VIII

165 35 6
                                    

(Anioł potrafi mówić)

Sobota przywitała mnie chłodnym porankiem i ulewnym deszczem.

Siadłyśmy z babcią Idą na werandzie i przypatrywałyśmy się kroplom deszczu spływającym po winorośli. Babcia Ida miała tego dnia kwiecistą chustę fantazyjnie ułożoną na głowie i dziergała na drutach osobliwie długi szalik (najprawdopodobniej dla mnie – poznałam to po jego lawendowej barwie, która, według babci, znakomicie pasowała do moich oczu).

– Narcyzo, zajrzyj dziś do pana Daniela, ma dla mnie specjalną przesyłkę – powiedziała babcia, odłożywszy druty. – Wszystko jest już zapłacone, po prostu przynieś ją do domu. I wstąp do piekarni po świeże bułeczki.

Pan Daniel, który pojawia się we wspomnieniach z dzieciństwa każdego mieszkańca naszego miasta, to sędziwy właściciel księgarni. Chociaż, mogłabym nazwać jego sklep "Edenem dla każdego wielbiciela książek" – a zwłaszcza mojej babci.

Babcia Ida kocha czytać romanse – wszystkie regały w naszym domu uginają się od jej książek. Każdą pozycję sprowadził jej pan Daniel we własnej osobie – książki te, według babci, są trudno dostępne i diabelnie drogie, jeśli nie kupuje ich doświadczony księgarz; ja jednak mam wrażenie, że babcia ma słabość do tego konkretnego księgarza (w żadnym wypadku nie mam do niej o to żalu. Jest przemiłym człowiekiem – zawsze częstuje mnie miętówkami i pozwala mi czytać książki bez kupowania ich).

***

Po śniadaniu i porannej herbacie udałam się do księgarni pana Daniela, uzbrojona w przepastną torbę (obawiałam się, ze specjalna przesyłka babci jak zwykle składa się z ponad dziesięciu grubych tomiszczy) i czerwony beret (pierwsza zasada kupowania książek – nigdy nie rób tego bez odpowiedniego nakrycia głowy!).

Drzwi księgarni były stare i zawsze niemiłosiernie skrzypiały – pan Daniel żartował, że jest to wspaniała alternatywa dla dzwonka – więc gdy tylko je uchyliłam, przyprószona siwizną głowa wychyliła się zza regału.

– Miło cię widzieć, Narcyzo! Przyszłaś po książki dla babci?

– Dzień dobry i tak, właśnie po to tu jestem. Czy są już odłożone?

– Tak, to ten niewielki stosik na moim biurku.

Zanim odwróciłam głowę w stronę rzeczonego biurka, zmówiłam kilka modlitw, w nadziei, że stosik w istocie okaże się stosikiem, nie zaś górą. Niestety, to nie był dobry dzień dla marzycieli – w kilka chwil oszacowałam, że książek jest niemal dziesięć. Westchnęłam – mogłam wziąć ze sobą Alberta.

Chcąc nie chcąc, zaczęłam upychać romanse do torby, uważając przy tym, by nie uszkodzić okładek. Wzięłam sobie miętówkę ze słoika na biurku i już, już miałam wychodzić, kiedy przed oczami mignęła mi znajoma czarna czupryna. Mrugnęłam raz i drugi (w prawdzie nie mam problemów ze wzrokiem, ale moja wyobraźnia lubi płatać mi figle), ale Gabriel wciąż stał obok mnie z naręczem książek.

– Narcyzo, pomóż temu młodemu człowiekowi spakować jego zakupy! – krzyknął pan Daniel zza zaplecza; westchnęłam w duchu, prosząc Mozarta i babcię o wsparcie duchowe, i weszłam za ladę, by poszukać szarego papieru do pakowania.

Starałam się robić to jak najbardziej nonszalancko, by nic nie dać po sobie poznać. Niestety, świdrujące mnie spojrzenie Gabriela w żadnej mierze temu nie sprzyjało. Aby chociaż trochę się rozluźnić, posłałam mu miły uśmiech. Nie odwzajemnił go, w zamian za to zapytał:

– Jesteś przyjaciółką Balladyny?

Postarałam się, by mój wyraz twarzy był wystarczająco zaszokowany. Potrząsnęłam głową.

