Rozdział 14

178 16 0
                                    

— Nikt się pewnie nie spodziewał ponownie znaleźć w tym miejscu...

— Cóż, potrzeba matką wynalazków. A nam przydałby się teraz jakiś.

— O to się nie martw. Mam coś, co idealnie wpasuje się w plan.

— To my mamy jakiś plan?

— Koniec sarkastycznych uwag. Pora zabrać się do roboty. Już dosyć czasu zmarnowaliśmy...

Trzy postacie, przeszły tunelem łączącym posiadłości, by dotrzeć do miejsca, gdzie przez ostatnie lata życia przebywał stary Cullen. Mrok dawał im poczucie bezimiennych cieni, którymi musieli na jakiś jeszcze czas pozostać.


Cassie

Od kilku godzin siedziałam w tym samym miejscu, niczym kukła. Dochodziło do mnie właśnie, jak wiele wydarzyło się w moim życiu w ciągu krótkiego czasu. Nie spodziewałam się, że od momentu podjęcia decyzji, by przylecieć z Nowego Jorku tutaj, do Venosy na pogrzeb Anthony'ego Cullena, wszystko diametralnie ulegnie zmianie. Pamiętam, jak marzyłam by dostać się po studiach do jednej z prestiżowych gazet i zacząć pisać artykuły. Teraz nie wiedziałam nawet, czy kiedykolwiek wrócę do Stanów. Nawet nie potrafiłam nazwać tamtego miejsca domem. Wiedziałam już, że nie miałabym do czego wracać. Coraz więcej zaczynało mnie łączyć z miastem w którym obecnie się znajdowałam.

Po kilku godzinach, które spędził na rozmowach telefonicznych zamknięty w gabinecie, gdzieś znów zniknął, zabierając ze sobą Davida. Czekając na niego, nie miałam co z sobą zrobić, oczywiście poza umartwianiem się. Zaczęłam więc szukać Kate, która nie wiadomo z jakich powodów nie pojechała z nami na zakupy. Nie ona jednak mnie zaskoczyła. Gdy udało mi się odnaleźć dziewczynę, okazało się że siedziała w pokoju czytając jakieś romansidła i nie bardzo miała ochotę na jakiekolwiek rozmowy. Burknęła coś w stylu „wszystko ok" nie przerywając swojej lektury. Gdy dotarłam z powrotem do mojego pokoju, czekała tam na mnie podekscytowana Frances. Z entuzjazmem poinformowała mnie, że David jej się oświadczył, a ona bez wahania przyjęła piękny pierścionek ze sporych rozmiarów brylantem. Po pierwszym szoku, przyszła radość. Uściskałam zatem kuzynkę życząc jej szczęścia.

Przez kilka godzin opowiadała mi ze szczegółami, jak ma wyglądać ten najważniejszy dzień w jej życiu. Nie wiedziałam, czy to ślub wywoływał w kobietach takie reakcje, czy też zaraziła się od Evelyn tą nadmierną szczęśliwością, ale zupełnie nie przypominała opanowanej i raczej chłodnej Frances, którą znałam. Cieszyłam się, że chociaż jedną z nas czekało swoiste szczęśliwe zakończenie. Eve oczywiście była w swoim żywiole, wymyślając coraz to nowsze pomysły zorganizowania tego idealnego dnia dla przyjaciółki. Ja wolałam się jak najmniej w te plany wtrącać, wiedząc doskonale, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Nie wiedziałam nawet, że odleciałam daleko myślami, dopóki nie poczułam uderzenia w bok. Spojrzałam w stronę, z której nadszedł atak. Frances wpatrywała się we mnie wyczekująco.

— Tak? – zapytałam zdezorientowana.

— Czy usłyszałaś cokolwiek z tego, co mówiłyśmy? – Kuzynka przyglądała mi się badawczo.

— Hmm, nie bardzo. Przepraszam. – Z zakłopotaniem sięgnęłam ku szklance soku pomarańczowego i wypiłam połowę jej zawartości. Postanowiłam wyznać część prawdy. – Po prostu martwię się tym dzisiejszym dziwnym zachowaniem Daniela.

— Cass. – Ostrzeżenie zawarte w głosie Frances było aż nazbyt wyraźne. Doskonale zdawała sobie sprawę z popadania przeze mnie z jednej skrajności w kolejną. – Przestań dopisywać sobie historię, tam gdzie jej nie ma. Jestem pewna, że gdy tylko Daniel wróci, gdziekolwiek pojechał, powie ci o swojej podróży.

SpadkobiercyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz