfindel.
Oprócz Aragorna nie miałam już nikogo. Był dla mnie naprawdę bardzo ważny. Nie mogłam zostać w Rivendell. W tym miejscu, gdzie każdy kolejny mijany przeze mnie zakątek przypominał mi nasze wspólne zabawy. To jak opiekował się mną, gdyż był ode mnie, aż trzy lata starszy. Tylko my rozumieliśmy siebie nawzajem, jak nikt inny. Chociaż zdarzały się między nami ostre kłótnie, to po chwili spór ustępywał, a napięcie mijało. I znów powracał spokój i opanowanie. Śmiechy i radość. Teraz to już nigdy nie wróci. Fala łez napłynęła mi do oczu na myśl o wspomnieniach i o odczuciu, że to wszystko się nie powtórzy.
Spojrzałam na stojących przede mną Elronda, wysokiego półelfa z długimi, brązowymi, związanymi włosami, odzianego w długą szatę, jak również Glorfindela, elfa o białym, krótszym włosiu z odzieniem rycerza. Władzę w Rivendell posiada Elrond, elf był tylko mieszkańcem. Przyjęli nas tu, kiedy byliśmy mali. Powodem tym był fakt, że zmarł nasz ojciec, a my nie wiedzieliśmy co zrobić i gdzie się podziać. Matki nie spotkałam przez całe swoje życie, czyli przez dwadzieścia cztery lata. Nie byłam tak samo z nikim w poważniejszym związku.
Nie jestem niska. Przeciętna we wzroście. Trochę wyższa od krasnoluda, ale mniejsza od elfa. Mam długie, brązowe, kręcone włosy i zawsze noszę przy sobie trzy sztylety oraz dwa miecze. Niektórzy sądzą, że jestem szalona ciągając ze sobą taki ciężar. Jak dla mnie, to nie jest takie mocno obciążające człowieka. Pomimo, że dla innych to dziwne, czuję się bezpieczniej targając ze sobą tyle broni. Mam czym się obronić, w razie ataku z zewnątrz.
Po minucie patrzenia się na nich jak rozmawiali między sobą i coś zagadywali do mnie, bez żadnego słowa ruszyłam do pokoju, gdzie miałam potrzebne rzeczy. Zamknęłam za sobą drzwi i opadłam na łóżko szlochając w poduszkę. Ciągle miałam w głowie myśli, że mogłam z nim wtedy jechać, a nie stałoby się to co w tej chwili. Jednak po dłuższym namyślaniu i obwinianiu siebie, doszłam do wniosku, że nie warto się załamywać. Musiałam się pozbierać wewnętrznie. Najlepszym sposobem na zrobienie tego, było wyrwanie się stąd i pójście w drogę, w świat. Bez wahania, wzięłam największą torbę, spakowałam w nią trochę noży, jak i jedzenia, i picia w postaci dzbanów wody, sałat, mięsa, soli i innych warzyw. Na siebie nałożyłam płaszcz z zapinką pod szyją oraz zawiesiłam mój naszyjnik z dwoma wężami, który dostałam od Elronda. Brat miał podobny styl wyrobu lecz w formie pierścienia na palec. Złapałam za worek, przerzuciłam sobie przez ramię i delikatnie otworzyłam wrota. Ruszyłam korytarzem do stajni mego konia Reen. Akurat miałam szczęście. Nie minęłam żadnego mieszkańca, ni w dworze, ni w koniowni. Znalazłam łatowego, umięśnionego kuca. Przywiązałam na nim torbę i ostrożnie wyprowadziłam go ze środka. Prowadziłam, aż pod bramę, popatrzyłam się dookoła, zaciągnęłam siodło i wsiadłam na niego. Po czym nakazałam mu ruszać.
Wędrowałam długie godziny, dni, miesiące z małymi przerwami i postojami, aż w końcu postanowiłam zatrzymać się w pewnej gospodzie przy gościńcu na zachód do Shire. Nazywała się ona ,,Pod Rozbrykanym Kucykiem" i mieściła się w mieście Bree. Kiedy szłam na placu przed gospodą, czułam na sobie wzrok wszystkich dookoła. Podejźliwy i niepewny. Postanowiłam, mimo tego wejść do środka karczmy. Poprosiłam faceta stojącego przed nią o schowanie konia, wydawał się przyjazny, sama poszłam do wnętrza budynku. Powitały mnie ładnie ozdobione ściany, dopasowane meble i duża grupka pijanych osób, która siedziała przy barze i odstraszała klientów. Stoliki były praktycznie puste. Przy kilku usadowiło się parę pojedynczych osób.
Ustałam przy ladzie i zadzwoniłam dzwonkiem. Po chwili przyszedł, grubo wyglądający mężczyzna z długą rudą brodą i z zielonym fartuszkiem owiniętym wokół swojej tali. Zarezerwowałam pokój, poprosiłam o posiłek, coś do popicia, a następnie przysiadłam się do środkowego miejsca. Zaraz otrzymałam talerz pożywienia i kufel wody. Nim zdążyłam zacząć jeść, zauważyłam, że dosiadł się do mnie starszy pan. Na początku była dziwna atmosfera. Nie patrzyłam się na jego twarz, lecz na moje danie. Trwało tak, chyba z minutę, po tym czasie staruszek w długiej, siwej bródce i szpiczastym kapeluszu przemówił.
YOU ARE READING
~Listen to your heart~ Hobbit
FanfictionUdaj się w podróż do Ereboru, zamieszkującego przez Smauga, wraz z kompanią Thorina Dębowej Tarczy jako Aratherna, siostra Aragorna. Seria będzie na podstawie filmu. Aragorn podczas trwania akcji, ma dwadzieścia siedem lat. ...
