Nie sądziłem, że udawanie jej przyjaciela będzie takie trudne. Już kilka minut po naszej pierwszej rozmowie czułem, że popełniłem błąd, ale teraz nie chciałem się już wycofać, bo mogłaby uznać, że ją okłamuję albo się z niej nabijam. Chociaż mógłbym chyba przypomnieć jej swoje prawdziwe imię, bez żadnego ryzyka. Może to pomogłoby jej odzyskać część wspomnień.

- Doskonale wiem, że to ty mi je przefarbowałeś! - Uriah oskarżycielsko wskazuje brata palcem.

Zaczynam się śmiać, podobnie jak pozostali. W przeciwieństwie do reszty ja też pamiętam tą imprezę. Pamiętam też, jak zaraz po niej, razem z Zeke'm poszliśmy kupić pomarańczową farbę do włosów.

- Ja śmiesz rzucać tak plugawymi oszustwami?! - Zeke wskakuje na swoje krzesło i patrzy na drugiego chłopaka z góry. - Moje ręce są czyste jak łza!

- I czarne - wtrącam, nie mogąc się powstrzymać.

Wszyscy, dalej się śmiejąc, zerkają na mnie. Oczy moje i Tris spotykają się na sekundę - mam ochotę zatrzymać na dłużej spojrzenie jej niebieskich oczu, ale zaraz potem Christina się odzywa i blondynka traci całe zainteresowanie moją osobą.

Nie będę udawał, że to nie boli.

- Skoro już jesteśmy w temacie imprez - Ciemnoskóra dziewczyna odrzuca włosy na plecy. - Chętnie bym na jakąś poszła, kiedy już cię stąd wypuszczą.

- O ile kiedykolwiek to nastąpi - zauważa z powątpiewaniem Tris, spoglądając kolejno na Carę i Matthew.

- Już ci mówiłem, że wyjdziesz pod koniec tygodnia - Matthew posyła jej pokrzepiający uśmiech.

- Jest poniedziałek! - jęczy dziewczyna.

- Takie życie.

- Ugh...

- Spokojnie, wytrzymanie jednego tygodnia to na pewno jest coś, co jesteś w stanie wytrzymać - staram się jakoś podnieść dziewczynę na duchu. - Znosiłaś gorsze rzeczy, dasz radę.

- Dzięki - Blondynka obdarza mnie lekkim, ale szczerym uśmiechem, który odwzajemniam.

- Zwłaszcza, że będziemy cię wspierać i nie odstąpimy cię na krok! - woła Zeke, dalej stojąc na plastikowym krześle, które nagle wydaje nieprzyjemny zgrzyt i łamie się pod jego ciężarem.

Chłopak traci równowagę i momentalnie ląduje na ziemi, pośród fragmentów białego plastiku.

- Bardzo zabawne - warczy chłopak w odpowiedzi na nasze śmiechy, które jednak cichą, kiedy w drzwiach staje pielęgniarka.

- Będzie pan to musiał nabyć - stwierdza rzeczowym tonem kobieta, wytrzeszczając oczy ma naszego przyjaciela.

- Meksyk zapłaci... - mamrocze Zeke na tyle cicho, że wątpię, by pielęgniarka go usłyszała.

Marszczę brwi. Meksyk?

- Myślę, że będziemy się zbierać - Matthew zerka na zegarek, więc robię to samo, by odkryć, że zbliża się pora kolacji.

- O kurwa! - woła Uriah. - Już? Ale ten czas leci!

- Ej, młody, nie zapędzaj się - upomina go Zeke.

Wszyscy wstają z krzeseł - to jest wszyscy poza Ezekielem, który nie miał już z czego wstać - i zaczynają tłoczyć się przy drzwiach, by po chwili znaleźć się na korytarzu. Ja jednak się ociągam, by choć na kilka sekund zostać z Tris sam na sam. To wszystko na pewno stanie się łatwiejsze, kiedy dziewczyna w końcu wyjdzie ze szpitala.

- Przynieść ci coś? - pyta Christina, która wciąż stoi przy łóżku Tris.

