Rozdział 28

10.2K 460 121
                                    

 „Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec."  


~ Marek Hiłasko 













Czekanie to jedna z najgorszych czynności, które musimy wykonywać. Zwłaszcza, kiedy jest się człowiekiem takim jak ja. Niecierpliwym. Czekanie na kuriera, który i tak cię oszuka, czekania aż dostaniesz jedzenie w Mc'Donaldzie, czekanie na to, kiedy twoja ofiara w końcu się zamknie, czekanie na ważną wiadomość, czekanie aż babka z chemii skończy pytać. Czekanie, aż ktoś, kto wiele dla ciebie znaczy wreszcie wróci.

Wciągnąłem powietrze do ust i wypuściłem je ze świstem.

— Coś długo ich nie ma. — skrzywiła się Grace, wyglądając przez okno.

— Też się zaczynam martwić. Jest już grubo po dziesiątej. — zawtórowała jej Mercy. Faktycznie na dworze panował całkowity mrok. Nawet nie zauważyłem, kiedy się tak ściemniło. Jak myśli potrafią zająć człowieka.

— Idą! — krzyknęła nagle siostra George'a, a ja wraz z Mercedes zerwałem się z miejsca. Nim się obejrzałem, drzwi do naszego tymczasowego domku się otworzyły. Pierwszy wszedł Dean, klnąc pod nosem o jakichś pączkach, następnie Jules i George, którzy nieśli Holly nieprzytomną. Była cała poobijana, a jedyne co byłem w stanie zrobić, to rozdziawić usta. Grace pisnęła na ten widok, a Mercedes mało nie zeszła na zawał. Zakryłem oczy, bo nie chciałem na to patrzeć. Na krzywdę, którą jej wyrządzili.

— Jest w bardzo złym stanie. — oświadczył Jules. — Jej mama zaraz tutaj będzie, zabierze ją do szpitala. My wracamy do nas.

— O Boże... — zapłakała Mercedes.

— Ludzie Deera są zniszczeni. Wszyscy, prócz jego samego. Powiedział, że za jakiś czas wróci i dokończy swoje dzieło.

— Skurwysyny. — syknąłem, gryząc dolną wargę, żeby pohamować łzy, które cisnęły mi się do oczu odkąd ją ujrzałem.

— Kiedy będzie z nią okay, wróci do nas. — zawiadomił George.

— Co ci się stało, Jules? — zapytała Grace, patrząc na niego z troską. Dopiero wtedy zauważyłem, że jego ręka jest cała we krwi.

— Nic takiego. — machnął nią, a następnie wymalował grymas na swojej twarzy.

— Jasne, nic takiego. — prychnął pod nosem George. Wtedy do środka wparowała mama Holly. Spodziewałem się, że jej reakcją będzie płacz.

— Przepraszam. — powiedziałem, łamiąc głos i patrząc w jej oczy.

— To nie twoja wina. — odparła, siląc się na uśmiech. Potem chłopcy pomogli przenieść dziewczynę do samochodu, i tyle ją widziałem.

— Wszystko w porządku? — zapytałem, kładąc dłoń na ramieniu Mercedes, która była w wyraźnym szoku.

— Ona... — cała drżała.

— Hej, hej... — podszedł do niej George. — Spokojnie, wyjdzie z tego. — przygarnął ją do siebie. Grace musiała odwrócić wzrok, żeby się bardziej nie dołować. Widziałem to. Kiedy Julian obok mnie przechodził, szturchnąłem go lekko w ramię i szepnąłem:

— Co ty odwalasz? — skinąłem dyskretnie na Grace.

— Huh, co? — był szczerze zdziwiony. Ukrył twarz w dłoniach, kiedy zauważył moją przyjaciółkę. — Stary, jestem debilem. Zapomniałem...

— Naprawdę? — zironizowałem. — Idź do niej, a nie pałętaj się jak zbłąkana owieczka. — przewróciłem oczami, a Rudofl mnie posłuchał. Chwilę potem rozmawiał z Grace, która momentalnie zmieniła wyraz twarzy na pogodniejszy.

Blue EyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz