Rozdział V

245 29 12
                                    

Lato w Kairze sprawiało, że Dio poważnie zastanawiał się nad swoim życiem i dlaczego wybrał akurat stolicę Egiptu jako swoją główną bazę. Jako kryjówka sprawowała się idealnie – kto podejrzewałby, że wampir ukrywa się w tak słonecznym i gorącym kraju? Jednak teraz, gdy dzień trwał ponad trzynaście godzin, Dio najchętniej przeniósłby się gdzieś bardziej na północ. Czuł, że sen jest marnotrawstwem, dlatego nawet, gdy słońce było jeszcze na niebie, siedział zamknięty w swoich komnatach, jedynym miejscu w posiadłości, do którego światło nie miało dostępu, i czytał.

- „A żaden dorosły nie zrozumie nigdy, jak wielkie ma to znaczenie!".

Dio jeszcze przez chwilę nie zamykał książki, czekając cierpliwie, aż Giorno napatrzy się na obrazek Małego Księcia osuwającego się na ziemię.

- Podobało ci się? - spytał. Chłopiec pokiwał entuzjastycznie głową. Dio pogładził jego włosy, jak to miał w zwyczaju i podał mu książeczkę, by ten jeszcze raz sam mógł przejrzeć wszystkie obrazki.

Minęły cztery miesiące, odkąd Giorno skończył trzy latka i odkąd Dio podjął ważną decyzję, której kiedyś nigdy by się po sobie nie spodziewał.

Na początku wziął chłopca do siebie, ponieważ uważał, że tak nakazuje mu grawitacja. Potem zbyt dobrze się bawił, obserwując cały eksperyment. Dopiero po jakimś czasie zaczął coś czuć. Gdy obserwował, jak dziecko śpi, jak się zmienia, jak rośnie. Teraz z zachwytem przypatrywał się, jak jego włosy powoli zmieniają kolor, oczy również zdają się jaśnieć, a wcześniej dobrze widoczne azjatyckie rysy twarzy – zacierać się. Dopiero, gdy poczuł, że jego imię nie jest jedynie słowem i chłopiec naprawdę jest jego, Dio, utraconym dniem, zrozumiał coś ważnego – nie może powierzyć jego wychowania nikomu innemu. Musi go sam ukształtować, ponieważ to on go stworzył. W końcu, on, Dio, był bogiem. Jego słowo stało się ciałem, gdy nadał temu chłopcu nowe imię. Dał mu również nowe, lepsze życie.

Matka Giorno była całkowitym przeciwieństwem matki Dio, dlatego nie mogła być dobrym rodzicem.

Matka Dio było głupia, dlatego nie mogła być dobrym rodzicem.

On, Dio, doskonale wiedział jak takowym być. Dlatego był pewien, że życie, które ofiarował Giorno, zabierając go ze sobą, będzie lepsze, niż to, które miałby, gdyby został z matką oraz niż to, które on, Dio, sam miał. 


- Lordzie Dio... - do pokoju wszedł Vanillia Ice. Razem z nim wkradło się nieco światła, tak różnego od tych sztucznych, elektrycznych lamp. - Jest już w Kairze.

- Doskonale. Wyślij za nim Pet Shopa, dołączę do niego, gdy się ściemni.

Vanillia Ice skłonił się i odszedł, by wykonać rozkaz.

- O kogo choci? - spytał się zaciekawiony Giorno. W ciągu ostatnich czterech miesięcy zrobił się o wiele bardziej rozmowny.

- O naszego nowego przyjaciela – odparł Dio.

Giorno wiedział, że jego ojciec posiada wielu przyjaciół, którzy czasami przychodzili w nocy, by go odwiedzić. Wiedział również, że Dio ma specjalnego przyjaciela, który jest bardzo ważny i o którym nie można mówić.

- Ja też mam nowego przyjaciela! - oznajmił radośnie.

Dio uniósł brwi, gdy Giorno wybiegł z sypialni. Mimo pośpiechu starannie zamknął za sobą drzwi, chociaż już zmierzchało, bo wiedział, że z jakiegoś powodu słońce szkodzi jego ojcu. Wrócił po chwili, trzymając coś w swojej małej piąsteczce. Gdy podszedł bliżej, oczom Dio ukazała się czerwona biedronka. Jednak w przeciwieństwie do powszechnej w Europie siedmiokropki, ta miała na swoich pokrywach aż dziewięć plamek. Zdawała się również być nieco jaśniejsza i większa.

Do you believe in 'gravity'?Where stories live. Discover now