—Co?!  —otworzyła szeroko oczy.

— Wsiadaj — zaśmiał się.

—Jak ? —popatrzyła na grzbiet mamuta, którego nie mogła nawet dotknąć.

— Normalnie —odpowiedział. — Złap się sierści i podciągnij się —zaśmiał się. — Nic trudnego.

Emi złapała się mocno Castaneisa i jednym zdecydowanym ruchem podciągnęła się, po czym przełożyła jedną nogę i usiadła na mamucie

—Jak wysoko —pomyślała, uśmiechając się pod nosem. Z jej perspektywy wszystko wydawała się takie małe, a przed chwilą przecież sama była tam na dole.

—No to ruszamy —popędził Harald zwierzaka i ruszył na przód.. Emi powracając do rzeczywistości mocno złapała się sierści zwierzaka, wpatrując się w otaczające ją krajobrazy. Szli gęsiego, w stronę małego lasku.

Przed dziewczyną ukazała się wyklepana dróżka, która została odznaczona od zieleniny drewnianym płotkiem. Paprocie aż nie mieściły się w ogrodzeniu i lekko się wychylały spoza niego.Jeżyn było pełno i na łodyżkach i na glebie. Łodygi nie wytrzymywały ciężaru wielu z nich. Jeżyny więc opadały na glebę tocząc się po mchu porastającego zieleninę, przez którą przeciskały się korzenie drzew, zatrzymując się przed dziobami sikorek, które dziabały owoce chcąc je zjeść. Kory świerków były wielkie, a ich rozgałęzione gałązki je urozmaicały. Przez ozdabiające gałęzie świerków małe igiełki, przebijało światło słoneczne wpadające na dróżkę. Można by było powiedzieć, że był to las w promieniach słonecznych. Wiatr wypuszczał powietrze na gałązki świerków, których igiełki spadając poniewierały się po glebie. Niebo było przejrzyste,pełne białych obłoków. Mamuty jednym stąpnięciem nogi miażdżyły pospadane na ścieżkę szyszki, a patyki porozrzucane po niej przez ptaki pękały. Dziewczyna nie mogła oderwać wzroku od krajobrazów.Wszystko ją fascynowało, ponieważ dla niej było to coś nadzwyczajnego. Nikt się nie odzywał, nie miano takiego zamiaru.Woleli przypatrywać się otoczeniu w ciszy i wsłuchiwać się w ćwierkanie wróbli lub pukanie o korę drzew dzięcioła. Nagle przed nimi ukazała się ślepa uliczka, zrobiona z krzaków. W pewnym momencie mistrz zniknął za chaszczami, a z nim Emilia.

Emi rękoma przytrzymywała gałązki, które jej zasłaniały drogę,wspomagając się nimi, aby dostrzec gdzie jedzie. Gałęzie drzew drapały ją w odkryte ramiona i dłonie. Włosy wplątywały się w nie. Przeciskała się pomiędzy chaszczami, gdy nagle Emi przed sobą ujrzała opustoszałą polanę, na której kładły się żółte kwiatki, przez które prześwitywała zieleń. Łodyżki kwiatków przechylały się w jedną stronę wraz z trawą, przez leciutki wiaterek. Tworzyły one przypominając tym zjawiskiem fale.Nad polem latały kolorowe motyle, które za każdym machnięciem skrzydełka, rozsypywały błyszczący się jak brokat złoty pyłek,który wolno opadał na glebę, robiąc w powietrzu serpentynę. W oddali widoczny był stary zrobiony z drewna wiatrak. Swoimi skrzydłami obijał się o wiatr, który je napędzał. Za nim rosły rozgałęzione jabłonki, na których gałązkach huśtały się jak na huśtawce krwiste jabłka. Towarzyszyły im pojedyncze listeczki,robiące prawie nie słyszalny szum. Niebo już nie było błękitne,na jego miejscu zawitał żółty, przechodzący w różowy, który zatapiał się w fioletowy kolor. Na ich tle rozpływały się jak wata cukrowa pudrowe chmury, przez które prześwitywały promienie słoneczne. W oddali widoczne były kontury wysokich gór, które okryły białe kożuchy. W powietrzu latało babie lato. Mamuty swobodnie szły przez polane, obijając się o trawę. Dziewczyna w pewnym momencie rozłożyła ręce jak ptak, wypinając swoją pierś w kierunku wiatru. Włosy Emi fruwały w powietrzu, a ona zamykając oczy i wczuwając się w obadulony przez nią zimny wiatr wypuściła powietrze, przy czym głośno się zaśmiała. Emilia otworzyła oczy, napotykając wzrok mistrza, przybrała poważną minę,na co mistrz lekko się zaśmiał i odwrócił się w stronę drogi.

Dziewczyna nawet nie zważając kiedy już dotarli do miejsca, ujrzała przed sobą rozlewające się błękitne morze, robiące wielkie falę, tworząc przy tym pianę. Można było nasłuchiwać ich szumu. Gdy wyrzucało fale na brzeg wyrzucało także muszle i magiczne ryby. Całe morze wyglądało jakby było pokryte brokatem,tak samo jak plaża. Strome klify wznosiły się wzwyż wyglądając jakby dotykały niebios. Objęły je już bluszcze, pnące się w górę. Słońce zatapiało się w morzu, a tafla wodna odbijała kolorowe barwy nieba. Już za niedługo miała nastać noc, a niebo powinno być pozbawione kolorów. Czarna plama farby rozpłynęła się po błękitnej kartce, odbijając na tafli wodnej mieniące się jak diamenty gwiazdy, które kładły się na rozlewającym morzu.

—No i jesteśmy —ciągnął dalej. — Zsiadaj ! — Mistrz zeskoczył z grzbietu mamuta na miękki piasek. Wybranki powtórzyły tą samą czynność. Emilia znalazła się na ziemi. Rozglądając się dookoła.

—Jesteśmy na wschód od naszego obozu, a to miejsce nazywamy Kolibrowymi Wzgórzami —odparł. — Koliber przywraca nam wewnętrzną równowagę.Uczy nas rozpoznawać nasze własne drgania, a tym samym rozróżniać to, co pochodzi z naszego wnętrza, od tego co pochodzi od innych —powiedział ruszając przodem. Dziewczyna podbiegła do mistrza, po czym dołączyły do niego idąc krok w krok za nim. - Niektóre miejsca warto zapamiętać, a tym bardziej abyś ty je zapamiętała

—Co to znaczy? —zapytała Emilia, lekko dysząc.

—Dowiesz się w swoim czasie — odparł. — *Ignis — wymówił zaklęcie, które spowodowało że przed nimi ukazały się dwie skrzyżowane, mocne części prostych, głęboko osadzonych w ziemi gałęzi. Wyglądało to jak dwa znaki X. Na górze opierany był kij, który służył jako wieszak na kociołek. Ogień wzniecał się, a iskry płomieni frunęły w powietrze. Gałązki płonęły i zamieniały się w proch. Całe ognisko było otoczone kamykami,tworzące niewielki okrąg. Tak zwana "kuchenka polowa"znajdowała się przy wysokim klifie, o którego zimną ścianę,mogło się oprzeć.

- Siadaj — odezwał się. Posłusznie usiadła I oparła się o ścianę.

- To nie jest sen, prawda? - wpatrzyła się w iskry ognia.

- Wszystko zależy od tego jak na to patrzeć – zerknął na nią.

- Nie rozumiem – ich spojrzenia się spotkały. Kąciki ust Haralda lekko się uniosły, a potem jego wzrok powędrował ku niebu.

- To wszystko może być prawdą, lecz nie musi to wszystko dzieje się w twojej głowie co nie znaczy że ma być prawdziwe. Świadomość może być niezwykle rozległa, lecz I też kłamliwa – złapał oddech. - Wierzymy w to co widzimy, lecz gdybyś komuś ze swojego świata opowiedziała o tym miejscu uznali by cie za wariata. Mimo, że tak dociekliwie chcą poznać prawdę o tym czy istnieje inny wymiar – prychnął. - Ty za to – nie dokończył.

- Hm? - zmarszczyła brwi.

- Ty za to jesteś jedyną wybranką, która ma w sobie pół krwi magii, pół człowieka – szepnął. - A twój ojciec poświęcił się najbardziej z nas wszystkich, zrozumiesz to.

- Czyli on...

- Wiem co masz na myśli, twój ojciec nie zmarł w twoim świecie, lecz tu w naszym – złapał ją za rękę. - Czasami złe rzeczy dzieją się po to, aby nastąpiły te dobre.

*Cinis- po łacińsku nazwa drzewa " Lipa "

*Castaneis - po łacińsku nazwa drzewa " Kasztan "

*Ignis- po łacińsku " Ogień "

Dobry wieczór kochani <3 Jakie wrażenia z rozdziału? ^^

Za progiem rzeczywistości (W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now