XXIV

1.4K 251 92
                                    

   Stali tak chwilę w milczeniu, słuchając wydobywającej się zza drzwi rytmicznej muzyki i pijackich krzyków

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   Stali tak chwilę w milczeniu, słuchając wydobywającej się zza drzwi rytmicznej muzyki i pijackich krzyków. Jest dopiero początek imprezy, a z tego co Yuta zapamiętał to większość było już nieźle wstawiona. Może to on pomylił godziny i przyszli z Taeilem za późno? No i gdzie jest sam Taeil?

Japończyk poprawił ledwo trzymającą się na głowie opaskę z uszami, zaczynając czuć zażenowanie całą sytuacją. Miał ochotę zdjąć niewygodne ubrania, tym samym wydać swą prawdziwą osobę nieznajomemu oraz pozwolić, żeby zrobił sobie z nim co chciał, gdyż Sichenga i tak już pewnie nie zdoła znaleźć. Cały misterny plan zakończył się totalnym fiaskiem przez jakiegoś pajaca udającego azjatyckiego zorro. Dongyoung wybuchnie płaczem jak to usłyszy.

— Jesteśmy tu sami — zaczął Yuta, wodząc wzrokiem po pokoju — może chcesz mi coś zdradzić?

— Tożsamość ma nie będzie tak łatwo odkryta — odparł chłopak poważnie. Teatralnie złapał za bok peleryny i zakrył nią całe swe ciało, uważnie obserwując reakcję Japończyka, który stał nadal na swoim miejscu, zupełnie niewzruszony. — Przepraszam, że cię wystraszyłem.

Yuta zamrugał kilkakrotnie, gdyż poczuł dziwne ukłucie w środku. Znów to dziwne deja vu, ale patrząc na osobę stojącą przed nim nie mógł powiedzieć, że to Sicheng. Za bardzo była zamaskowana, by mieć całkowitą pewność o jej tożsamości, a wolał nie ryzykować tak wcześnie.

— Nikt nie powiedział, że się boję.

Rozmowie tej brakowało dobrego kleju aż za bardzo.

— Znasz może Nakamoto Yutę? — spytał nieznajomy, niespodziewanie zmieniając temat na najgorszy jaki tylko może istnieć, przez co Japończyk zupełnie nie wiedział co ma dalej robić. To wybiło go z resztek rytmu.

— Nie- znaczy tak — zaczął, nieco się plącząc — jestem jego siostrą.

Chłopak w czerni parsknął nagle, jednak za wszelką cenę próbując nie wybuchnąć śmiechem całkowicie. Zasłonił twarz kapeluszem i po niedługim czasie nieco uspokoił.

— Miałaś na myśli kuzynkę?

— Nie, prawdziwą siostrę. — Yuta dalej stawał na swoim. Też wiedział doskonale, iż brzmi to jak naprawdę dobry żart, ale już nie było czasu na zmianę planu. Poza tym odgrywanie rodzeństwa zaplanowali na samym początku intrygi. Czuł przez to wszechogarniający wstyd i postanowił po imprezie całkowicie zerwać kontakty z tymi, którzy za tym wszystkim stoją i wreszcie powrócić do brutalnie odebranego mu niedawno świętego spokoju.

Nieznajomy nadal obserwował Japończyka, jakby zastanawiał się jak dalej poprowadzić konwersację.

— Ach — westchnął smutno, kiwając delikatnie głową — to szkoda, że mi się nie pochwalił...

Wtem zaczął stawiać wolne kroki w stronę Yuty, zaś on znów poczuł te wszystkie dziwne emocje. Odruchowo wziął ręce do tyłu, by przekonać się, że za nim jest tylko ściana, a nie na przykład bardzo potrzebne w tym momencie drzwi.

— ...taką...

Japończyk jęknął w akcie bezsilności. Momentalnie, na samą myśl o nadchodzącym napastowaniu przez jakiegoś randoma w nieznanym sobie domu i bez możliwości krzyku o pomoc, bo za tym idzie odkrycie przez kogoś niepożądanego prawdy, znienawidził siebie bardziej niż powinien. Czemu nie potrafił wtedy porządnie odmówić bądź, gdy akcja poczęła iść w innym, lepszym kierunku, nie wymagającym stawiania tego typu kroków, powiedzieć prawdy? Teraz nie miał pojęcia co nim kierowało, ale nie było to na pewno racjonalne myślenie.

— ...piękną...

Przywarł plecami mocno do ściany, jakby od tego zależało jego życie i pozwolił, by dłonie nieznajomego skutecznie odcięły mu drogę ucieczki.

— ...siostrą?

Yuta zacisnął powieki, jednak tym razem ciekawość była większa od strachu i lekkiego zdenerwowania, więc na powrót je otworzył. Chłopak odsłonił twarz, zakrytą do tej pory szalem, nadal mając maskę na oczach oraz kapelusz. Stali tak przez dłuższą chwilę w bezruchu, mierząc się wzajemnie, a w głowie Japończyka miała miejsce burza z piorunami. Myśli raz po raz znikały i wracały na nowo, lecz jedną z najczęstszych była jedna, wypisana ogromnymi, jaskrawoczerwonymi literami, która sprawiła, iż policzki jego przybrały podobny, może nawet ostrzejszy, kolor.

„SICHENG"

— Jesteś kiepskim aktorem, Yuta — powiedział cicho, by zaraz ująć twarz chłopaka w swoje dłonie, przywdziane w czarne rękawiczki, i pocałować delikatnie oraz sprawić, by wstrząsnęły nim dreszcze.

📚

Taeil tymczasem błądził bez celu po całym domu, próbując w miarę sprawnie, ale dopasowując kroki do rytmu muzyki, omijać bawiących się uczniów. Nie odmówił sobie podarowanego wcześniej przez Dongyounga oraz napotkanych po drodze innych miłych ludzi napoju, przez co teraz czuł się odprężony, a zarazem zdziwiony, że alkohol przyjął tak dobrze, mimo nikłej styczności z nim. Łatwo można zgadnąć, iż całkowicie zapomniał o istnieniu kogoś takiego jak Yuta.

Przechodząc obok stołu, wziął stojący na nim plastikowy kubek. Z upiciem kilku łyków pożałował, że ta impreza jest w sumie jego pierwszą i tyle równie fajnych go ominęło.

Wtem ktoś złapał go za łokieć i odciągnął na bok, przez co niezdarnie wylał na podłogę trochę cieczy. Spojrzał zirytowany na sprawcę tego małego wypadku i widząc przed sobą poważnego Jaehyuna ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami i zabawnym kapeluszem kowbojskim na głowie, zachichotał.

— Yehaw, szeryfie — zaczął, siląc się na trzeźwy ton — czym zawiniłem?

— Widziałeś gdzieś Yutę? — spytał, zerkając przez ramię kolegi na rozbawiony tłum.

— A kto to jest?

Mina Jaehyuna była wystarczająca, by chłopak zaraz sobie przypomniał o kogo mu chodzi. Jednak zanim odpowiedział, przybrał pozę naprawdę zamyślonego i zmartwionego jego brakiem.

— Mówił, że idzie szukać Sichenga... jakieś kilka godzin temu.

— Jesteście tutaj dopiero dwie.

— Widzisz jak czas szybko leci. — Taeil przewrócił oczami i wypił resztkę alkoholu, którą zdołał uratować przed przykrym spotkaniem z podłogą. — Ale nie wiem czy znalazł. Jedyne co pamiętam to jak jakiś zorro ciągnie go na górę. Albo to nie był on...?

Jaehyun pokiwał głową i widać było, że trochę go to uspokoiło. Poklepał chłopaka po ramieniu, uśmiechnął w podziękowaniu i zniknął w tłumie, zostawiając pijanego Taeila bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia.

został jeszcze ostatni do dodania, a ja tonę w chusteczkach i pierdołach na studia

❝bookworm❞ [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz