Rozdział 4: Latajacy potwór

736 71 16
                                    

Kiedy w królestwie pojawiły się plotki o latającej bestii, którą widzieli wieśniacy, Emrys był przerażony. Zawsze unikał ludzkiego wzroku, jak mogli go zauważyć?! Nie... Panika była nie wskazana. Musiał dowiedzieć się więcej, a nie pozwalać się opanować przez emocje.

W tym celu użył swojej magii, by zlać się z własnym cieniem. W tej postaci mógł niepostrzeżenie dostać się w każde miejsce.

W postaci Cienia przemknął korytarzami zamku do sali tronowej, gdzie odbywało się zebranie Rady w sprawie potwora.

- Czy macie opis tego stwora? - Zapytał król.

- Wieśniacy twierdzą, że miał tułów lwa oraz głowę i skrzydła orła. - Odparł jeden z rycerzy.

"A więc to Gryf." Pomyślał Emrys, oddychając z ulgą. Po chwili zreflektował się. "Nie dobrze. Rycerze go nie pokonają."

Szybko wrócił do komnat medyka i przyjął z powrotem ludzką postać.

- Merlin?! - Wystraszony Gajusz aż podskoczył.

- Potrzebuje pomocy, Gajuszu.

- Co znowu wymyśliłeś? - Westchnął starzec.

- W Camelocie pojawił się Gryf. To niebezpieczna bestia gustująca w mięsie ludzkim i odporna na wszelkie fizyczne ataki. Jeśli książę poprowadzi rycerzy do ataku, zginie.

- Co w takim razie mamy zrobić? - Spytał zmartwiony medyk.

- Wiem, jak zgładzić Gryfa. Mogę zrobić to tak, by wyglądało to jak fizyczny atak. Nie jestem jednak rycerzem. Chcę byś porozmawiał z królem. Ostrzeż go i wyjaśnij, dlaczego to muszę być ja. Jednak uważaj na słowa. Uther Pendragon już teraz jest podejrzliwy wobec mnie. On nie może odkryć prawdy...

***

Następnego dnia Merlin został wezwany przed oblicze Króla.

- Wasza wysokość mnie wzywał.

- Owszem. - Odparł Uther. - Zostałem poinformowany, że znasz sposób na pozbycie się tego...

- Gryfa, mój panie. - Podpowiedział Merlin.

- ... Taak. Jak zamierzasz to zrobić?

- Gryfy są całkowicie odporne na ataki fizyczne. Żadna broń stworzona przez człowieka nie będzie w stanie go pokonać. Jestem jednak w posiadaniu jednej z pięciu Kryształowych Strzał. Są to strzały smoczego wyrobu. Ich pochodzenie gwarantuje użyteczność. Jednak smoczej strzały można użyć tylko raz, inaczej jej działanie obróci się przeciw temu, kto ją wystrzeli. Udowodniłem już swoje umiejętności bitewne, poza tym z pewnością oboje wolelibyśmy uchronić księcia Arthura przed ewentualnymi konsekwencjami, gdyby okazało się, że tej już używano.

- Kryształowa Strzała powiadasz? - Zaintrygował się król. - A co jest w tej strzale aż tak specjalnego?

- Jak już wspomniałem, grot każdej z tych strzał wytopiono w smoczym ogniu. Na przestrzeni wieków powstało pięć Kryształowych Strzał: Rubinowa, Diamentowa, Szmaragdowa, Szafirowa i Perłowa. Każda powstała w specyficznym celu. Pierwsza, by wrogów zwyciężyć. Druga, by wydać rozważny osąd. Trzecia, żeby niewinnych uchronić. Czwarta, by prawość serca odmierzyć. I piąta, by porządek przywrócić. Ja jestem w posiadaniu Szmaragdowej. Zabicie Gryfa idealnie oddaje jej cel.

- Dobrze więc. Służący przygotują ci konia. Wyjedziesz pod osłoną nocy. Opóźnię wyjazd rycerzy o trzy dni. Jeśli do tego czasu ci się nie powiedzie poniesiesz konsekwencje strat.

- Rozkaz, sir. - Merlin pokłonił się i wyszedł z sali tronowej.

***

Emrys wyruszył konno, jednakże gdy zamek zniknął mu z oczu zsiadł ze zwierzęcia i przywiązał je do drzewa. Szybkim krokiem ruszył za zapachem Gryfa w kierunku najbliższej jaskini. W ręku trzymał napięty łuk i strzałę ze szmaragdowym grotem.

Jaskinia była niewielka według smoczych standardów, ale standardowej wielkości, by pomieścić gniazdo Gryfa. Smok poruszał się powoli. Ciemność jaskini bardzo szybko pokonała ludzkie oczy. Emrys jednak nie pozwolił sobie uwolnić smoczych zmysłów. Jego prawdziwe oczy świeciły w mroku, a to mogło ostrzec Gryfa o naruszeniu jego terenu.

Ograniczenia ludzkiej powłoki znacznie utrudniły Merlinowi odnalezienie gniazda bestii. Zanim dotarł na miejsce, na dworze zaczęło już świtać. Smok ukrył się do czasu, aż Gryf wyleciał z gniazda. Było coś czego ludzka wiedza nie obejmowała. Gryfy były tak agresywne tylko w czasie składania jaj i wyłącznie wtedy atakowały ludzi bez powodu. To oznaczało, że zanim bestia zginie, Merlin musiał zniszczyć gniazdo i młode.

W gnieździe leżały cztery jaja. W swojej prawdziwej postaci Emrys nie miałby problemu ze zmiażdżeniem ich, ale ta część jaskini była za mała by ją przyjął. Ogień również nie wchodził w grę, bo ostrzegłby wracającego Gryfa o jego obecności, a strzała dawała tylko jedną szansę.

Smok warknął zirytowany. Jego jedyną opcją zostało wydrapanie w skorupach dziur. Problem w tym, że mógł nie zdążyć przed powrotem Gryfa. Szybko wysunął pazury i zabrał się do pracy nad pierwszym z nich.

Zniszczenie skorupki zajęło mu wiele czasu, ale na szczęście zmiażdżenie młodego było kwestią sekund. Emrys nie miał wyrzutów sumienia wobec nienarodzonego malucha. Wyrósłby z niego jedynie potwór. Zaczął pracę nad kolejną skorupą.

Był w połowie niszczenia ostatniego jaja, gdy usłyszał kroki od wejścia jaskini. Szybko usunął swoje pazury i napiął łuk. Wsłuchał się w dźwięk wydawany przez kamienie. Odsunął łuk od twarzy. Cokolwiek to było, ważyło znacznie mniej niż Gryf.

I wtedy zrozumiał. Do jaskini wszedł człowiek...

***

Postanowiłam rozłożyć ten rozdział na dwie części. Przez studia i sesję nie mam czasu napisać reszty, więc uznałam, że nie będę przeciągać Bóg wie, ile i przy okazji zbuduję trochę napięcia.

Jak myślicie, kto wszedł do jaskini? Czy Merlin pokona Gryfa Szmaragdową Strzałą? I co z ostatnim jajem? Czy bestia zdąży wrócić? Gdzie są pozostałe Kryształowe strzały i czy wpłyną jakoś na akcje?

Piszcie swoje teorie w komentarzach i poznajcie prawdę w kolejnych rozdziałach.
Pozdrawiam.

Władca smokówNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