~2~

831 44 5
                                    

Każdy mierzy niebezpieczeństwo
Własną miarą strachu.

Naprawdę nie miałam ochoty siedzieć już na tej lekcji. Większość dziewczyn leżało na słońcu i opalało się, grupa klasowych śmieszków ganiali się z glonami w ręku, inni grali w siatkówkę plażową, a klasowe księżniczki zachwycały się grą nowego ucznia.
Przyszedł do nas w zeszłym tygodniu i ma na imię chyba Christopher. Fakt, jest nieziemsko przystojny, ale to nie jest powód, żeby się na jego widok ślinić. Madd, Sandra i Mia zachowują się jak niespełna rozumu pieski. Latają za nim jak cień i co chwilę go komplementują. Żałosne.
Zaczęłam się zastanawiać, jak często mogłabym przynosić podrobione zwolnienia od rodziców z godzin wf-u, żeby wciąż mieć dość dobrą, jak dla moich rodziców, średnią. Niestety mój tata przykłada ogromną wagę do mojego wykształcenia, bo zależy mu na tym, bym miała normalnych znajomych. Mam czasami wrażenie, że obwinia się o to, że przez całe dzieciństwo byłam odizolowana. Tylko nie mam pojęcia czemu. To, że w ogóle się urodziłam było wielkim cudem. W końcu nie codziennie rodzi się hybryda człowieka i syreny, prawda?
- Hej! Podasz nam piłkę?! - Z rozmyślań wyrwał mnie męski głos. Jakieś dwadzieścia metrów ode mnie stał Nowy. Bez koszulki było widać jego tatuaże na klatce piersiowej, brzuchu i rękawie. Spojrzałam na piłkę, która leżała dosłownie na wyciągnięcie ręki od mojej torebki. Odłożyłam książkę i wstałam z piachu otrzepując swoje krótkie szorty. Podniosłam piłkę i podeszłam do chłopaka, żeby ją podać.
- Dzięki. - Powiedział szeroko się uśmiechając i truchtem wrócił do gry. Chwilę tak stałam i przyglądałam się normalnym ludziom. Czasami chciałabym być taka jak oni. Beztroscy. A nie żyć w ciągłym strachu, robić z siebie idiotkę, gdy tylko ktoś ma w pobliżu butelkę z wodą. Nie mogę nawet wyjść do ludzi, kiedy pada. Wtedy zazwyczaj mam zwolnienie z całego dnia w szkole ze względu na "badania lekarskie".
- Hej Clary! - Usłyszałam wołanie. Wspominałam o normalnych ludziach? Alex i Tim do nich nie należą. Zachowują się jakby byli mentalnymi dwunastolatkami i zawsze próbują robić ludziom głupie żarty. Ktoś przebrał szkielet w sali biologicznej za Cezara? Tim i Alex. Ktoś w łazience przykleił papier toaletowy do sufitu? Alex i Tim. Ktoś się wkradł do laptopa nauczycielki i na tapetę ustawił Pokemony? Oni dwaj.
- Czego chcesz? - Zapytałam Alex'a, gdy tylko do niego podeszłam. Byłam pewna, że zaraz wyjmie zza pleców jakąś żabę lub pająka i będą myśleli, że się przestraszę. Jednak to co się stało przewyższyło skalę ich głupoty.
Tim złapał mnie od tyłu pod pachami, a Alex za nogi i zaczęli mnie nieść w stronę niewielkiego klifu. Zaczęłam się wyrywać, ale ja miałam ledwie metr sześćdziesiąt pięć, a oni grali w drużynie koszykówki. Wielcy jak brzozy...
- Idioci zostawcie mnie! Kurwa zabije was! Ja nie umiem pływać! Panie Harris! Ratunku! Kurwa obiecuję, że was uduszę! - Granie panikującej wariatki udaje mi się się najlepiej. Ze strachu zaczęłam nawet płakać. Krzyczałam ile sił w płucach, ale wychowawca nie zdążył zareagować.
Gdy tylko zostałam wyrzucona z jakiegoś pięciometrowego klifu do wody, w ostatnim momencie zdążyłam złapać oddech. Co było swego rodzaju nie potrzebne. Jako syrena umiem oddychać za równo pod wodą, jak i na lądzie.
Jedyne co udało mi się zrobić przed przemianą to zdjęcie białej bluzeczki i krótkich jeansowych szortów. Dosłownie po kilku sekundach po tym pojawił mi się ogon zamiast nóg.
Co robić Clary? Przecież im się nie wynurze w takiej postaci i nie powiem "Cześć, jestem syrenką", a odpłynąć do domu też nie mogę, bo jak ja to wszystkim wytłumaczę?
- Ej ona naprawdę nie umie pływać?! - Usłyszałam spanikowany głos Alex'a. Trochę nie wiedząc co robić, odpłynęłam jakieś sto, sto pięćdziesiąt metrów na wysokie kamienie, między którymi będę mogła się ukryć. Płynęłam wystarczająco blisko dna, żeby nikt nie zobaczył nawet cienia mojego ślicznego ogona.
Zabiję tych idiotów!
Wyszłam na kamienie, pilnując by być niewidoczną. Nie dało się nie słyszeć spanikowanych głosów dziewczyn z klasy, że już nie żyje. Mogłam zobaczyć, że pan Harris wskakuje do wody, żeby szukać mojego ciała. Kilku trzeźwo myślących chłopaków zrobiło to samo i zaczęła się akcja ratunkowa.
Ja jedynie spanikowana siedziałam na tych kamieniach i modliłam się, by jak najszybciej wysechł mi ogon. Po jakiś dziesięciu minutach w końcu odzyskałam nogi. Szybko nałożyłam swoje ubrania, żeby nie siedzieć w samej bieliźnie i stanęłam na kamieniach z dala od wody. Dopiero wtedy zorientowałam się, że mam kolejny problem. Byłam jakieś pięć metrów od normalnego brzegu, a żeby tam się dostać musiałam przejść przez wodę, przez co znowu stałabym się syreną.
- Tu jesteś! - Usłyszałam głos i odwróciłam się w tamtą stronę. Na brzegu stał Chris. Miał wilgotne włosy, więc pewnie też był w wodzie. - Chodź, wszyscy cię szukają! - Zawołał, a ja tylko spojrzałam z paniką w oczach na wodę. Przecież nie przejdę przy nim na brzeg, nawet jeśli jest tu bardzo płytko, zaledwie do kolan.
- Nie ma mowy! Nie zejdę do wody! - Wspominałam, że udawanie spanikowanej idiotki wychodzi mi naprawdę bardzo dobrze? - Boję się. - Powiedziałam trochę ciszej i cofnęłam się o krok.
- Ale tu jest naprawdę płytko, zobacz! - Stwierdził chłopak niezwykle spokojnie i pokonał połowę drogi między nami. Woda sięgała mu zaledwie do kolan.
- Nie wejdę! - Jęknęłam bliska płaczu i usiadłam na najsuchszym miejscu.
Chłopak podszedł jeszcze bliżej i był już właściwie przy mnie. Wyciągnął dłoń w moim kierunku, ale ja odsunęłam się ze strachem. Chyba zauważył, że nic z tego nie będzie, bo tylko cicho westchnął i przeczesał włosy.
- Wezmę cię na ręce, dobrze? Obiecuję, że nawet nie dotkniesz wody. - Powiedział niezwykle spokojnie. Cierpliwie przyglądał się mojej reakcji. Jego oczy wydawały się takie ciepłe i wzbudzające zaufanie.
Nie mając innego wyjścia zgodziłam się niepewnie na ten układ.
Chris zaczął nieść mnie przez wodę, niczym pan młody swoją żonę przez próg domu. Trzymał mnie pewnie i wysoko ponad powierzchnią oceanu.
Gdy byliśmy na brzegu, delikatnie odstawił mnie na ziemię i delikatnie przytrzymywał, żebym nie upadła.
Gdy tylko klasa nas zobaczyła, od razu wszyscy do nas przybiegli.
- O matko! Ty żyjesz! Byliśmy blisko wzywania straży wodnej! Przecież tak długo nie wypływałaś! Byliśmy pewni, że nie żyjesz! - Krzyczeli jeden przez drugiego.
Gdy tylko Alex i Tim chcieli do mnie podejść, ja cofnęłam się kilka kroków.
- Nawet się do mnie nie zbliżajcie. - Syknęłam wciąż na nich wściekła. Widać było po ich minach, że jest im wstyd za to co się stało, ale jednocześnie czują ulgę, że żyje.
Pan Harris do mnie podszedł i nałożył na ramiona czyjąś koszulę. Dopiero teraz zauważyłam, że z tego stresu, cała się trzęsę.
- Już wszystko dobrze Clary... Wy dwaj, macie naganę. Bierzcie wszyscy swoje rzeczy i wracamy do szkoły. Idziemy do dyrektora. - Powiedział stanowczo wychowawca. Z miłego i żartobliwego nauczyciela, zmienił nie do poznania. W sumie, gdyby coś mi się stało, on by poniósł za to całą odpowiedzialność.
- Nie. - Powiedziałam cicho patrząc się na mężczyznę. - To znaczy... Po co iść do dyrektora. Alex i Tim już dostali nauczkę, a ja chcę tylko jak najszybciej wrócić do domu. - Nie miałam najmniejszej ochoty tłumaczyć jakim cudem przepłynęłam taką odległość pod wodą, skoro podobno się jej panicznie boję. Za dużo pytań, za dużo kłamstw. Nie mam już siły dzisiaj na to wszystko.
Alex i Tim byli zaskoczeni tym, że ich bronię, tak jak reszta klasy.
- Dobrze. Ale muszę zadzwonić do twoich rodziców, żeby cię odebrali. - Westchnął zrezygnowany pan Harris i całą klasą zaczęliśmy iść w kierunku szkoły.

Moja mała, mokra tajemnicaWhere stories live. Discover now