Rozdział 1

189 18 0
                                    

Znacie to uczucie całkowitej bezradności? Poczucie, że całe wasze
życie wymyka się spod waszej kontroli, a wy nie możecie nic z tym
zrobić? Nie? no to gratuluję. Możecie śmiało nazywać się
szczęściarzami.

Ja nie mogę.  Ale może zacznę od początku.

Mam na imię Clarke, Clarke Griffin. Dotychczas moje życie było zwyczajne, jak u typowej nastolatki w moim wieku. Zmieniło się to jakiś czas temu.

Dziś jest ostatni dzień wakacji, a ja spędzam go na pakowaniu wszystkich moich rzeczy, albowiem dziś jest też ostatni dzień mojego pobytu w rodzinnym domu.

Tak, przeprowadzam się.  Arkadia - miasto, w którym spędziłam całe swoje dotychczasowe życie.
Szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo pełne zabaw i wygłupów z najbliższymi, okres dojrzewania młodzieńczego buntu wypełnionego po brzegi rockowymi zespołami, późniejszy, a zarazem teraźniejszy okres mojego życia, czyli liceum oraz... śmierć ukochanego ojca.
To on jest powodem naszej wyprowadzki.

Mój tata opuścił nas, mnie i moją mamę, cztery miesiące temu. Przegrał walkę z nowotworem i pomimo że moja mama pracuje jako lekarz nie mogłyśmy nic z tym zrobić.
Do samego końca jego choroby miałyśmy nadzieję, że mu się polepszy, że z tego wyjdzie i wszystko będzie jak dawniej.
Którejś majowej nocy dostałyśmy telefon ze szpitala, jego serce nie wytrzymało.
Rzeczywistość spadła na nas niczym lawina ciężkich kamieni. Już nie było przy nas osoby, która zna lek na każde zło tego świata, kogoś kogo śmiech poprawia nastrój od razu gdy tylko go usłyszysz. Straciłyśmy głowę naszej rodziny, najbliższą nam osobę.

Pogrzeb odbył się parę dni później. Praktycznie nic nie pamiętam z tamtego dnia. Mój umysł, jak i dusza wypierała każdą rodzącą się myśl o tym, że mój tata nie żyje. Mój mózg nie dopuszczał do siebie tego, że to jego ciało leży w trumnie, że to jego spuszczają do wielkiego dołu, samego. Byłam święcie przekonana, że gdy tylko wrócę do domu, tata będzie na mnie czekał z kubkiem gorącej czekolady i kolejnym, jego zdaniem, śmiesznym filmem. Tak się jednak nie stało.

Wróciłyśmy do pustego i zimnego domu pozbawionego duszy. Sąsiedzi oraz reszta rodziny odwiedzali nas jeszcze parę dni po pochowaniu mojego ojca, jakby myśleli, że ich obecność zdoła zapełnić pustkę pozostawioną przez ukochaną osobę.
Te wszystkie zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, były gówno, są gówno warte. Pomyślicie teraz, że przecież czas prędzej czy później zaleczy wszystkie rany. Racja, zaleczył już część z nich, jednak nigdy już nie będzie tak samo, nie będzie dobrze w ten sposób. Z nim u boku.
To po prostu umarło. Takie jest życie. A ja nie mogę go kontrolować.
Cały nasz dom, przesiąknięty jego zapachem i wypełniony jego rzeczami nie pozwalał nam dojść do siebie i zacząć normalnie funkcjonować. Postanowiłyśmy opuścić to miejsce, by spróbować żyć na nowo, zacząć nowy rozdział. Nie myślcie, że zapomnimy o Jake'u, co to, to nie. Na zawsze pozostanie w naszych sercach.
Tak więc któregoś wieczoru usiadłyśmy z mamą na kanapie w salonie i znalazłyśmy. Przytulny domek na skraju małego miasteczka oddalonego dwie godziny drogi od Arkadii. Polis, ze zdjęć które widziałyśmy, wydawał się przytulnym miejscem.
Nowa szkoła, do której mama przepisała mnie na początku wakacji miała dobrą opinię. Zmiana tego aspektu mojego życia nie była problemem, w tutejszej szkole może i czułam się dobrze, jednak wszyscy moi najbliżsi znajomi wiedzieli, że w momencie, w którym zdecyduję się zostać w naszym mieście nigdy nie uda mi się pozbierać po stracie jaką przeżyłam. Pogodzili się z moją przeprowadzą urządzając mi tym samym przyjęcie pożegnanie.

Octavia oraz jej brat Bellamy nieźle się spisali, zorganizowali wszystko. Jeszcze nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś tak wspaniałego i nigdy nie bawiłam się tak dobrze na jakiejś imprezie. Będę im dozgonnie wdzięczna za to co dla mnie zrobili i ile szczęścia wnieśli do mojego życia jeszcze za czasów gimnazjum, jak i teraz.

Jednak prawda jest taka iż moją najlepszą przyjaciółką jest Raven, dziewczyna rok starsza ode mnie, tak żywiołowa i zdrowo kopnięta jak nikt inny, potrafi za pomocą jednego zdania rozbawić mnie do łez, równocześnie sprawiając, że mam ochotę ją zabić, a zwłoki schować pod płotem jakiegoś opuszczonego szpitala psychiatrycznego. Poznałyśmy się przez Internet. Któregoś wieczoru dla zabicia nudy weszłam na stronkę, gdzie rozmawia się z przypadkowymi osobami i bum! Tak zaczęła się nasza przyjaźń.

  Zbiegiem okoliczności podczas jednej z naszych pierwszych video rozmów dowiedziałam się, że mieszka bardzo niedaleko Polis. Zafascynowana tamtym miejscem wspomniałam o nim parę razy Abby podczas naszych rozmów. Wykorzystałyśmy ten fakt podczas szukania odpowiedniego dla nas miejsca zamieszkania i los chciał, że akurat tam znalazłyśmy nasz wymarzony dom. Swoją drogą moja mama równie mocno jak ja pokochała Raven, można powiedzieć, że stała się dla niej drugą córką, a dla mnie siostrą. Do tej pory widziałyśmy się dwa razy w miesiącu, brak czasu oraz kilometry nie pozwalały na częstsze spotkania, teraz będziemy mogły widywać się cały czas. Już nie mogę się doczekać.

Moja mama również nie będzie miała gorzej, tamtejszy szpital, gdy tylko się dowiedział, że jeden z najlepszych (moim oraz wszystkich mieszkańców Arkadii skromnym zdaniem) chirurg poszukuje pracy, bez zastanowienia przyjął ją na to stanowisko.
Sama również chciałam jakoś dorobić, by odciążyć mamę, jednak ta wyraźnie pokazała swoją dezaprobatę wobec tego, jej zdaniem "durnego jak but pomysłu".
Po paru dniach sprzeczek w końcu dałam sobie spokój, może i jestem uparta, ale akurat te cechę ewidentnie odziedziczyłam w genach właśnie po Abby. Nie było sposobu by ją przegadać i postawić na swoim. Jednak co do tej kwestii muszę się z nią zgodzić. Połączenie pracy z lekcjami
oraz nauką do zbliżającej się wielkimi krokami matury nie byłoby proste.

More than just Surviving Where stories live. Discover now