3. Spotkanie z ulubieńcem

356 40 17
                                    

Piątka chłopaków podążała powoli korytarzem, rozglądając się uważnie na boki. Nie spodziewali się spotkać żadnego animatrona, ale lepiej było zachować ostrożność. Martwili się o swoje życie i stan rudego przyjaciela. Mieli nadzieję, że chociaż przetrwał, choć im bardziej zbliżali się do pokoiku, w którym przesiadywał Toy Freddy, tym bardziej tę nadzieję tracili. Eleven szedł na czele, mimo że cała ta gra już dawno przestała go ekscytować. Oczywiście dreszcz emocji był niesamowity, ale świadomość, że potencjalnie da się zginąć, nie napawał go pozytywnymi uczuciami. Zdecydowanie wolał grać na komputerze i widzieć potwory tylko na ekranie. Teraz to nie była zabawa, tylko realne zagrożenie, a to nie podobało się nikomu. Poza tym Mateusz czuł się winny. Gdyby tak bardzo nie próbował dbać o bezpieczeństwo przyjaciół, śledząc ich na kamerach, prawdopodobnie nie wyczerpałby całej energii i nie straciliby Neskota.

W końcu po trwających wieczność dziesięciu minutach najwolniejszego marszu, na jaki było ich stać, zatrzymali się przed drzwiami do niewielkiego pokoju. Elek dał znak dłonią reszcie, żeby się trochę odsunęli i zaczekali, a on zbada sytuację. Przyłożył ucho do drewnianej powierzchni, ale nie usłyszał nawet szmeru, więc pchnął lekko drzwi, niemal natychmiast odsuwając się od nich. Chłopcy popatrzyli na niego ze zdziwieniem pomieszanym z niepewnością, ale po chwili zrozumieli, co tak odrzuciło blondyna. Ich nozdrza zaatakował wyraźny zapach świeżej krwi, co tylko pogłębiło ich przestrach. Mimo to Eleven dzielnie przekroczył próg pokoju. Nie minęła nawet sekunda, a zdążył tego pożałować.

Wystarczył jeden rzut oka, żeby dostrzec, że podłoga i ściany były mocno zabrudzone brunatną, zasychająca cieczą. Odrzucał już sam zapach, ale widok był o wiele gorszy. Gdy blondyn wszedł do pomieszczenia, mimo że zrobił tylko jeden krok, automatycznie się cofnął, ledwo powstrzymując odruch wymiotny. Po chwili opanował się i spojrzał w głąb pokoju. Na podłodze, tuż obok krzesła, leżało rozszarpane ciało rudzielca. Ten trzask, który słyszeli poprzedniej nocy, to musiały być żebra, był tego pewny. Kawałki kości, płuc i reszta wnętrzności walały się po całej podłodze. Części, które zostały w całości, były całe ubrudzone krwią, a resztki ubrań wręcz nią przesiąknięte. Mateusz wstrzymał oddech, powstrzymując swoje ciało od drżenia. Nie chciał teraz się załamywać, musiał pozostać silny, żeby reszta chłopaków nie straciła wiary, a przynajmniej nie w całości.

Pozostali jednak nie byli już tak dobrzy w udawaniu, że nic ich nie rusza. Blondyn wyraźnie słyszał ich westchnienia, czasem piski, a przy drzwiach został niemal przewrócony przez Wezę, biegnącego w kierunku łazienek. Było mu skrajnie żal, obwiniał się za to. Spuścił głowę, wpatrując się tępo w swoje buty. Nagle poczuł dotyk na ramieniu, na co uniósł wzrok, odrzucając lekko do tyłu przydługawe włosy. Chłopakiem, stojącym przed nim okazał się Naruciak.

- Dobrze się czujesz? – zapytał brunet, po czym pokręcił głową – Tak, wiem, że to durne pytanie, przepraszam. I nie obwiniaj się, nie masz powodu.

- Ale gdybym tak często nie sprawdzał kamer, może starczyłoby energii i... - nieoczekiwanie w oczach Mateusza zagościły łzy, które próbował odgonić. Dopiero teraz zrozumiał, jak ważną osobą, jak dobrym przyjacielem był dla niego rudzielec.

