epilog

2.4K 280 24
  • Dedicated to wszystkim czytelnikom open when ♥
                                        

                Ellie rzadko płakała. Naprawdę rzadko. Doprowadzenie jej do łez było misją praktycznie niewykonalną. Ale ten dzień, który miał być najszczęśliwszym w jej życiu, bo Calum miał wreszcie wrócić z tej przeklętej trasy, zamienił się w najgorszy dzień jej życia. Zaczęło się niewinnie - zmusiła się do wyjścia z łóżka, doprowadzenia do względnego porządku i wyjścia z mieszkania. Czekała na nią ostatnia rozmowa kwalifikacyjna, która nie mogła się nie udać. Ale oczywiście nie mogło być tak pięknie - spóźniła się na metro, a kolejny pociąg miał problemy techniczne, co poskutkowało dwudziestominutowym spóźnieniem, przez co straciła szansę na zrobienie dobrego pierwszego wrażenia. Kolejna porażką była sama rozmowa - posiłkując się CV, które złożyła, osoba zajmująca się rekrutacją podpytała o znajomość każdego z jeżyków Oczywiście pustka w głowie nie pozwoliła na wykrztuszenie nawet zdania po francusku, czy też włosku. Została odprawiona z kwitkiem, a co więcej kolejka w Starbucksie była tak długa, że straciła ochotę na wszystko. Wracając do domu nieomal została przejechana przez autobus, a i kierowca czerwonego Ashton Martina postanowił przyspieszyć przed największą kałuża, ostatecznie doprowadzając dziewczynę do płaczu. Ten dzień był jej osobistą porażką, a na dobre się nie zaczął.

                Wróciła do domu z podłym humorem, rozmazanym makijażem i przemoczoną marynarką.

                Opadła na kanapę i zerknęła na otwarte listy. Przez myśl przemknęło jej, ze przydałby się ten na podły humor. Zdecydowanie. Chociaż ten o samotności tez byłby dobry. I ten o złości... I każdy inny. A najlepiej, gdyby Calum postanowił łaskawie wrócić do mieszkania. Pociągnęła nosem i zrzuciła marynarkę. Marzyła o tym, żeby ten dzień nigdy się nie wydarzył.

                Ellie w końcu ruszyła się z kanapy. Kubek gorącej czekolady, prysznic i świeże ubranie w postaci za dużej koszulki i dresu załatwiły sprawę. Doszła także do wniosku, że powinna zebrać wszystkie listy w jedno miejsce. Znalazła stare pudełko po butach obklejone kolorowym papierem i ukryła w nim wszystkie listy, które przysłał jej chłopak. Same pudełko ukryła w szafce pod telewizorem. Tam zazwyczaj chowała najdroższe jej sercu pamiątki - listy, bilety, zdjęcia, zasuszone wianki. Rzadko zaglądała do tej szafki, co najwyżej w chwilach melancholii, ale nie mogła zaprzeczyć że przedmioty w niej się znajdujące były jej bliskie.

                Kontemplacje na nic nieznaczące tematy przerwało jej natarczywe pukanie do drzwi, powodujące podekscytowanie. Nagle dzień przestał być taki beznadziejny. Wszystko zdawało się być bardziej kolorowe. W miarę jak otwierała drzwi całe podekscytowanie wyparowało, a świat na nowo stal się szary. To tylko sąsiadka pragnąca pożyczyć cukier. Westchnęła i chcąc zachować dobre stosunki międzysąsiedzkie pożyczyła jej cukier.

                Kolejne minuty zamieniały się w godziny, a na dworze zaczynało zmierzchać. Tym samym spędziła cały dzień gapiąc się tępo w ścianę, czekając na jakakolwiek wiadomość od Caluma. Mógł przynajmniej napisać, dać jakikolwiek znak życia. Sprawić, żeby ten beznadziejny dzień nie był aż tak beznadziejny. Ale nie dostała żadnej wiadomości, żadnego telefonu. Przepadł jak kamfora. Zrezygnowana przyłożyła głowę do poduszki, którą zawsze trzymała na kanapie i odpłynęła do świata niebytu. Zanim jednak to nastąpiło, gorzko zaszlochała - poczuła się przytłoczona naporem tego dnia, tęsknoty i samotności. To było zdecydowanie ponad jej biedne nerwy, które zostały ostatecznie zszargane przez uśmiechniętą kobietę zajmującą się rekrutacja.

                Jej sen był niespokojny, przeplatany koszmarami. Bała się najgorszego; w dzień próbowała zepchnąć te obrazy w najdalszy kat swojej świadomości. Obudziła się zlana potem, z krzykiem na ustach. Nie mogła złapać normalnego oddechu, a widząc na elektronicznym zegarku godzinne drugą, postanowiła wrócić do sypialni.

open when / cthWhere stories live. Discover now