~3~

762 39 3
                                    

Nikt nawet nie zdoła
Zbliżyć się do furtki twego umysłu

Ze szkoły odebrała mnie mama. Jako projektant wnętrz większość pracy przenosi do domu, a fakt, że jej mąż jest jednocześnie jej szefem, sprawia, że ma czas i dla mnie i na swoją regenerację w wodzie.
Była bardzo młoda, kiedy uciekła z domu i postanowiła żyć na lądzie. Na początku miała bardzo ciężko, ale kiedy poznała tatę, który już wtedy miał dość niezły majątek, wszystko stało się łatwiejsze. Podobno.
Po trzech latach ich małżeństwa pojawiłam się ja. Nigdy nie sądzili, że mogą mieć dzieci, więc byłam i nadal jestem ich małym oczkiem w głowie. Gdy tylko wspominam o tym, że po liceum chce zamieszkać w oceanie, jak najszybciej przerywają temat. Nie chcą, żebym ich opuszczała, bo tak naprawdę nie pasuję do końca ani do syren, ani do ludzi. Więc kim jestem?
Opowiedziałam jej wszystko co się stało i, o dziwo, nie zdenerwowało ją to. Zawsze była niezwykle opanowana i zazwyczaj to ona uspokajała oraz tłumaczyła wszystko ojcu. Mój tata jest typem łatwo denerwującego się prezesa, który nie przepada za sprzeciwami. Jednak dla mnie i dla mamy jest najczulszym człowiekiem na Ziemi.
- To dobrze, że nikt cię nie widział, ale tamci chłopcy powinni ponieść karę. Zachowali się nieodpowiedzialnie. Przecież mogłaś umrzeć przy samym upadku. - Stwierdziła mama, skręcając na światłach. Nie odrywała wzroku od drogi.
- I co znowu mam wszystkich okłamywać? Jak ja to wytłumaczę, że przepłynęłam długość basenu olimpijskiego pod wodą? - Zapytałam wpatrując się w widok za oknem. Jakaś dziewczynka upuściła lody na chodnik i zaczęła płakać, a najprawdopodobniej jej matka nawet tego nie zauważyła, bo rozmawiała przez telefon.
- Skarbie... W naszym życiu kłamstwa są nieuniknione... - Westchnęła. Byłyśmy do siebie niezwykle podobne. Intensywnie niebieskie oczy, długie blond włosy i wspaniały głos. Chociaż to ostatnie jest cechą każdej syreny.
- Nie mów tacie, dobrze? Nie chce do tego wracać. - Poprosiłam i jej westchnienie uznałam jako akceptację.
Do naszej willi dojechałyśmy po jakiś piętnastu minutach. Mama zaparkowała w garażu, gdzie były miejsca na trzy samochody. Nie rozumiem po co moim rodzicom aż tyle aut, tym bardziej, że prawdopodobnie ja nigdy nie zrobię prawa jazdy. Mama zazwyczaj i tak siedzi w domu, a tata jeździ swoim samochodem do firmy.
Czasami przytłacza mnie ten przepych. Ogromny dom, w którym można się zgubić, wielki basen w ogrodzie i do tej działki należy jeszcze prawie kilometr prywatnej plaży. Tak, ojciec wykupił plażę tylko po to, żebym z mamą na spokojnie mogła pływać w oceanie z dala od ludzi. Jest kochany, ale czasami przesadza.
- Obiad masz w lodówce. Na patelni są krewetki, takie jak lubisz. - Zawołała mama, kiedy sama wychodziła na ogród, najprawdopodobniej do basenu. Ja jestem w połowie człowiekiem i nie potrzebuję tak częstych kąpieli, tylko pić wodę. Moja mama musi dziennie przebywać co najmniej trzy godziny w basenie, żeby nie wyschnąć.
Przygotowałam sobie coś do jedzenia i także wyszłam na taras, żeby spędzić czas z rodzicielką.
Pływała w basenie, a jej piękny, złoty ogon mienił się w słońcu. Zawsze zazdrościłam jej tego koloru. Mój ogon, mimo, że również piękny, nie ma tak intensywnego koloru złota. Bardziej powiedziałabym, że to miedziany połyskujący na niebiesko i srebrno.
- Mamo... Chciałabym spotkać się z twoją rodziną. -  Powiedziałam niepewnie. Ta otworzyła jedynie oczy i spojrzała na mnie tak intensywnie, jakby chciała wyczytać coś w moich myślach.
- To niemożliwe kochanie i dobrze o tym wiesz. Już pomijając fakt, że nie chcą mieć ze mną kontaktu, to jest środek maja. O tej porze wszystkie syreny migrują w stronę wybrzeży Australii. - Rodzina mojej matki nigdy nie zaakceptowała tego, że zamieszkała wśród ludzi i nawet nie wie, że ma dziecko. Chciałabym ich w końcu poznać. Może wtedy byłoby łatwiej przekonać rodziców, żebym żyła tak jak oni.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo usłyszałam dźwięk silnika, który wjeżdża na teren posesji. Weszłam do salonu, żeby przywitać się z ojcem, który w ręku trzymał teczkę z dokumentami firmy. Wysoki mężczyzna pocałował mnie w czoło i wyszedł do ogrodu, żeby dać całusa swojej żonie.
- No moje najpiękniejsze syrenki. - Zawsze tak do nas mówił, gdy była jakaś okazja. - Jutro wieczorem przyszykujcie się na kolację u mojego nowego klienta. To bardzo duży projekt i jeśli wszystko pójdzie dobrze, będziemy w stałej współpracy. - Powiedział radośnie i zdjął marynarkę wieszając ją na krześle tarasowym.
- Czy naprawdę muszę spędzać sobotni wieczór w domu obcych ludzi, słuchając o rzeczach, o których nie mam pojęcia? - Jęknęłam niezadowolona. Jutro jest pełnia, chciałam popływać przy rafie koralowej.
- Nie narzekaj słonko. Mają dzieci, więc napewno znajdziecie jakieś wspólne tematy. - Super, cały wieczór będę niańczyła jakieś bachory, które także by wolały spędzić ten czas przed komputerem, tylko jak ja zostały zmuszone do siedzenia przy kolacji. Jednak nie mam innego wyboru.
- Ale nie oczekujcie ode mnie, że będę angażować się w dyskusję. Idę tam, tylko się najeść. Mam nadzieję, że będzie smacznie. - Stwierdziłam wzruszając ramionami i zostawiłam rodziców samych w ogrodzie chowając się w swoim pokoju.

***

- Clarisso możesz się pośpieszyć?! - Usłyszałam zdenerwowany głos ojca, który pukał w drzwi mojego pokoju.
- A mogę nie? - Powiedziałam to na tyle cicho, żeby nie usłyszał. - Zaraz będę w samochodzie! - Krzyknęłam trochę głośniej i zapięłam srebrny łańcuszek na swoim karku. Miał malutką zawieszkę muszli, a od środka było wygrawerowane moje imię. Dostałam go od rodziców na trzynaste urodziny i do tej pory jest moją ulubioną biżuterią.
Obejrzałam się jeszcze raz w dużym lustrze doczepionym do drzwi szafy. Biała, zwiewna sukienka delikatnie podkreślała dekolt, czarne sandałki na wysokim obcasie sprawiały, że byłam chociaż trochę wyższa. Oczy pomalowałam w klasycznych brązach, a usta na brudno-różowy, matowy kolor. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Wyglądałam ładnie. Nie świetnie, ale też nie starałam się jakoś za bardzo, bo najchętniej wcale bym tam nie jechała. Zmusili mnie do tego, ot co.
Zeszłam do garażu, gdzie w samochodzie już czekali moi rodzice. Mama ubrana w śliczną, czerwoną sukienkę, która podkreślała jej kształty, a tata w klasyczny czarny garnitur, których ma pełno w garderobie.
Bez słowa wsiadłam na tylne siedzenie czarnego BMW i starałam się skupić głównie na widok za oknem. Wciąż nie mogę sobie podarować, że straciłam taką okazję na pływanie podczas pełni, na rzecz siedzenia i udawania normalnej córki. Jakby ktoś nie zauważył, nie jestem normalna.
Podróż trwała jakieś dwadzieścia minut. Wysiadłam z auta i wlokłam się jako ostatnia.
Ogólnie cały dom z zewnątrz wydawał się zadbany i bogaty, jak wszystkie w tej dzielnicy miasta.
Po zapukaniu w drzwi, ukazał się nam starszy mężczyzna, około pięćdziesięciu lat w czarnym garniturze i białej koszuli. Na ręku miał drogi, szwajcarski zegarek. 
- Witam Edwardzie. Jakie masz piękne dwie kobiety u swego boku! Sebastian Anderson. - Przywitał się z ojcem podaniem ręki, a na mamy i mojej złożył dżentelmeński pocałunek.
- Moja żona Victoria i córka Clarissa. - Przedstawił nas tata.
- Wystarczy Clary. - Dodałam cicho. Zaraz koło pana Andersona pojawiła się może pięcioletnia dziewczynka o czarnych jak smoła oczach i tego samego koloru włosach. Zza rogu także pojawiła się wysoka kobieta o czarnych, jak córka, włosach, lecz oczy miała zielone.
- A to moja żona Marta i... - Nie dokończył, bo mała weszła mu w słowo.
- Cześć jestem Lily! - Powiedziała radośnie i przytuliła się do moich nóg, co sprawiło na mojej twarzy lekki uśmiech.
- Dokłanie. To jest Lily. - Zaśmiał się jej ojciec. - Powinien być jeszcze... O już jest. Synu, przywitaj się z gośćmi. - Dodał odwracając się w stronę kręconych schodów. Spojrzałam w tamtą stronę i uniosłam wysoko brwi ze zdziwienia.
- Cześć. - Powiedziałam lekko zaskoczona.

Moja mała, mokra tajemnicaWhere stories live. Discover now