Rozdział piętnasty

49 5 4
                                    

     Cała trójka ruszyła w kierunku zabudowań, brnąc po kolana w śniegu. Freja nie mogła nadziwić się, co stało się z tą krainą:

– Gdzie podziały się tę piękne pola dojrzałych zbóż? Gdzie drzewa uginające się pod ciężarem owoców? Wanaheim to kraina płodności i obfitości. Jaka zmora nawiedziła to miejsce?

– Jedyne co teraz mnie obchodzi to ogrzać się – Thor wyważył drzwi w pierwszym budynku, jakim spotkał. Całe wnętrze było zaciemnione, zobaczyli obrysy łóżka, mebli i dopiero rozpalenie w kominku umożliwiło rozejrzenie się po pomieszczeniu. Czego tu nie było, bicze, łańcuchy, kneble. Layla z obrzydzeniem oglądała całe to pomieszczenie:

– Co to, izba tortur? – Freja roześmiała się i zamyśleniem wzięła do ręki pejcz. Z rozmarzenie odezwała się:

– Izba tortur? Nie, moja elfko, raczej bolesnych przyjemności, to były czasy...

– Nie rozumiem.

– Moja siostra wygląda na niewinną, ale taka nie jest, wierz mi. Nie na darmo zwą ją boginią miłości, patronuję innym parom, lecz sama też lubi się zabawić – roześmiał się Thor.

– No dobra zabawić się, to rozumiem, ale co ma do tego ból? – Rozłożyła dłonie nad ogniem, ogrzewając się.

– Powiedzmy, że każdy przyjemność pojmuję inaczej.

– Niestety tutaj czuję tylko cierpienie i szaleństwo – odpowiedziała Freja, a jej wzrok skierował się w najciemniejsze kąt, gdzie majaczyło wielkie łóżko, na którym ktoś leżał.

– I co siostro znalazłaś coś? – spytał Thor, lustrując w międzyczasie okolice za potencjalnym wrogiem.

– Tak, martwego mrocznego elfa z podciętym gardłem – rzekła, dołączając do Layli.

– Przecież wszyscy zginęli w jaskini z Malekithem.

– Niestety to nieprawda, dwóch z jego przybocznych przeżyło wraz z odłamkiem kamienia. Zdobyli w krótkim czasie swoich zwolenników, ofiarując wielką moc za wysoką cenę, stając się kolejną rasą, przy których Olbrzymy Lodowe to nieszkodliwe owieczki, Lubują się w okrucieństwie i przemocy, mieliśmy takie przesłanki, iż przejęli Wanaheim, jednak zawsze było coś ważniejszego do zrobienia... – Thor wszedł do środka.

– Cisza! Jesteśmy otoczeni – Freja sięgnęła po swój miecz.

– O czym ty mówisz siostro? Byłem i nikogo tam nie widzia... – Długi oszczep przeleciał mu nad głową, wbijając się z trzaskiem w ścianę.

– Nikogo? Bracie jak z takim mały móżdżkiem wygrywałeś te wszystkie walki. Tu jesteśmy w pułapce, bierz się za ten twój młotek i zniszcz tę tylną ścianę – Asgardczykowi nie trzeba było powtarzać, z wielkim impetem przedostał się przez przeszkodę, a dziewczyny wraz z nim. Ustawili się plecami do siebie, czekając na nadchodzącego nieprzyjaciela. Straszna cisza zawisła nad okolicą, przerywana przez trzask drewna, zapalonego po zniszczeniu kominka.

Rozglądali się w gotowości, a ust parował oddech. Nagle spod warstwy śniegu wyskakują, te same stwory, które zaatakowały na przyjęciu. Dzięki młotowi, ostrzu i strzałom rozprawili się z nimi, o dziwo ciemna materia nie przejawiała toksyczności przy takim mrozie. Nie dane było im odpocząć, ku nim zmierzała dziwna grupa, uzbrojona w okrągłe tarcze i włócznie, skórę mieli barwy zamarzniętego lodu, a czerwone oczy tępo wpatrywały się w dal. Thor nie czekając na rozwój sytuacji, uderzył z rozpędu na oddział. Szereg rozstąpił się, a spomiędzy wyskoczył rosły dryblas, który pojedynczym ciosem dwuręcznego topora zmiażdżył napastnika, wbijając go z ogromną siłą w śnieg. Freja nie tracąc zimnej krwi, powiedziała:

LokiWhere stories live. Discover now