- Nie dzięki. Karmią mnie tu, wiesz?

- Jasne. Wolę tylko nie wiedzieć, czym.

Obie dziewczyny wymieniły się rozbawionymi uśmiechami, które co jakiś czas widywłem u Shauny, Lynn czy Marlene. Czuję bolesne ukłucie, kiedy po raz kolejny zadaję sobie sprawę z czegoś, co kiedyś było zwyczajnym, niewiele znaczącym elementem codzienności, a teraz należy do przeszłości.

Nigdy więcej nie zobaczymy uśmiechów Marlene i Lynn, ponieważ obie nie żyją.

Christina mija mnie w drzwiach, muskając lekko moje ramię swoim, co wyrywa mnie z zamyślenia.

- Cztery? - Tris przygląda się uważnie mojej twarzy. - Co jest?

- Nic. Tak właściwie chciałem tylko... - zapytać, czy masz dla mnie całe życie.

- Nie ściemniaj - blondynka kręci głową. - Cały dzień niewiele się odezwałeś i wydawałeś być jakiś nieobecny. Coś się stało?

Czyli zauważyła. Obserwowała mnie. Ta myśl odrobinę podnosi mnie na duchu, ale przecież Tris zawsze była bystra i spostrzegawcza.

- Nie, jest w porządku. Tylko... martwię się o ciebie.

Ramiona dziewczyny, do tej pory wyprostowane, opadają lekko. To prawda, cholernie się o nią martwię, ale nie chciałem jej tego mówić, żeby nie pomyślała, że na nią naciskam, że żądam od niej natychmiastowego powrotu do zdrowia, również jeśli chodzi o wspomnienia.

- Czuję się dobrze - mówi po chwili, z lekkim wahaniem. - Naprawdę. Ale ze wspomnieniami wciąż mam duży problem. Miewam przebłyski, ale nie jestem pewna, czy są prawdziwe. Równie dobrze mogła mi je podsunąć wyobraźnia.

- Przebłyski? - odsuwam się od drzwi, stając trochę bliżej Tris. - Na przykład?

- Kiedy Zeke opowiadał o tej imprezie... Miałam przed oczami obraz jego, jak farbuje Uriahowi włosy w małej umywalce.

Wzdycham. Tamtego dnia nie farbowaliśmy mu włosów w umywalce, tylko w plastikowej misce, co nie było łatwe, ale wykonalne.

Kręce głową.

- To niestety nie jest prawdziwe wspomnienie - Czuję się, jakbym tymi słowami pozbawiał siebie i Tris wszelkiej nadziei. - Nie możesz pamiętać tej imprezy, bo byłaś jeszcze wtedy w Altruizmie.

Tris tylko kiwa głową, teraz jakby trochę przygaszona.

- Coś jeszcze? - pytam, chociaż jestem prawie pewien, że nie powinienem, że teraz już naprawdę muszę odpuścić.

- Panie Eaton.

Odwracam się. Za mną stoi ta sama pielęgniarka, która wcześniej przyszła, żeby kazać Zeke'mu odkupić krzesło.

- Czas wizyty się skończył. Może pan wrócić jutro.

Nic nie odpowiadam. Znów spoglądam na blondynkę, dalej siedzącą na łóżku, z którego praktycznie zabroniono jej wstawać.

- Idź - mówi Tris, uśmiechając się przy tym lekko. Staram się odczytać z jej twarzy, czy jej nie uraziłem, ale nie potrafię.

- Do zobaczenia - odpowiadam tylko, bo nie chcę robić scen przy pielęgniarce.

- Cztery? - odzywa się jeszcze dziewczyna, gdy już prawie jestem na korytarzu.

Odwracam się.

- Nie zgub się.

Mówi to z uśmiechem, więc bez zastanowienia też się uśmiecham, mając nadzieję, że przynajmniej częściowo nadrobię tym nieprzyjemne pytania sprzed chwili.

- Postaram się - obiecuję, wychodząc.

Loved You First ✔Where stories live. Discover now