9. Zabij mnie

289 37 3
                                    

  - Cholera, no nie wiem - westchnął Mateusz - Może lepiej będzie jak dam się zabić? - wzruszył ramionami - Skoro i tak skończę w domu, to przynajmniej chłopaki nie będą mi wypominać, że nie przeżyłem tego, co im się udało - uśmiechnął się pod nosem.

- Jak sobie życzysz - Scott uśmiechnął się zwycięsko, jakby czekał tylko na to, żeby zobaczyć elkowe cierpienie - Chodź Foxy, nasz blondwłosy przyjaciel chce cię poznać bliżej.

Spod stołu natychmiast wyskoczył Rockstar Foxy. Przez chwilę stał nieruchomo, gapiąc się tylko na chłopaka. Mateusz czuł się okropnie zestresowany. Ale szczerze, kto by nie był na jego miejscu, ze świadomością, że za parę sekund zostaniesz rozszarpany przez dwumetrowego, robotycznego lisa? Animatron wydał z siebie niskie warknięcie, przypominające trochę chrzęst deptanego szkła. Eleven momentalnie się spiął, stając niemal na baczność. Cawthon tylko szerzej się uśmiechnął, dając lisiastemu dłonią znak do ataku. Ten natomiast oderwał się od ziemi z szybkością, o jaką ciężko byłoby go podejrzewać i rzucił się w stronę przestraszonego blondyna.

Eleven w pierwszym odruchu się uchylił, ale na niewiele mu się to zdało. Robot i tak dopadł go, przewracając na podłogę. Nie odgryzł mu po prostu płatu czołowego, tak jak wcześniej Adamowi, tylko wbił pazury w brzuch chłopaka, co poskutkowało rozdzierającym krzykiem z jego strony. Mateusz widział i czuł dużo więcej niż by chciał, jednak długo to nie potrwało, bo kiedy lisiasty pociągnął pazury ku dołowi, chłopakowi zrobiło się ciemno przed oczami. Usłyszał jeszcze śmiech Scott'a, po czym film mu się urwał.

***

- Bierzcie go chłopaki - Eleven usłyszał głos jak przez mgłę, nawet nie mógł zidentyfikować do kogo należał.

- Niby taki chudy, ale do lekkich to on nie należy - ktoś lekko się zaśmiał.

- Dajcie spokój, widzicie w jakim jest stanie, trzeba go podnieść, bo jeszcze sobie krzywdę zrobi.

Mateusz poczuł dotyk czyjejś ciepłej dłoni, najpierw na nodze, a potem na biodrach. Otworzył oczy, instynktownie wyszarpując się i oddalając od chcących go objąć rąk. Jednym susem znalazł się w kącie pomieszczenia, podkulając nogi i opierając brodę na kolanach. Wyglądał jak przestraszone dziecko, które pierwszy raz w życiu zobaczyło brodatego wujka, który chciał je przytulić. Zresztą podobnie też się czuł. Trząsł się mimowolnie, a w okolicach brzucha ciągle czuł rozdzierający ból. Nawet tam nie patrzył, bo zwyczajnie się bał. Czegoś takiego się łatwo nie zapomina. Był świadomy, że to wszystko może być urojone, ale i tak był przerażony. Wydawało mu się, że jest silniejszy psychicznie po tylu grach horrorowych, ale najwidoczniej przecenił swoje możliwości. Albo zbyt długo starał się być silny w samej grze. Teraz po prostu pękł.

- Stójcie, ja się nim zajmę - powiedział stanowczo Weza przyciszonym głosem, po czym bardzo powoli podszedł do skulonego w kącie chłopaka - Hej Elek, patrz, to ja, wszystko jest dobrze - przemawiał do blondyna jak do trzyletniego dziecka, delikatnie kładąc dłoń na jego kolanie - Widzisz? To tylko my, nic innego tu nie ma. Nie wiem, co się tam stało, ale teraz jest po wszystkim.

Pozostali chłopcy stali na środku pokoju, uśmiechając się delikatnie. Z jednej strony widzieli doskonale, że stan Mateusza jest beznadziejny i wcześniej chyba nie zdarzyło mu się tak zachowywać, więc sytuacja była poważna, jednak z drugiej widok Wezy głaszczącego blondyna po nodze i mówiącego do niego jak do trzylatka sam przywoływał uśmiech na twarz. Nie dość, że wyglądało to przezabawnie dla patrzącego z boku, to jeszcze wydawało im się niezwykle urocze. Brunet jednak nie zwracał na nich większej uwagi, skupiając się na Elevenie.

- Już się trochę pozbierałeś? - zapytał, uśmiechając się półgębkiem - Lepiej ci? - odpowiedziało mi tylko kilkukrotne skinienie głową.

Weza podniósł się z przysiadu i wystawił rękę w stronę Mateusza, który złapał ją i z pomocą przyjaciela stanął na nogach, jednak z uporem nie spoglądając na nic, poza twarzą bruneta. Daniel domyślił się czemu, więc korzystając z okazji, że Elek miał zajęte ręce, wolną dłonią dotknął jego brzucha, na co blondyn lekko odskoczył. Jednak po chwili pozbierał się, rozumiejąc, że przyjaciel po prostu chciał upewnić go w tym, że tak naprawdę nic mu nie jest.

Godzinę później wszyscy chłopcy siedzieli w salonie z kubkami ciepłej herbaty w dłoniach, rozprawiając o wszelkich pierdołach, jakie przyszły im do głowy. Mateusz czuł się zdecydowanie lepiej, głownie dzięki temu, że nie został zignorowany i przyjaciele z niego nie żartowali. Może niezupełnie rozumieli drastyczne pogorszenie stanu blondyna, ale powstrzymali się od komentarzy. Każdy z nich chciał zapomnieć, że to wszystko w ogóle miało miejsce, chociaż było to praktycznie niemożliwe i dobrze o tym wiedzieli. Jednak w każdym poza Mateuszem siedziało pytanie, które w końcu zadał Adam.

- Elek, wiesz w ogóle kto nas tam ściągnął?

- Nawet z nim gadałem - blondyn wzruszył ramionami, po czym pociągnął długi łyk ze swojego kubka - Fioletowooki taki.

- Nie gadaj! Gadałeś z Purple Guy'em?! - rozemocjonował się Neskot.

- Nie całkiem, to był Scott Cawthon, tylko z fioletowymi oczami.

Źrenice reszty znacznie się rozszerzyły, ale nikt się nie odezwał. Owszem nie spodziewali się tego, ale jakby nie patrzeć było to dosyć logiczne. Rozmawiali jeszcze długo, nie tylko o grze, ale i życiu. Dobrze się bawili i mimo wszystko uznali spotkanie za całkiem ciekawe. Podeszli do sytuacji, jakby to była bardziej realistyczna gra na Oculusie i udało im się ogarnąć emocje z nią związane.

Wszystkim z wyjątkiem Elevena, którego w snach ciągle prześladował Foxy.

~~~

Gah, spóźniona jak zwykle. Drugi będzie za chwilę, tak myślę. Max pół godziny. Tymczasem bywajcie.

Wesoła kompania vs robotyczny gangDonde viven las historias. Descúbrelo ahora