*VERONICA POV*
- Ciszej, na litość boską - syknęłam, rozglądając się wokoło. - I kto?
Spojrzała na mnie, jakbym była kosmitą z jakiejś odległej planety.
- W jakim stuleciu ty żyjesz? Twoim bratem jest Jonah Pieprzona Perfekcja Marais, a ty nawet nie wiesz kto to?!
- Wow, wow, wow, przystopuj kapeńkę. Jestem prawie pewna, że on nie ma tak na imię. Trochę przyzwoitości, to jednak mój starszy brat. Nie mów mi, że to teraz będzie ta telenowela, kiedy moja najlepsza przyjaciółka i mój brat zakochują się w sobie i to przede mną ukrywają - zażartowałam i zaraz zerknęłam na nią z przerażeniem, bo wydawała się naprawdę rozważać tą opcję. - Dla jasności - tylko żartowałam - sprostowałam, a uśmieszek spełzł jej z twarzy.
- Tak czy inaczej - podjęła po chwili - trzeba cię, dziecko drogie, doedukować, bo widzę, że jest gorzej niż źle...
***
Godzinę edukowania później wiedziałam już całkiem dużo. Z jednej strony dziękowałam niebiosom, że Olivia jest ich fanką i mnie oświeciła, bo założę się, że matka by tego nie zrobiła i sama dowiedziałabym się długo później, ale aktualnie rozważałam morderstwo, bo blondynka uparła się, że mnie przepyta, żebym, cytuję "nie walnęła jakiegoś głupstwa jak już się spotkamy". Oczywiście zażądała pełnej relacji kiedy to już nastąpi.
- Skład.
Westchnęłam.
- Jonah Marais, Daniel Seavey, Zach Herron, Jack Avery i Corbyn... Becon?
Trzepnęła mnie gazetką przez łeb.
- Besson! Ja ci dam Becon! Od kiedy są zespołem?
- 27 września 2016 - wyrecytowałam grzecznie jako pilna uczennica.
- Czy ktoś ma dziewczynę?
- Corbyn. Reszty nikt nie chciał.
Ups, stąpam po cienkim lodzie. Ale już mnie irytuje to przesłuchanie.
- I najważniejsze: nazwa zespołu?
Dzięki Bogu, to chyba koniec.
- Why Don't We - koniec mojej agonii. Uu nawet się rymuje. Ale ze mnie poetka.
Spojrzała na mnie kosym okiem.
- Okay, podstawy znasz. Jutro się spotykamy i kontynuujemy. No co? - obruszyła się, kiedy jęknęłam przeciągle. - Myślałaś, że to ci wystarczy? Kobieto, ja ryzykuję incydent międzynarodowy, jeśli cię puszczę na jakiekolwiek spotkanie z takim stanem wiedzy!
- Hej, co tam?
Jestem uratowana.
Olivia zerknęła spod byka na osobę, która przerwała jej monolog. Luke, jeden z naszych przyjaciół, postanowił się dosiąść i nieświadomie zakończyć moje męki.
- Hejka - posłałam mu mój firmowy uśmiech numer 5. - Przygotowany na biologię?
Spostrzegłam przerażenie w jego oczach.
- Żartujesz? Amen, że był weekend, bo inaczej nie wiem, jakbym się wyrobił. Ale i tak pewnie nie zdam, bo mogę wykuć cały materiał na blachę, a wystarczy jedno spojrzenie tego potwora, żeby cała wiedza wyparowała ze mnie wszystkimi dostępnymi otworami.
Prychnęłam w swoją lemoniadę, ale Olivia go poparła.
- Racja, babka od biolki jest straszna.
- Nie wiem co wy do niej macie. Ja tam ją całkiem lubię - oznajmiłam zakładając nogę na nogę.
- Bo ty kujon jesteś - rzucił żartobliwie Luke - A ona lubi takich.
- A pfffffff...
***
Kilka godzin upłynęło nam w bardzo przyjemnej, zabawnej atmosferze. Luke to świetny facet i moim zdaniem bardzo do sobie z Olivią pasują. Od zawsze ich shippowałam i wiem, że ten wysoki blondyn już kilka razy próbował się z nią umówić, ale ona za każdym razem z uporem maniaka odmawiała. Spiknąć tą dwójkę ze sobą - kolejny punkt na mojej liście rzeczy do zrobienia.
Weszłam do domu. Rodzice byli w pracy, więc jedynym lokatorem oprócz mnie był mój braciszek.
Zajrzałam do jego pokoju. Widok, który zastałam (czytaj: Louis przed komputerem) wcale mnie nie zdziwił.
- Dzień dobry. A lekcje na jutro pan ma zrobione?
Rzucił mi niechętne spojrzenie. O Chryste, oderwałam go od gry, szykujcie dla mnie szubienicę!
- Tak. Mama zmusiła mnie do tego jeszcze w piątek. Nie martw się za bardzo - dodał i pokazał mi plecy, co było jasnym znakiem, że powinnam opuścić to internetowe królestwo. Co też zrobiłam.
W pokoju rzuciłam okiem na zegar. 19.27. Spakowałam się na następny dzień do szkoły, a potem wylądowałam na łóżku z książką w ręku i kubkiem kakao na szafce nocnej. Preferuję kawę, ale jest taka godzina, że wypiciem jej ryzykowałabym bezsenność, a jeśli jest coś, oprócz książek i muzyki, co kocham, to jest to właśnie sen.
Wciągnęłam się całkowicie w fabułę i, zanim się obejrzałam, była 22.
Z westchnieniem odłożyłam lekturę na półkę bez zaznaczania strony. Czytałam tą książkę już tyle razy, że bez problemu się znajdę.
Upewniłam się, że Louis grzecznie leży w łóżku i wróciłam do siebie. Tej nocy byliśmy sami, bo mama miała nocną zmianę w klinice, a tata trzy dni temu wyjechał w delegację do Irlandii i wróci dopiero pojutrze.
Wskoczyłam szybko w szorty i luźną koszulkę robiące mi za piżamę i postanowiłam jeszcze chwilę poczytać.
Po chwili ekran mojego leżącego obok telefonu rozjarzył się, co znaczyło, że dostałam jakąś wiadomość.
Wzięłam komórkę do ręki, odblokowałam i kliknęłam ikonkę Messengera.
Telefon wypadł mi z dłoni, gdy przeczytałam ten krótki tekst. Z głuchym odgłosem upadł na pościel ekranem do góry, jakby sobie ze mnie drwił.
Do tej pory miałam nadzieję, że to wszystko mi się przyśniło. Jasne - zawsze chciałam mieć starszego brata, ale w tej sytuacji kompletnie nie umiałam się odnaleźć.
A wiadomość nadal spoglądała na mnie z odblokowanego telefonu, jasna i klarowna, i nie obchodziło jej, że tylko dodaje mi zmartwień.
Od: Jonah Marais
Hej. Chyba powinniśmy porozmawiać.
YOU ARE READING
The Unexpected || ZAKOŃCZONE
Fanfiction- Żartujesz sobie, prawda? Musisz sobie żartować. Haha mamo, wszystko super, ale już odpuść. Spojrzała na mnie z poczuciem winy. - Skarbie... Ale to nie jest żart... grudzień 2020 (coś dobrego w tym szatańskim roku😂❤️) #1 - zachherron #4 - whydont...
