Rozdział 7

631 35 23
                                    


-To odemnie na Mikołajki, własnoręcznie robione ,pomidorku- musnęła swoimi delikatnymi ustami, lekko mój policzek.
I wyszła

Nirf

Dni w posiadłości nie mijały mi, aż tak źle.
Dokuczanie Cielowi, wkurwianie Sebastiana, bieganie po posiadłości i gubienie się. W końcu mogłam przestać być dorosła i choć na chwilę stać się dzieckiem.
Za to byłam Cielowi wdzięczna.
Będę mu dziękować po wszech czasy ,że nie pozwolił mi wtedy odejść.
Była godzina 5:34 ,a ja siedziałam w kuchni i robiłam śniadanie.
Wsadziłam wypieki do piecyka i czekałam ,aż się zrobią.
Usiadłam na parapecie od kuchennego okna.
Siedziałam tak ,aż do czasu gdy do kuchnie nie wpadł ten przeklęty demon.
-Co tu tak pachnie?!- wpadł jak churagan.
-Morda psie- warknęłam.
Wyprostował się widząc mnie. Zapewne myślał ,że to znowu Bard coś pròbuje upichcić.
-Psie?-zapytał zdziwiony
-Są tak samo wkurwiające jak ty. No i również ładne, a cecha byci ładnym ZAWSZE idzie w parze z głupotą.
( Sry fani psów ,ale autorka nienawidzi tych ,jakby to powiedział Ash ,,plugawych" stworzeń)
-Mimo wszystko panicz Ci się podoba- to było stwierdzenie.
-Od każdej reguły są wyjątki, jednakże ty do nich nie należysz.-zeszłam z parapetu i wyjełam wypieki.
-Nie wiedziałem, że ma Panienka umiejętności kucharskie.
-Ja też.
Przeniosłam wypieki z tacy na talerz.
- Jak Ciel się obudzi to mu to daj, tylko nie mów ,że ja robiłam bo wyrzuci przez okno.- podałam mu talerz.
Lokaj się do mnie uśmiechnął i kiwnął głową.
-A panienka nie je?- zapytał ciągle z uśmiechem.
-Nie przepadam za różnego rodzaju słodkimi bułeczkami itp.- odrzekłam i wyszłam stamtąd.
Wyszłam na dwór. Ziemie i drzewa pokrywała gròba warstwa białego puchu. ( ok. 0,5metra aut.dop)
Przeszłam na tyły posiadłości i usiadłam na ziemi( czytaj: śniegu).
Spojrzałam w niebo ,było piękne.
Bezchmurne , niebieskie, kompletnie przeciwne do mojego nastroju- do mnie.
Po moich policzkach spłynęły łzy, a zanimi następne.
14 grudnia- nienawidzę tego dnia.
To właśnie w tym dniu kiedyś mój ojciec urządził sobie dzień krzywdzenia córki.
Bił mnie,gwałcił, obrażał- nienawidzę go! Dnia i ojca.
-Czemu - czemu ja?- szepłam poprzez łzy.

Ciel

Otworzyłem oczy i się przeciągnęłem.
Spojrzałem na zegar- 6:03.
Sebastian przyjdzie mnie obudzić dopiero za godzinę.
Westchnąłem i wstałem.
Podszedłem do okna i odsłoniłem zasłony.
Po śniegu szła polwoli Nirf. Była na bluzce na ramiączkach, spodniach 3/4 i MOICH butach na lekkim obcasie
( do kostek te buty).
Wybiegłem z pokoju ,zbiegłem po schodach, przebiegłem przez hol, wypadłem z hukiem ,z posiadłości i biegłem po śladach chochlicy.
Stanęłem jak wryty na widok, jej siedzącej na śniegu... Patrzyła się w niebo.
-Czemu - czemu ja?-szepła przez...łzy?
Dlaczego ona płacze? I co ,,czemu" ona?
Nagle pogciągnęła nosem i wybuchła płaczem.
Płakała, cicho skowytała...od czasu, do czasu podciągała nosem, po czym znowu wybuchała płaczem.
A ja?...Ja stałem ja wryty.
Patrzyłem na nią ja ciele na namalowana wrota.
Mi też zachciało się płakać.
Po pierwsze ,dla tego że Nirf płakała, a to zaraźliwe.
A po drugie ,bo zdałem sobie sprawę ,że dziś są moje urodziny i rocznica śmierci moich rodziców.
Po moich policzkach spłynęły łzy, a zanimi następne.
Podeszłem przodem do Nirf, spojrzała się na mnie. Na szczęście moje oczy były zasłonięte przez grzywkę.
Pociągnęłem Nirf za rękę, na co ona stanęła na nogach, po czym ją przytuliłem i ...i w tym samym momencie wybuchneliśmy płaczem.
Płakaliśmy i płakaliśmy, nie było końca.
W pewnej chwili dziewczyna wzdrygła się i odchyliła głowę od mojego obojczyka.
-Jesteśmy żałośni, stoimy na mrozie płacząc, wzajemnie w swoich ramionach. My- my jesteśmy głupi, prawda Ciel?- uśmiechnęła się słodko ,a z jej oczu ciągle leciały kolejne łzy.
Mimowolnie się uśmiechnęłem.
-Racja, jesteśmy żałośni i głupi.- w tej chwili oboje wybuchliśmy śmiechem.
Śmialiśmy się i śmialiśmy, nie było końca.

Sebastian

Wszedłem do pokoju panicz i się zdziwiłem...nie było go.
Zauważyłem,że zasłony są odsłonięte.
Podszedłem do okna i otworzyłem szerzej oczy.
Na dworze stali panicz w koszuli nocnej,bosy i panienka w koszulce i spodenkach i butach panicza, przytulali się do siebie i płakali.
Żałosne.
Ludzie są żałośni... płaczą wspólnie i się do siebie przytulają. Doprawdy żałosne.
Nagle stanęłem jak wryty...
Oboje wybuchli śmiechem, śmiali się pomimo ,że z ich oczu ciągle płynęły łzy smutku i żalu.
Poprawa... NORMALNI ludzie są żałośni. Panicz i Panienka spewnością się do nich nie zaliczają.
Oboje są nieobliczalni, a co za tym odzie, są ciekawi.
Uśmiechnęłem się złośliwie.
Chce posiąść obie te dusze...

...Wtedy jeszcze nie wiedziałem ,że...

                  nie dana mi będzie żadna z tych dusz...

CDN...

Siema!
To ja!
Ktoś tęsknił?
...Nie?
To trudno

Chciałam powiadomić ,że zaczyna się nowy rok szkolny (2018/19) i idę do 8 klasy, więc muszę się wziąść za siebie i swoje oceny.
Dlatego rozdziały będą się pojawiały...chuj wie kiedy.
Ale nie przerywam żadnej z moich książek.
Będą pisane...
...Może nieregularnie, ale będą.
To Tyle😊

DoZobaczenia... Rysie,)
Tak będę na was mówić ,co wy na to?
Czy lepsze Undusie?- napiszcie mi w kom.

Kuroshitsuji Ta Z Nikąd Ciel x OCWhere stories live. Discover now