Rozdział 1

13.2K 520 758
                                    

- Dostałaś się? - mruknął Paulo, nawet nie zdejmując z twarzy kapelusza, który miał osłaniać go przed słońcem. Zwalisty blondyn w życiu nie przegapił ani jednej okazji, aby się położyć. Nie ważne gdzie. Pomiędzy beczkami, w opuszczonym, śmierdzącym stęchlizną szpitalu, czy tak jak teraz, pod budynkiem poczty na ruchliwej ulicy. I serdecznie nie obchodziło go, ani to że położył się w okropnym syfie, ani że zwyczajnie zawadza, blokując cielskiem przejścia pomiędzy budynkami czy drzwi. To zwykle powodowało, że jego ubrania były podarte, co w parze z małą ich ilością i ujemnym poziomem higieny chłopaka dawało niesamowity odór, którym Paulo zajeżdżał na kilometr. Rozmowa z nim polegała na nieustannym wstrzymywaniu oddechu, i unikaniu wyziewów z jego pozbawionej wielu zębów paszczy. 

W dodatku nie dość, że był tępy jak stare kowadło, to miał słabą głowę i niepokojącą ilość siły łapach wielkości bochnów chleba. Stanowił więc niesamowicie cenny dar dla inteligentniejszych osób, które z łatwością mogły nim manipulować, a ten debil nie dość że nie zadawał pytań to jeszcze się cieszył że dostanie butelkę wódki, podczas gdy za akcje powinien mieć płacone grubymi plikami banknotów.

- Tak. - mruknęła Lara, lekko zeskakując po schodkach i wymierzając towarzyszowi mającego na celu zmusić go do wstania kopa w ramię. - Chociaż uważam że wzięcie mnie dopiero za ósmym poborem było żałosne.

- Na pewno tak żałosne jak ty. Franz o tym wie w ogóle? - ziewnął Paulo, wreszcie decydując na ruszenie swojego leniwego zada i pójście za dziewczyną, która zdążyła się już oddalić.

- Ta... mówiłam mu że się zaciągam odkąd Tytani rozwalili Marię. Nie był zadowolony.

- Powinien ci zabronić. Nawet siłą. I pamiętaj. Kto przestaje być naszym sojusznikiem, staje się naszym wrogiem. Lepiej żebyś nie wracała.

Blondynka tylko z lekkim rozbawieniem pokręciła głową. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że ten idiota sądził że ma jakikolwiek wpływ na to co dzieje się w mieście. Prawda, mało osób obrażało go prosto w twarz, bo mógł dosłownie skręcić kark rozmówcy, ale za plecami każdy śmiał się z jego idiotyzmu, i tego jak ciągle chciał się komuś przypodobać. Mimo to, wbrew wszystkiemu w jego małym móżdżku ulęgło się przeświadczenie, że jest cholernie ważny i niebezpieczny.

Cóż, z tym drugim można było się częściowo zgodzić, co pewnie było powodem dla którego gdy Franz nie miał czasu iść gdzieś z Larą, wysyłał z nią Paula. Szybko zrodziło to między nimi pewien zgrzyt, bo chociaż obecność dwumetrowego boksera skutecznie zniechęcała kogokolwiek do spuszczenia dziewczynie potencjalnego wpierdolu, to ona nie uważała blondyna za odpowiedniego partnera do rozmowy. Zwykle więc tylko szła nie odzywając się ani słowem i ignorując jego paplaninę, czym niestety mocniej ugruntowała jego błędne poczucie wyższości.

Na szczęście po paru minutach marszu jakieś nastolatki przyczepiły się do mężczyzny, i wyzywając go od żuli rzucały w niego kamyczkami i kawałkami gałęzi. Oczywiście jak przystało na prawdziwego samca, Paulo musiał odpowiedzieć na te zaczepki, a za dzieciakami szybko wstawił się sprzedawca z pobliskiego straganu, grożąc wezwaniem Żandarmerii która rzekomo miałaby "przegonić tych obdartusów z targu".

Dziewczyna wykorzystała to parę sekund zamieszania (pomiędzy krzykiem sprzedawcy a jego nagłym ucichnięciem po tym jak Paulo zrobił w jego stronę dwa kroki) żeby oddalić się na tyle, by wezwany patrol, gdyby łaskawie zdecydował się przyjść, nie przyczepił się też do niej. Słabo byłoby zostać zgarniętą podczas gdy już jutro rano musiała czekać spakowana i w pełni gotowa przed główną bramą dyskrytu, skąd odjeżdżał wóz którym mogłaby pojechać do Trostu. A stamtąd to już tylko parę godzin marszu do korpusu treningowego. 

One Smile || Levi x OC ||Where stories live. Discover now