Capitulum septimus decimus

1.8K 168 131
                                    

Sprawę, o którą chodziło królowi nie była zbyt ważna, więc szatyn też nie przywiązał doń zbytniej uwagi. Spokojnym krokiem przemierzał korytarze z rękami za plecami. Powolnym, niemal flegmatycznym ruchem otworzył drzwi do swojej sypialni, a kiedy przekroczył jej próg, cicho je za sobą zamknął. Podniósł wzrok na pomieszczenie i o mało nie dostał zawału, kiedy jego spojrzenie trafiło na zielone tęczówki, których właściciel stał przy oknie.

Kiedy pierwszy szok minął, książę uśmiechnął się delikatnie, podchodząc niespiesznie do bruneta. Harry w tym czasie lustrował sylwetkę młodego władcy, nie wierząc w jego piękno. Styles oparł się plecami o ścianę, tuż obok okna, nie odrywając swojego wzroku od szatyna.

Między nimi w tym momencie było jakieś niewytłumaczalne napięcie, które tylko czekało na wyładowanie. Jakiś niemy, a capella taniec, który miał jednak swój określony rytm i charyzmę. Naprawdę nie musieli odzywać się do siebie, aby wiedzieć, co ten drugi ma na myśli. Niesamowite.

Louis skończył swój spacer, podczas którego przeciął całą komnatę. Stanął pół metra od rycerza, patrząc mu w oczy z niewinnym uśmieszkiem i dłońmi nadal za plecami. Zielonooki odwzajemnił uśmiech i odbił się lekko od muru. Schylił się minimalnie i połączył ich usta w krótkim, ale słodkim pocałunku. Kiedy ich wargi się rozłączyły, Harry prawie się nie odsunął, patrząc z lekkim uśmiechem w niebieskie tęczówki.

- Jak tam „książęce sprawy"? - zapytał nieco ironicznie rycerz.

- Dobrze, to nic ważnego. - odpowiedział szatyn po czułym wywróceniu oczyma.

- Czy w królestwie jakaś sprawa króla może być „mało ważna"? - podniósł jedną brew Zawisza.

- Oh, skończ gadać i pocałuj mnie ty głupku. - powiedział Louis i długo nie musiał czekać, aż jego wargi zetkną się z tymi należącymi do Stylesa.

Jednak nie nacieszyli się chwilą, bowiem drzwi do sypialni nagle zostały otwarte z impetem. Błyskawicznie oderwali się od siebie, kierując swoje przerażone spojrzenia na intruza. We framudze drzwi stała Charlotte.

Księżniczka spojrzała podejrzliwym wzrokiem na tę parę, gdzie Louis nerwowo poprawiał grzywkę. Po chwili można było zobaczyć cwaniacki błysk w jej oku, jednak nie skomentowała zaistniałej sytuacji.

- Louis, masz za pół godziny gości. Ojciec chce cię widzieć w sali tronowej chwilę przed umówionym czasem. - oznajmiła Lottie, a po ostatnim rzuceniu okiem na parę, wyszła z sypialni brata.

Kiedy dźwięk zamykanych drzwi rozniósł się echem po kamiennych murach, Louis wypuścił powietrze wstrzymywane w płucach. Jego wzrok był rozbiegany i przerażony. Wplątał palce w karmelowe kosmyki, ciągnąc za nie z frustracji.

- Co jeśli nas widziała? Doniesie ojcu? - zaczął panikować książę. Zawisza podszedł do niego i położył dłonie na jego ramionach, patrząc w jego oczy.

- Nie widziała nas. A nawet jeśli, to zawsze stanie po twojej stronie. Pamiętaj o tym. - te kilka słów poniekąd uspokoiły księcia, który miał w głowie najczarniejsze scenariusze. Brunet posłał Louisowi pocieszający uśmiech, który został odwzajemniony. Harry złożył na czole księcia długi pocałunek, który dał Tomlinsonowi poczucie bezpieczeństwa i spokoju. - No, a teraz idź po tę seksowną pelerynę i błyskotkę. - wyszeptał zielonooki, powodując lekkie rumieńce na policzkach starszego.

Szatyn już kilkanaście minut później stał wyprostowany obok tronu królewskiego, a dodatkowo Zawisza stał przy wejściu na salę tronową, aby również przywitać gości. Harry był w swojej zbroi jak i również czarnej pelerynie z czerwonym krzyżem.

Black knight || LarryWhere stories live. Discover now