Capitulum vicesimus tertius

1.5K 155 20
                                    

Kiedy Liam i Zayn pojechali w dalszą podróż, Louis od razu udał się do komnaty swojej siostry. Charlotte akurat czesała swoje długie, blond włosy. Popatrzyła zaciekawiona na brata, ale nic nie powiedziała. Szatyn usiał na fotelu umieszczonym w rogu pomieszczenia, opierając łokcie o kolana, a twarz dając w dłonie.

- Mamy problem. - odezwał się tylko książę.

- To już zauważyłam. Co to za problem? - powiedziała Lottie, nie przerywając wykonywanej czynności. Niebieskooki westchnął.

- Nie mamy już żadnego mężczyzny do odziedziczenia tronu. - oznajmił pozornie prosto Louis. Lottie zatrzymała swoje ruchy szczotką na włosach. Popatrzyła na brata, mrugając oczyma.

- Chcesz mi powiedzieć, że...? - zaczęła, chcąc się jak najwięcej się dowiedzieć.

- Że Liam jest w związku z Zaynem. - rzekł. Lottie popatrzyła na niego pytająco. - Zayn to jego giermek. - wytłumaczył. Charlotte zdziwiła się, ale nic nie powiedziała. Próbowała przyswoić sobie nową dawkę informacji. Nagle wytrzeszczyła oczy, kiedy sobie coś uświadomiła.

- Czyli to znaczy, że muszę wyjść za mąż i objąć tron? - powiedziała swoje myśli na głos, chcąc się upewnić, że dobrze zrozumiała.

- Tak, to jest to, co chciałem ci przekazać. - pokiwał twierdząco głową. Zapadła cisza, w której każde z nich myślało nad tym, jak to wszystko rozwiązać.

- Ile mamy czasu? - zapytała blondynka patrząc na brata. Ten wzruszył ramionami.

- Nie mam pojęcia. Zakładam, że do czasu, aż ojciec sam mi nie wyprawi wesela. - zaśmiał się gorzko. - Lottie, ja nie wiem, co robić. Nie chcę cię zmuszać do małżeństwa, tak samo jak Liama. Ja kocham Harry'ego i zamierzam z nim być bez zobowiązań królewskich. Czemu to jest takie trudne? - zapytał sam siebie, ewentualnie jakiś sił wyższych.

- Nie wiem, Lou, ale wszystko się ułoży. Musi. - powiedziała Lottie, ale szatyn nie wiedział, kogo ona próbuje przekonać.

[][][]

Kolejne dni upłynęły w takiej samej atmosferze i samopoczuciu jak dotychczas. Ciągły stres i tęsknota, nic nowego.

Aż nadeszła niedziela. Równo tydzień od wyjazdu oddziału na północ.

Louis wstał rano z nieukrywaną nadzieją, że zobaczy dziś ukochanego. Był świadom, że to może nie nastąpić już nigdy. Na takie myśli jego wnętrzności wywracały się, a sam miał ochotę zwymiotować.

Na śniadanie jak zwykle nie zjadł prawie nic. Wepchnął w siebie jedną kromkę chleba, jednak zaraz tego pożałował, gdy o mało nie zwrócił jej z powrotem. Całe szczęście, powstrzymał w sobie ten odruch.

Poszedł do stajni, jak codzień i co chwilę patrzył w stronę sąsiedniego boksu, jakby nagle miał się tam pojawić Puszek ze swoim właścicielem. Louis pokręcił głową ze zrezygnowaniem.

Przez cały dzień chodził bez celu, kręcąc się po zamku. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca, a jak już usiadł, to uruchamiały mu się różne tiki nerwowe jak stukanie stopą o posadzkę, czy palcami o udo. Co rusz wyglądał za okno, czy przypadkiem nie zbliża się oddział.

Książę wariował i on to wiedział. Miał totalny mętlik w głowie, miał ochotę wykorkować z nadmiaru myśli. Chodził jeszcze bardziej spięty niż w ostatnich dniach, a wszystko było podsycone nadzieją i oczekiwaniem. Tak bardzo chciał zobaczyć tę brązową czuprynę, długie, szczupłe nogi i piękne, zielone oczy.

Tak minęła cała niedziela, a oddziału nadal nie było widać na horyzoncie.

Louis niemal nie zmrużył oka tej nocy, bo był zwyczajnie zbyt pobudzony. Spędził kilka godzin wpatrując się we wzgórze, na którym zobaczył pierwszy raz Harry'ego.

Kiedy jednak wpatrywanie się w jeden punkt zaczęło być zbyt nużące, a tym samym uspokoiły się jego emocje, powieki same mu się zamknęły pod ciężarem ostatnich dni.

[][][]

Obudził go dźwięk rogu. Poderwał się na równe nogi, od razu tego żałując, gdyż przed oczami na moment zrobiło mu się ciemno. Zaraz usłyszał pukanie w drzwi i poddenerwowany głos Lottie.

- Louis, wstawaj. Wrócili.

696969
Hej!

No i mamy, oddział wraca 😏

Będzie tam Harry czy nie?

Your sincerely,
LARloveRY

Black knight || LarryWhere stories live. Discover now