3

95 2 1
                                    

28 września, piątek

Uwielbiam jesień, mimo że kiedyś nienawidziłem tej pory roku. Dzisiaj dostrzegam jej urok. Stojąc na przystanku i czekając na autobus, zachwycam się kolorową aleją na ulicy Struga. Lubię Nową Hutę, bo zdecydowanie dominuje tu roślinność. Poza tym, w odróżnieniu od wielu osób, podoba mi się jej socrealistyczna architektura. Wysokie, masywne budynki z licznymi elementami nawiązującymi do renesansu, baroku, klasycyzmu i modernizmu. Nowa Huta posiada cechy miasta idealnego, miała bowiem odzwierciedlać potęgę komunistycznych władz. Nie budzi to dobrych skojarzeń i może dlatego większości nie podoba się ta dzielnica. Nie żyję przeszłością, cieszę się, że żyję w wolnej Polsce. Jednak nie zapominam o historii, która buduje tożsamość narodową. To bardzo ważny element. Skupiam uwagę na różnokolorowych liściach leżących pod drzewami. Dostrzegam i chłonę piękno. Oprócz tego odczuwam definitywny koniec lata, chowam się przed zimnem i spoglądam w niebo, zastanawiając się, co przyniesie. Jeszcze wczoraj huczały wichry, łamiąc gałęzie, a miasto od czasu do czasu zalewała ulewa. Uświadamiam sobie, że pogoda odzwierciedla moje uczucia w paralelny sposób. Rozdarcie wewnętrzne. Bohater romantyczny. Zakochany buntownik poświęcający się ideom. Aktualnie stoi na przystanku i sam nie wie, na co czeka. Gdzie zamierza dotrzeć. Wszędzie doszukuje się symboli, które dałyby mu poczucie solidarności ze światem. Poczucie, że nie jest osamotniony i że nie padł ofiarą ostracyzmu. Kuli się w sobie, jakby nie potrafił się obronić. Wiatr targa jego włosy i wskazuje drogę. Robi to bezlitośnie i konsekwentnie, w każdej sekundzie odbierając coraz to więcej ciepła. Gdzie się podział ten odważny i pewny siebie buntownik? Gdzie są jego idee? Ten zagubiony, słaby człowiek to ja. Nie lubię spotykać się ze swoim odbiciem. Za każdym razem widzę tą słabość w oczach. Codziennie coraz bardziej się orientuję, jak cholernie nienawidzę samego siebie. Bez niej stałem się całkowicie wyprany z wszelkich wartości. Popełniam mnóstwo głupot, kłócę się z rodzicami, których kocham ponad wszystko. Mówię za dużo, a za mało robię. Chodzę do pracy, a jestem bierny. Kocham, a krzywdzę. Brzydzę się sobą.

Codziennie jeżdżę tą samą trasą. Mijam te same budynki, widzę te same twarze. W takim razie co się zmienia? Jeśli nie otoczenie to zapewne ja. Dzisiaj znowu przyglądam się ludziom i myślę. Każdego z nas determinuje historia. Nie narzekam na swoje dzieciństwo, było wspaniale i beztroskie. Jednak dlaczego nie wyniosłem z tego okresu czegoś wartościowego? Wciąż ubolewam, że nie zdążyłem poznać dziadków. Mam żal, sam nie wiem do kogo. Bóg doskonale wie, co robi. Więc o co chodzi? O wychowanie? Myślę, że byłem traktowany zbyt ulgowo. Mimo wszystko czuję ogromną wdzięczność, bo nie mam nikogo poza rodzicami, a to właśnie rodziciele wskazali mi właściwą drogę i nauczyli kochać. Trudno powiedzieć, czy byłem zanadto rozpieszczany, oby nie. Wiem, że nigdy nie doznałem prawdziwej tragedii i cierpienia. Owszem, nastoletni okres był dla mnie niesamowicie trudny, ale wciąż beztroski. Wtedy poznałem Magdę, doświadczyłem i zaznałem miłości. Kłóciłem się ze wszystkimi, płakałem po nocach i samookaleczałem się. Z okresu dojrzewania została mi jedynie nienawiść do siebie, która wzrasta we mnie każdego dnia. Znajduję się w błędnym kole, bo pragnąc wyzbywać się wad, wciąż je pielęgnuję. Oczywiście bez premedytacji, ale pielęgnuję. Chcę naprawiać błędy i walczyć ze słabościami, jednak one mnie przygniatają. Krępują ruchy, ciągną na dno. Czuję się samotny wśród ludzi. Brakuje mi pokrewnej duszy, która pomogłaby mi się trzymać. Miłość to uczucie, które człowieka buduje i podnosi, sprawia, że staje się lepszy. Gdzie moja miłość? Brzydzę się sobą, bo czuję się obrzydliwie bezwartościowy. Nawet, gdybym mógł się cofnąć czasie, nie wiedziałbym, do którego momentu powinienem wrócić. To wszystko przez to, że nie mam pojęcia, kiedy zszedłem na złą drogę.

Wchodzę do redakcji i witam się ze wszystkimi. Nie wdaję się w dłuższe pogawędki, kompletnie nie mam na to ochoty. Ostatnio wszyscy zasypują mnie swoimi problemami, podczas gdy sam nie potrafię podołać własnym. Wiem, że jeśli przez jakiś czas nie pobędę w całkowitej samotności, wszystko mi zbrzydnie. Nie chcę tego. Kocham ludzi, ale oni tego nie odwzajemniają. Wspieram bezinteresownie, jednak jestem tylko człowiekiem. Też potrzebuję zrozumienia, rozmowy i wsparcia. Nie chcę bezgranicznie ufać ludziom, a wciąż to robię, jestem potwornie naiwny. Mógłbym porozmawiać z Anastazją, ale boję się. Przypominam sobie powód, przez który straciłem Magdę. W mojej głowie wciąż rozbrzmiewają jej bolesne słowa. Doskonale pamietam tę rozmowę.

Więcej niż pamiętnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz