ROZDZIAŁ 10

3.5K 221 9
                                    

Na początku tego rozdziału chciałabym złożyć krótkie podziękowania Firebreathers_2001 za te lajki pod każdym rozdziałem. Wiedz, że jesteś jedynym wiernym czytelnikiem, który zostawia po sobie ślad XD. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną do końca tej historii.

Ale, żeby nie było to chce podziękować innym czytelnikom, którzy są i widzę ich tylko po liczbie wyświetleń xD. Doceniam każdą gwiazdkę i cyferkę przy tym opowiadaniu.

Dziękuję.

Bez przeciągania zapraszam do czytania ;).

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Ale... Zajebiście! - wykrzyczałam skacząc z radości widząc swoją mordę w wodzie.

- Mówiłem, że ci się spodoba. Jak się czujesz?

- Inaczej... niż normalnie, ale raczej... wygodnie. Ten ogon jest genialny. - pokazałam rudawemu wilkowi mój puchaty ogon, którym machałam na wszystkie strony. Trochę nie miałam nad tym kontroli.

- Masz ochotę na kolejną przebieżkę? Co powiesz na trasę do rzeki i z powrotem?

- Sześć kilometrów? Czemu nie. Chcesz z tego zrobić kolejny wyścig?

- Może później. Nie znasz trasy, a nie chcę żebyś się zgubiła.

- Na pewno byś mnie wywęszył, ale doceniam troskę. - podeszłam do niego bliżej i przejechałam mu ogonem po pysku. Charles warknął cicho i zamerdał własnym.

- Na prawdę prosisz się czasami o lanie. - nic mu nie odpowiedziałam i ruszyłam w kierunku, z którego docierał do mnie zapach wody.

Z każdym krokiem coraz bardziej moje ciało przyzwyczajało się do nowej postaci i musiałam przyznać, że czułam się zdecydowanie lepiej i pewniej niż będąc człowiekiem. Dołączenie do tego programu, na prawdę okazało się strzałem w dziesiątkę. Ciekawe co powiedzieli by rodzicie, gdyby jeszcze żyli?

~* ~

Czułam wibrację ziemi, kiedy moje łapy odbijały się od niej, a długie pazury podrzucały w powietrze grudki, wilgotnej gleby. Moje własne dyszenie zagłuszało skowyt psów, które nas goniły i krzyki myśliwych. Co jakiś czas głośny huk przecinał naturalny rytm lasu, niekiedy jedna z kul przelatywała obok mojej głowy kończąc swoją trasę w koronie drzewa. Charles biegł przede mną, jego rudawo-podpalana sierść zaczynała wtapiać się z otoczeniem w świetle powoli zachodzącego słońca. W przeciwieństwie do niego, moja biała maść była niczym żywa tarcza.

- Charles! Co robimy? - krzyknęłam, gdy udało mi się z nim zrównać i razem pędziliśmy ile sił w łapach, slalomem omijając świszczące pociski.

- Na razie biegnij. Za jakiś kilometr będziemy na terenie obozu. W północnym murze jest ukryte przejście.

- Dlaczego w ogóle są tu myśliwi? Dlaczego Catherina się ich nie pozbyła? Chyba wiedziała, że biegająca młodzież w formach wilków będzie raczej dużą atrakcją dla takich idiotów, jak oni. - kolejna kula przeleciała centymetr nad moim uchem.

- Nie wiem co oni tu robią. Nigdy wcześniej ich tu nie było, a wiele razy mieliśmy w tym lesie ćwiczenia. Obóz miał być zabezpieczony po 20 km w każdą stronę. Patrole co chwilę tego pilnują. Sam sprawdzałem granice dwa dni temu! - jako zmodyfikowane osobniki byliśmy szybsi i więksi od przeciętnego wilka, a tym bardziej psa myśliwskiego, ale przez swój wyczulony słuch wciąż słyszałam ich szczek, jakby były tuż za nami.

Powoli brakowało mi tchu, mięśnie rozpaczliwie błagały o chwilę odpoczynku, ale nie mogliśmy się teraz zatrzymać, bo zrobiliby z nas dywaniki na podłogę albo powiesiliby sobie nasze głowy nad kominkami. Do obozu zostało jeszcze pół kilometra.

Agentka K9Where stories live. Discover now