– Mam nadzieję, że to miał być żart na rozpoczęcie znajomości. Ja i Balladyna jesteśmy zaprzysięgłymi wrogami.

Gabriel zmarszczył brwi w konsternacji (to wyglądało uroczo!) i odparł:

– Jak na zaprzysięgłych wrogów spędzacie ze sobą bardzo wiele czasu.

Znalazłszy wreszcie szary papier, zaczęłam owijać nim książki Gabriela, śledząc z uwagą ich tytuły. Coś o psychologii, biografia, zbiór reportaży...

– To chyba dosyć oczywiste, prawda? Zaprzysięgłość zobowiązuje. Ty tak nie robisz? – zapytałam, owijając przy tym papier kolorową tasiemką. Miałam nadzieję, że chłopak lubi zielony.

– Ja nie mam wrogów – skwitował, po czym położył na ladzie pieniądze, chwycił pakunek i skierował się do drzwi. Otwierając je, rzucił jeszcze: – Wszystko mi jedno, czy jesteście przyjaciółkami, czy wrogami – powiedz jej, że ma mnie zostawić w spokoju.

Ostatni komentarz tak mnie zaskoczył, że stałam z głupią miną przez dłuższą chwilę; kiedy się zreflektowałam, porwałam torbę z książkami babci, pozdrowiłam pana Daniela i wypadłam z księgarni, licząc na to, że Gabriel nie znikł jeszcze za rogiem. Tym razem Mozart i babcia spojrzeli na mnie łaskawym okiem, bo Gabriel odszedł zaledwie kilka metrów. Żwawym krokiem dopędziłam go i, wciąż utrzymując pozory nonszalancji (chociaż przez te rozwichrzone włosy, różowe policzki i przekrzywiony beret nie został już po nich ślad), zagaiłam:

– Co takiego zrobiła ci Balladyna? Wybacz mi wścibstwo, ale rzadko zdarza mi się słyszeć o niej jakieś złe słowo z czyichkolwiek ust za wyjątkiem moich. Prześladowała cię? Próbowała przekabacić na stronę demonicznych dziewczyn?

Gabriel uśmiechnął się kącikiem ust. Byłam nieco zawiedziona, że tak szybko połknął przynętę, do czasu, gdy odpowiedział:

– Nie, robiła mniej więcej to, co ty. Gapiła się na mnie, wypytywała i desperacko łaknęła mojej uwagi. I wciąż gadała.

To niemal zamknęło mi usta. Niemal.

– Musiałeś więc zastanawiać się nad motywem, jaki nią kierował. Była zaciekawiona, Gabrielu, bo jesteś niezwykle interesującym człowiekiem.

Na twarz Gabriela wstąpił ironiczny uśmiech.

– Nie przypominam sobie, byśmy się sobie przedstawiali.

– Sam wcześniej powiedziałeś, że o ciebie wypytywałyśmy. Poza tym, ty też doskonale wiesz, jak mam na imię.

– Tak, ciebie nie da się nie znać. Narzucasz wszystkim swoje zdanie i wciąż pragniesz być w centrum uwagi całej szkoły – nosisz te pstrokate ubrania, mówisz znacznie głośniej, niż to konieczne i chcesz wiedzieć wszystko o wszystkich.

W tym momencie moja ciekawość sięgnęła zenitu – to doskonały znak, że trzeba było jak najszybciej przerwać tę rozmowę, by nie wytrąciło mnie to z równowagi. Powiedziałam więc, uśmiechając się przy tym promiennie:

– Obawiam się, że gadulstwo i szpiegostwo możesz przypisać także sobie. Do zobaczenia!

Uścisnęłam krótko rękę Gabriela, podziwiając zaskoczenie wymalowane na jego twarzy, a potem skręciłam w pierwszą napotkaną uliczkę i podążyłam w stronę mojego osiedla (nie kupiłam świeżych bułeczek. Byłam zbyt zaabsorbowana rozmyślaniem o tym, że nie tylko spotkałam człowieka niezwykłego, ale w dodatku takiego, który bardziej przypominał mnie i Balladynę niż Wilgę, Oriona i Alberta – spotkałam kolejnego kolekcjonera.).

***

Istne szaleństwo z tymi rozdziałami!

NarcyzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz