Zakończenie albo jak kto woli Epilog

174 9 15
                                    

Jak się okazało każdy w taki sposób przespał całą noc. Nadszedł ranek , zaczęło się od  deszczu który padał w całym mieście. Woda spływała po ulicach niczym rwące potoki. Na oknach można było dostrzec jego malownicze krople które spływając z góry robiły wręcz cudowne wyścigi o to która z nich szybciej spłynie. Właśnie w takim deszczowym krajobrazie mieli pochować ciała swoich bliskich. Sprinter zaczął powoli się przeciągać na kanapie, po czym podniósł się z niej i udał do części kuchennej by tam przygotować poranny posiłek. W tym czasie swoje ręce zaczął wyginać Mikey który się właśnie obudził. Otworzył swoje błękitne oczy na oścież i się uśmiechnął.

-Dzień dobry Raph -powiedział.

Zielonooki tylko tyle co otworzył oczy jak centralnie przed nimi zobaczył twarz swojego młodszego brata.

-Mikey....Dzień dobry - akurat ziewnął.

Lider poczuł że ktoś oparł rękę na jego ramię. Gwałtownie wstał, odwrócił się i wtedy spostrzegł że tym kimś był Raphael.

-Raph'ie ja....-buntownik nie dał mu skończyć, tylko go objął i tym samym wtulił w siebie z całej siły.

-Leo wybaczam ci -szepnął mu do ucha.

Niebieskooki uśmiechnął się, swoją głowę oparł o ramię brata. To właśnie w takich chwilach zdajemy sobie sprawę z tego co mamy.

-Ciekawe co robi mistrz -odezwał się po chwili ich brat.

-Ja nie wiem -odparł buntownik.

-No cóż, myślę że przygotowuje posiłek -rzucił Leo.

-yhy.....idziemy do niego ?

-Tak -powiedzieli zgodnie.

Po czym całą trójką opuścili pokój i udali się w kierunku części kuchennej.

Weszli do środka, przy stole siedziała już Emilly.

-Witaj mistrzu -powiedzieli w trójkę.

-Moje dzieci, witajcie. Zajmijcie miejsca przy stole.

Nic nie mówiąc usiedli przy stole, szczur położył na niego talerze , kubki , sztućce oraz gotowe dania. Tradycyjnie rozpoczęli od modlitwy dlatego też wszyscy stali. Sprinter wyrecytował jej treść, którą znał na pamięć, a każdy z nich rozumiał jej treść mimo iż była po Japońsku.

Watashitachi no kami, omo yo, kono shokuji no tame ni anata ni kansha shimasu. Sonotame ni, watashitachiha kyō okite ikite imashita. Watashitachiha subete no hanzai, tokuni watashi no musuko, kyōdai Donatello to kare no saiai no Justine ni yotte okasa reta hito-tachi no tame ni, kyō kara sorera o minogashite shimau koto o shazai shimasu. Karera ni zaiaku-kan o yurushi, karera o seichi ni tsurete iki, watashitachi ga futatabi sorera o miru made watashitachi o iki sasemashou. Āmen*

Po zakończeniu modlitwy, usiedli na krzesłach i rozpoczęli jedzenie. Jedli powoli i w milczeniu tak że powoli przełykali posiłek. Zajęło im to około dwudziestu minut. Po zakończonym posiłku ponownie wstali i tym razem wszyscy jak to umieli podziękowali za posiłek i za to że żyją. Odeszli od stołu, najstarszy pozbierał naczynia i zaczął je myć. W tym czasie Mikey usiadł na kanapie i zaczął rozmyślać nad dzisiejszym szczególnie trudnym dla nich dniu.

Sprinter na chwile też usiadł na kanapie, obok niego usiadła Emilly , przy Mikey'm usiadł Raph a po skończonym myciu naczyń dosiadł się do nich Leo.

-Moje ukochane dzieci, musimy przygotować waszego brata oraz jego narzeczoną do pogrzebu.

-Mistrzu czemu nazwałeś Justine narzeczoną Donatello? -nie zrozumiał Raph i dlatego tylko spytał.

|| TMNT || Porwana || Zakończona || ✔️Where stories live. Discover now