Rozdział 8

176 27 18
                                    

Uśpienie czujności rodziców jak zwykle nie było najłatwiejsze - o ile mama położyła się spać wcześnie, tacie jeszcze zebrało się na oglądanie telewizji - jednak i tak wydostanie się na zewnątrz o godzinie 23:28 uznałam za całkiem niezły wynik. Pod blokiem natychmiast przemieniłam się w wilka i pobiegłam zwyczajowo w stronę dworca.

- Wróć! - rozległ się nagle głos Quillsa. - Spotykamy się na górce za twoim osiedlem. Już to, że spóźniłaś się prawie trzydzieści minut, łaskawie pominę...

- Dziękuję - chlipnęłam. Właściwie to jakim cudem wie, która jest godzina? Ze stoperem na mnie czeka, czy co? - To co tam w końcu się zadziało, że aż tak wam odwaliło? Jakieś szczegóły?

- Zasadniczo więcej szczegółów nie ma. Kompletna porażka i tyle.

Poczułam bijące od wilków wstyd i wściekłość. Paul i Collin skomentowali to kilkoma raczej niewybrednymi słowami (ten pierwszy odnosząc się głównie do narządów płciowych, bo inaczej nie umiał), ale dokumentnie zagłuszył ich Embry. Collina prawie wgniótł w błoto wielką łapą, stojącemu dalej dresiarzowi pokazał kły, ale to i tak wystarczyło, by tamten położył się, kładąc uszy po sobie. Beta chyba dawno nie był aż tak wściekły.

- Embry! - ryknął Quills. - Uspokój się! Nie wyładowuj się na nich!

- Ja wcale... Ech, dobra. - Potrząsnął łbem, nie opuścił jednak warg, wciąż szczerząc zębiska w potwornym grymasie. Wyczułam, że Quills ma ochotę doprowadzić go do porządku Głosem Alfy, ale powstrzymuje się ostatkiem sił. - Trudno, stało się. Możemy skupić się na planie, zamiast to roztrząsać?

- Jakiś ty nagle praktyczny... - burknął Brady. Pewnie tylko dlatego, że jeszcze nie dotarł na miejsce.

- Okej, koledzy kochani, to skoro więcej szczegółów nie ma, co w związku z tym robimy? - wtrąciłam się, zanim wkurzonemu Becie przyszło do głowy odpyskować. - Bo rozumiem, że nie odpuścicie, skoro już raz skopał wam tyłki?

- Nie odpuścimy z jeszcze jednego powodu. - Alfa otrząsnął się z chwilowego zamyślenia. - Nadal nie wiemy, co to była za Istota.

- Wilkołak? - podpowiedział Seth.

Wszyscy jak na komendę spojrzeli na niego z politowaniem.

- Wilkołak? Seth, kurde, ile ty masz lat? Wilkołaki nie używają magii - jęknął Sam. - Wspominaliśmy o tym kilka godzin temu, oprócz tego, że dziadkowie mówią nam o tym od dawna...

- No i to jest problem - podjął Collin. - Nie wiem jak wy, ale nie znam żadnej innej Istoty, która przemienia się w wilka.

Zapadła chwilowa cisza. Przeskoczyłam nad torami kolejowymi, wreszcie zanurzyłam się w zimnym mroku między drzewami na górce. Okazało się, że całe stado zebrało się na samym szczycie wzniesienia, gdzie z nerwów praktycznie wydeptało okrąg wokół niewielkiej polany, na której cieplejszymi nocami urządzamy nieraz grilla. Teraz do radosnej atmosfery przy kiełbasce było im dość daleko...

- Leah? - Jared spojrzał na mnie nagle. W jego wzroku zauważyłam coś dziwnego. - Ty chyba coś wiesz.

Kurde. Starałam się ukryć nerwy jak mogłam, ale wyszło na to, że dość marnie się mi to udało.

- No... wiem - przyznałam. - Myślę, że może was to trochę zainteresować.

Chcąc nie chcąc, przywołałam wspomnienie wyrwy w ziemi, zapachu, dźwięku, dusznej aury... wszystkiego tego, przez co trzęsłam się przez ostatnie godziny. Choć w moich własnych myślach wydawało się to żywe i jak najbardziej zdolne napędzić stracha, tak teraz, gdy przekazywałam to innym... wyglądało raczej blado i niewyraźne, jakby przytłumione, jak film ze zbyt wiele razy odtworzonej kasety.

Uszkodzona dusza 1: LONERWhere stories live. Discover now