Efekt jednak wywołało odpowiedni.

- Co... Co to jest?! - Posypały się pytania. Przez chwilę nikt nie był w stanie wyartykułować nic sensownego. Dobrze wiedzieć, że nie tylko na mnie wywarło to takie wrażenie...

- Jakim cudem nie zauważyliśmy czegoś takiego?

- To jest właśnie to, o czym mówił Quills!

- Cholera, szefie, ja się nie dziwię, że uważałeś to jakiś czas za bajkę...

- I co teraz?

- To jest niebezpieczne? Coś nam grozi?

- A żebym to ja wiedziała! - prychnęłam. - Sfora Aresa to znalazła. I w zasadzie tyle się dowiedziałam, bo... - speszyłam się nagle - bo wykorzystałam ich zaskoczenie, by wziąć nogi za pas.

- Ty... - Paula prawie zapowietrzyło. - Ty uciekłaś?! My powierzyliśmy ci odpowiedzialną misję, a ty uciekłaś?!

Spojrzałam na niego dziwnie, nawet nie tyle wkurzona, co... zaskoczona?

- I ciebie to dziwi? - spytałam wreszcie. - Sam chyba wolałbyś zwinąć się przy takim powitaniu?

- Uniosłaś się pieprzoną dumą, gdy wszyscy na ciebie liczyliśmy?!

- Przecież ja...

Urwałam, gdy wilk rzucił się w moją stronę. Zrobiłam błyskawiczny unik, dzięki czemu zamiast we mnie, wpadł w stojącego kilka kroków dalej Jareda, lecz otrząsnął się zdecydowanie szybciej niż bym sobie życzyła. Warcząc wściekle, zerwał się na równe łapy i powiódł wściekłym wzrokiem dookoła. Namierzywszy mnie, ponownie wystartował, tocząc pianę z pyska.

- Paul! - ryknął Quills, lecz bezczelny dresiarz zwyczajnie go zignorował.

Bura strzała jednym susem zmaterializowała się u mojego boku, sięgając zębiskami do gardła. Wywinęłam się, na moment przypadłam do ziemi, lecz wiele to nie dało - tuż za mną znajdowało się drzewo, które skutecznie uniemożliwiło jakąkolwiek próbę wycofania się.

- Paul, w tej chwili...!

Skowyt Quillsa zlał mi się w jedno ze wściekłym warczeniem oprawcy. Zamachnął się na mnie łapą, dosłownie wcisnął w cuchnącą pleśnią leśną ściółkę i przygotował się do zatopienia kłów w karku...

Odetchnęłam głęboko, skupiłam się i ryknęłam:

- Zostaw mnie!

Podziałało to zupełnie tak, jakbym wcisnęła na pilocie przycisk „stop". Wszystkie wilki zamarły, wstrzymując oddechy, nawet myśli wyciszyły się na tyle, na ile było to możliwe. Dresiarz spojrzał na mnie skamieniałym wzrokiem i odsunął się na kilka kroków dziwnie sztywnym ruchem, jakby jego ciałem sterował ktoś inny. W jego oczach błysnęło tępe niedowierzanie, gdy zorientował się, że obojętnie, ile się stara, nie jest w stanie więcej ruszyć w moją stronę.

- Ja pierdykam, to teraz podajcie mi jeden powód, dla którego miałabym go w tej chwili nie oskórować - wycedziłam, gdy już otrzepałam się ze zbrązowiałych sosnowych igieł. - Pieprzony damski bokser!

- Leah, czy ty właśnie... - wykrztusił Quills, nie mogąc otrząsnąć się ze zdumienia.

Spojrzałam po wszystkich, nieco zbita z tropu.

- No co? Że użyłam Głosu Alfy? - spytałam głupio. - Przecież wiedzieliście, że czasem tak umiem? - Zabrzmiało to bardziej jak pytanie.

Uszkodzona dusza 1: LONEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz