Otoczyło go mnóstwo ciepła, tak samo jak wczoraj. Dzisiaj jednak zwrócił na nie uwagę i jeszcze bardziej zawrzała w nim krew do działania. Rozebrał się z płaszcza, wyjmując wcześniej z niego różdżkę. Machnął nią krótko, dematerializując ubiór. Ruszył do biura Corbetta, witając się po drodze krótko, ale przyjaźnie. Jego zachowanie zadziwiało zarówno ich, jak i szefa Barkera, gdy wparował do jego biura. Ten, siedzący za biurkiem, poprawił nieco okulary na nosie, jak gdyby nie dowierzał energii towarzyszącej swojemu podkomendnemu. 

- Co ty dzisiaj taki wesoły? - Spytał go ponurym głosem, zupełnie nie dzieląc jego optymizmu.

- Trzeba działać, nieprawdaż? Lepiej się do tego zabierać z dobrą myślą, niż łazić potem zdołowanym cały dzień. 

- Hmm, może to i prawda... - Na twarzy Billa nareszcie pojawił się nikły uśmiech. - Skoro tak ci śpieszno do roboty, to chyba dobrze, że mam masę zawiadomień. 

Zerknął na amnezjatora, jak gdyby chciał sprawdzić, czy temu nadal towarzyszy ten dobry humor. Nie tego spodziewał się po osobie, która zaledwie wczoraj musiała teleportować się z, kolejno, kilkudziesięcioma mugolami. Więc wielkie było jego zdziwienie, gdy patrząc mu w oczy wciąż dostrzegał ten dziwny błysk. Nie był pewien, co takiego wydarzyło się od ich ostatniego spotkania, ale bynajmniej mu to nie przeszkadzało. I jemu udzieliło się nieco tego zapału, chociaż wciąż go nie rozumiał. Gdy tylko upewnił się, że Chris z chęcią zabierze się do działania, podał w końcu szczegóły.

- Tak się składa, że ten jest akurat w pobliżu twojego domu. Zobaczył jakąś czarownicę, która spadła razem z miotłą, próbując opuścić Londyn. To młody chłopak, brunet w niebieskiej kurtce. Powinieneś zobaczyć go w drodze z ministerstwa do siebie.

- Rozumiem, niebawem wrócę.

Odpowiedział mu tylko jeszcze na odchodne i opuścił pomieszczenie, mijając po drodze inną amnezjatorkę. Ta nie była już tego ranka taka wesoła, co Barker. Szybkim krokiem opuścił gmach ministerstwa, podsycając w sobie ten optymizm. Dopiero w tym momencie dotarło do niego, że zapewne robił to na siłę. Bo trudno w takiej sytuacji o chęć do działania. Pomijając nawet wizję kolejnej szansy, raczej rzeczywistość nie cieszyła. Teorię te potwierdzał fakt, że przez całą drogę przygotowywał sobie w głowie kolejne zaklęcia. Chciał być tym razem gotów na ewentualny opór. Nie przyszło mu na myśl, że przygotowanie czasem nie wystarcza. 


Wyszedł na ulicę, dopiero teraz nieco chłonąc. Widząc padający śnieg, humor nieco mu oklapł.. Zaraz mu jednak przyszło do głowy, że lepiej będzie do problemów podchodzić z dobrym nastrojem. Dlatego kontynuował oszukiwanie samego siebie i wyruszył na spotkanie z problemami Londynu. Po drodze uważnie się rozglądał, poszukując charakterystycznej niebieskiej kurtki. Kątem oka dostrzegał, że grupy mugoli myszkujące po ulicy dziwnie na niego spoglądają. Nie było to przyjazne spojrzenie, a wręcz wrogie. Podejrzliwe. Barker odwzajemniał je wyzywająco, z charakterystyczną dla siebie nutką pogardy, nie chcąc, by wytrąciły go  z równowagi. W końcu jednak znudziło mu się to i zwyczajnie szedł przed siebie, rozmyślając o tym wszystkim. Dotarło do niego, że te spacery po ulicach musiały znaczyć co innego, niż próby powrotu do normalności. Bo z pewnością grzebanie po złomie, niczym jacyś włóczędzy, nie przypominały tego. Nie chciał jednak zbytnio się tym teraz przejmować. Postanowił, że dopyta o to Billa po powrocie. Do niego informacje zawsze dochodziły najpierw. Idąc tak w pewnym momencie zauważył, że dotarł niemal do swego domu, a poszukiwanego jak nie było, tak nie ma. Stanął jak wryty i zaczął rozglądać się wokół siebie, rozmyślając, czy aby nie powinien zawrócić. Wtedy jednak rzuciła mu się, wspomniana przez szefa, kurtka młodzieńca. Stał przed jakimś blokiem mieszkalnym, tłumacząc coś energicznie policjantowi przed sobą. Po tamtym widać już było, że dla niego także ostatnie dni nie należały do lekkich. Mrugał co chwilę oczami i je przecierał, przerywając tym samym leniwe zapisywanie w notatniku. Zapewne odesłałby obywatela do psychiatry, gdyby to był pierwszy taki przypadek albo sam nie był świadkiem podobnych zdarzeń. Po kilku minutach nareszcie skończył wysłuchiwać chłopaka i pozostawił go samego sobie, zdanego na łaskę czarodzieja. Wspomniany nie czekał długo, podchodząc szybkim krokiem do przerażonego mugola. Postarał się przybrać przyjazny wyraz twarzy, co przyszło mu o wiele łatwiej, niż ostatnim razem, gdy tego próbował. Brunet usiadł na pierwszych lepszych schodach, kryjąc twarz w dłoniach, jak gdyby jeszcze nie wybierał się do domu. Śnieg chrzęścił pod butami amnezjatora, co najwyraźniej zwróciło uwagę młodzieńca. Natychmiast podniósł głowę z rąk, pokazując na niej mieszankę przerażenia i bezradności. Były to emocje, które doskonale ilustrują sytuację z perspektywy niemagicznych. Przerażenie nieznanymi siłami szalejącymi w mieście, połączone z bezsilnym pragnieniem działania. Chris już widział tą twarz... Wczoraj, w świetle różdżki. Wzdrygnął się lekko, krzywiąc przy tym lekko lewy kącik ust. Natychmiast się jednak opamiętał, przywracając przyjacielski uśmiech. Stanął nad swoją ofiarą, która momentalnie zerwała się z ziemi, patrząc na niego zdezorientowanym wzrokiem. 

Cienka granicaWhere stories live. Discover now