Adam lekko uścisnął Elevena, co ten drugi natychmiast odwzajemnił. Poczuł się nieznacznie lepiej, jednak miał pewność, że to nie pierwsza taka sytuacja. Owszem, starali się być najostrożniejsi, ale jak myślał już na początku, nie zawsze można wygrać. Gdyby mógł wybierać między tkwieniem w tym pieprzonym wymiarze, czy gdziekolwiek byli, a śmiercią, choćby z rąk czy zębów animatronika, wybrałby drugą opcję. Bardzo nie chciał przeżywać straty kolejnego przyjaciela. Wraz z resztą postanowili wracać do biura, żeby przypadkiem się nie spóźnić. Wyciągnęli jeszcze z łazienki półżywego Wezę i po kilku minutach znajdowali się już w odpowiednim pomieszczeniu.

- No to tak – westchnął Elek, studiując wzrokiem znalezioną na biurku karteczkę – Teraz znowu będzie Kukiełka i Helpy, do tego Foxy, Bonnie od pluszanki, Chicka od mokrej podłogi, Mangle, obie wersje balonowego dzieciaka, druga Magle i jej pluszanka, Nightmare'y i Ennard. Do tego jeszcze notka. Życie bywa ciężkie, prawda? Przykro mi z powodu waszej straty, chociaż... może jednak nie? Nie martwcie się, wasz przyjaciel zostanie posprzątany wraz z rozpoczęciem drugiej nocy. Mam nadzieję, że zdążyliście się pożegnać.

W tym samym momencie, w którym chłopak skończył czytać, wybiła północ. Był bardziej niepewny niż wczoraj, mimo że w pewnym sensie zdobył już trochę doświadczenia. Disu ponownie zgłosił się, aby pójść do Miarionetki i nikt się z nim nie spierał. Weza miał pilnować górnej wentylacji, Naruciak lewych drzwi, Alien prawych, a Elek był odpowiedzialny za kamery i dolny szyb wentylacyjny. Około pierwszej w nocy pojawił się Bonnie, żądny swojej zabawki, która w ekspresowym tempie została mu dostarczona przez Elka. W międzyczasie chłopcy straszyli Rockstar Chickę znakiem ostrzegającym przez mokrą podłogą i słuchali odbijania się balonowych bachorów od ścianki szybu. Kto chciałby słuchać ich śmiechu dobrowolnie?

Gdy blondyn wrócił do biura, zadzwonił telefon. Nikt nie zwrócił na to uwagi, bo Music Man'a przecież nie było. Mimo wszystko, kiedy rozległ się ochrypnięty głos „Halo? Halo!", Mateusz podniósł słuchawkę.

- Halo, halo, zamknij mordę – warknął i rzucił słuchawkę na statyw, przerywając połączenie z trzaskiem.

Przez chwilę skupił na sobie uwagę reszty, ale szybko wrócili do swoich zajęć. Około czwartej w korytarzu pojawiła się Mangle. Tym razem zrobiło się spokojnie, więc Alien postanowił zdobyć się na odwagę i dostarczyć jej wypchaną zabawkę. Wyszedł powoli z biura, kierując się w stronę kącika nagród. Zgarnął z półki pluszaczka, po czym niepewnie podszedł do oczekującej Mangle. Oddał jej zabawkę i bardzo ostrożnym krokiem ruszył w stronę biura, co chwilę obracając się i sprawdzając, czy aby na pewno za nim nie ruszyła.

- Jasna cholera! – Eleven trzasnął tabletem o biurko – Foxy zaraz wyleci, niech ten człowiek się pospieszy!

Blondyn co chwilę spoglądał w kamery, żeby sprawdzać sytuację. Gdy zobaczył, że lisiasty opuścił Pirate Cove, zrobiło mu się duszno, jednak Alien był już blisko drzwi. Mateusz miał nadzieję, że chłopak zdąży. Trzymał kciuki tak mocno, że aż zbielały mu kostki. Podbiegł do drzwi i krzyknął, żeby ciemnowłosy biegł, widząc już Foxy'ego na końcu korytarza. Cofnął się do przycisku, żeby zamknąć drzwi, kiedy Alien przekroczy próg. Żeby zdążył, żeby tylko zdążył! Niestety, nie zdążył. Metr od progu lisiasty dopadł chłopaka, przegryzając jego szyję na oczach Mateusza, który zasłonił usta dłonią i oparł się o ścianę, będąc blisko omdlenia. Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widział. I ponownie zobaczyć na pewno nie chciał. W uszach wciąż brzmiał mu rozdzierający krzyk kolegi. Mimo walki nie wytrzymał, usiadł na podłodze, osuwając się w ciemność.

~~~

No, i kolejny martwy. Jak ja lubię lisiastego <3 Zostały naszym chłopcom jeszcze cztery noce, postaram się, żeby nie było przesadnie nudno.

Pozdrowionka

Wesoła kompania vs robotyczny gangWhere stories live. Discover now