📚

Taeil skończył ostatnią lekcję. Po zajrzeniu do klasy Yuty i stwierdzeniu, iż już zdążył się ulotnić, poszedł wolnym krokiem w stronę biblioteki. Miał małą nadzieję, że przez ten czas spaceru szkolnymi korytarzami chłopak zdąży wszystko w niej zrobić i będą mogli razem wrócić do domu. Zdążył zapomnieć o starciu ucznia z nauczycielką matematyki oraz małej karze Chińczyka, która nieco rozgniewała Yutę, więc nie przyszło mu do głowy, aby porządnie upewnić się czy Japończyk na pewno jest w bibliotece.

Wreszcie dotarł i zajrzał do środka przez szybę, oddzielającą duże pomieszczenie od korytarza, a po chwili mocno tego pożałował. Sicheng zobaczył Taeila szybciej i już patrzył na niego groźnie, przez co ten już zaczął drżeć ze strachu. Chińczyk wzbudzał w nim nieco więcej negatywnych emocji niż pozostała trójka wielkiej czwórki przez swoje zachowanie.

Sicheng kiwnięciem głowy kazał do siebie podejść. Taeil z szeroko otwartymi oczami i głębokim oddechem wykonał polecenie, uprzednio witając się cicho z siedzącą za biurkiem bibliotekarką, która prawdopodobnie żyła teraz w słodkiej niewiedzy. Miał ochotę ją poprosić, żeby poszła z nim albo przynajmniej miała pod ręką telefon z wbitym numerem na pogotowie.

Stanął dwa kroki od chłopaka w czarnym mundurze, nadal nie mając odwagi podnieść głowy i na niego spojrzeć.

— Miło cię widzieć. — Usłyszał cichy głos, a zaraz potem poczuł, jak ktoś ciągnie go za ramię plecaka. Nie opierał się, po prostu posłusznie szedł na ścięcie.

A Yuty nadal nigdzie nie było.

Sicheng kierował się do najdalszego i najbezpieczniejszego kąta biblioteki, gdzie oczy najważniejszej w niej kobiety ich nie dosięgną, zaś uszy nie usłyszą. Jego zachowanie na powrót zmieniło się na chłodne i wywołujące nieprzyjemne dreszcze. Przyparł wystraszonego Taeila do jednego z regałów, patrząc mu przy tym głęboko w oczy.

— Gdzie on jest? — wyszeptał przez zaciśnięte zęby Chińczyk, a bezbronnemu chłopakowi serce podeszło do gardła.

— K-kto? — Tylko na tyle było go w tym momencie stać.

— Jeszcze pytasz? — Sicheng ścisnął mocno policzki Taeila, sprawiając, że ktoś trzeci mógłby się zaśmiać z jego twarzy, jednak śmiech był ostatnią czynnością, jaką mogliby w tej sytuacji robić. — Ten kujon Nakamoto. Twój koleżka. Czemu go tutaj nie ma?

Taeil zbladł i natychmiast pożałował, że nie zadzwonił do Yuty z pytaniem czy przyszedł do biblioteki. Widząc wykrzywioną irytacją twarz Chińczyka i oczy ciskające raz po raz pioruny, miał w głowie całkowitą pustkę. Przecież nie powie, że zaraz przyjdzie, ani, że jednak sobie odpuścił, skoro kompletnie nie wie co jego kolega właśnie robi. W dodatku Yuta w pewnym sensie miał pilnować Sichenga, żeby wykonał swoją karę, chociaż nikt tego w prost nie oznajmił.

— No? Gdzie on jest? — Chińczyk ponowił swoje pytanie, czyniąc uścisk mocniejszym i tym samym sprawiając, że w myślach Taeila pojawił się ogromny czerwony napis „Zaraz umrę".

— Nie wiem — szepnął zgodnie z najprawdziwszą prawdą.

— Kłamiesz.

— N-nie — powiedział nieco głośniej, tak, by nie alarmować bibliotekarki. — Nie miałem z nim kontaktu od przerwy po waszej matematyce. — Z trudem mógł wymawiać kolejne słowa.

Sicheng mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, zapewne jakieś przekleństwo i puścił Taeila, który osunął się na podłogę z cichym jękiem. Obraz przed oczami nagle zaczął wirować, a temperatura ciała niebezpiecznie się ochładzała i ocieplała. Ledwo wstał i już miał w miarę normalnie wyjść spomiędzy regałów, kiedy usłyszał za sobą ciche, acz wypowiedziane z mocą słowa:

— Będę na niego czekał. Niech nie myśli, że może sobie tak bezkarnie uciekać. Przekaż mu.

📚

Yuta słuchał w napięciu krótkiej opowieści kolegi o małej walce i ucieczce z tej sytuacji z duszą na ramieniu oraz sercem w gardle. Stwierdził, że prawdopodobnie on, gdyby jednak postanowił pójść tam po lekcjach, przeżywałby to samo, jednak sto razy gorzej.

Przez cały ten czas chodził po pokoju jak nakręcony, udeptując przy tym ścieżkę.

— On jest nieobliczalny — powiedział Taeil, kończąc swój monolog. — Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak jest, ale ta cała akcja jest jakaś pojebana.

— Mogłeś serio zadzwonić.

— Wielkie dzięki! Ty mi lepiej powiedz gdzieś się szlajał.

Tym razem to Yuta opowiedział o wszystkim co go spotkało po małym postanowieniu opuszczenia chociaż raz dla dobra zdrowia swojego biblioteki i pójścia do domu. Nie pominął nawet takiego szczegółu jak tablica z czerwonymi rysunkami i zdjęciami. Taeil był równie zaskoczony tym odkryciem co on wtedy, gdy wchodził do schowka na miotły dla woźnego.

— Przerażające. Nie miałem pojęcia, że ktoś aż tak może mnie prześwietlić. Ciekawe co tam napisali.

— Akurat naszych nie dostałem, ale...

Yuta odłożył na chwilę telefon i podszedł do torby, na której dnie leżały złożone na pół cztery kartki podarowane mu jako zapłatę za milczenie. Cóż, mimo wszystko nie dotrzymał słowa i o nielegalnych kartotekach uczniów wie już aż pięć osób. Wyciągnął je, jednak samemu nie miał za bardzo odwagi, żeby dokładniej się im przyjrzeć.

— Ale? Denerwujesz mnie dzisiaj — skwitował Taeil rozgniewany. — Przez ciebie prawie zginąłem i jeszcze...

— To tylko twoja wina — uciął Yuta i westchnął ciężko. — Przypuszczam, że Youngho dał mi wszystkie zebrane przez nich informacje na temat wielkiej czwórki.

Zapanowała chwila ciszy.

— Kopalnia złota — stwierdził chłopak po drugiej stronie słuchawki.

— Właśnie — przytaknął mu Japończyk. — Dlatego przyjdziesz i mi pomożesz.

— Będziemy bogaci?

— Być może.

❝bookworm❞ [1]Where stories live. Discover now