Rozdział IX

37 6 74
                                    

 — Wiesz... — Zaśmiałem się nerwowo. — To nic ciekawego, naprawdę...

— Och, no weź! To z pewnością jest interesujące! — powiedział przesłodzonym tonem Tomasz, spoglądając na mnie ze złowieszczym błyskiem w oku.

— Proszę, Leo! — Sabina uśmiechnęła się przymilnie.

Wtem usłyszałem wyjątkowo zadowolony, kobiecy głos, który śpiewnie zawołał:

— Leo, kochanie, nie każ na siebie czekać swojej dziewczynie i nie sprawiaj jej przykrości gadając ze swoją byłą!

Mamo... kocham cię.

— Ups, wybaczcie! — zawołałem, niezmiernie zadowolony. — Nie mogę robić tego moim pięknym paniom! Do widzenia!

Chyba zasugerowałem, że Sab jest brzydka.

Usunąłem się z pola widzenia zakochanych, gruchających gołąbków, które za chwilę miały się zmienić w parę wściekłych, wyjących chartów.

Me przypuszczenia spełniły się, kiedy usłyszałem wściekły głos mężczyzny:

— Czekaj... ty z nim chodziłaś?!

Już nie zwracałem uwagi na dalsze krzyki, tylko spokojnie skierowałem się do stolika zajętego przez naszą grupę. Pani Agata śmiała się, patrząc to na mnie, to na Catherine, która, widocznie nieświadoma zaistniałej sytuacji, z zastanowieniem przeglądała anglojęzyczne menu.

Nie pozostał mi inny wybór, jak usiąść na jedynym wolnym miejscu, co niekoniecznie mi odpowiadało, bo było usytuowane naprzeciw dziewczyny. Mimo wszystko, zdanie, które wypowiedziała mama, wydawało się nieco zawstydzające.

Spojrzałem na moją rodzicielkę i ujrzałem podejrzany uśmiech na jej twarzy. Ciekawe, czego chciała w zamian za pomoc...

Udając, iż nie zrozumiałem tego sygnału, wziąłem w rękę menu i zacząłem je przeglądać. Tak dużo pysznych rzeczy, tak mało miejsca w żołądku...

Przypominając sobie, jak pani Agata wychwalała krówki królewskie, które figurowały jako pierwsze na bogato zdobionej karcie, poprosiłem o nie gdy tylko kelner podszedł do naszego stolika.

Po przyjęciu zamówienia bawiłem się serwetką, nudząc się niemiłosiernie. Żółte płomienie świeczek wydawały mi się mnie zachęcać, żeby dmuchnąć w nie z całej siły.

Kiedy położono przede mną jedzenie, to omal nie spadłem z krzesła z wrażenia. To była kopa słodyczy! Pachniały prawdziwym kajmakiem, takim, jaki robiła moja mama do tradycyjnego, wielkanocnego mazurka... Ach, wspaniały smak wspomnień!

Każdy z nas zjadł swój deser z zapałem, po czym, po obowiązkowej kawie — jedyną osobą, która wybrała coś innego, była Catherine, popijająca bawarkę, co wyglądało jak grzech w moich oczach — ruszyliśmy na dalszy spacer po Liryków-Zdroju.

Po posiłku stałem się nieco bardziej przychylny na pogawędki. Nie wiedziałem jednak, jaki temat obrać, więc milczałem, idąc obok dziewczyny. Ona również się nie odzywała, chociaż nie wydawała się na złą, a raczej zamyśloną.

Tak czy inaczej, pomiędzy nami panowała cisza.

Nim się zorientowałem, dotarliśmy na lodowisko, ku mojej uciesze. Szczęśliwie, ostatnio wyszlifowałem sobie styl jazdy, więc chociaż tutaj nie musiałem okazać się ofermą. Co prawda, nie byłem jakiś wybitny...

Wygrzebałem zagubione drobniaki z kieszeni i wypożyczyłem parę białych, wiązanych łyżew, z których korzystałem od początku mojej przygody w tym sporcie. Ach, te sentymenty...

ɴɪᴇ ᴡʏᴅᴀᴊ ᴍɴɪᴇOn viuen les histories. Descobreix ara