Rozdział 17 - Cisza

2.5K 235 42
                                    


LAYLA

– Przepraszam za spóźnienie. Dante zadzwonił, kiedy wychodziłam – przywitałam Anatolija, dołączając do niego w jadalni.

– Nie jesteś w szkole, nie musisz przepraszać. Wszystko u niego w porządku?

Wzruszyłam ramionami i oparłam się wygodnie. – Chyba nie do końca. Zadzwonił powiedzieć, że przez kilka dni nie będzie się odzywał.

– Nie martw się na zapas. Z opowiadań Julijego wynika, że to konkretny i bystry facet.

– Chociaż w jednej kwestii Julij ma rację – odparłam nie zastanawiając się nad tym, jak to zabrzmi.

Anatolij uniósł brew. – A w czymś się myli?

– To nieistotne. Ważne jest tylko to, co sądzi Dante.

Rozmawianie o teorii Julijego wykraczało poza pewne niepisane zasady i pokręciłam głową.

– A co sądzi?

– Że przy tobie jestem bezpieczna.

Kąciki jego ust drgnęły ku górze. – Mówiłem, że to bystry facet. Zmieniając temat... Dziś będziesz zmuszona wysłuchiwać rozmów po rosyjsku, ale większość gości rozmawia też po angielsku, więc na pewno znajdziesz z kimś wspólny temat.

– Kilka słówek znam. Potrafię się przywitać i przedstawić.

Gosposia weszła do jadalni z dzbankiem gorącej kawy i ruszyła w moją stronę.

– Uczyłaś się?

– Kiedy powiedziałeś o balu, uznałam, że powinnam chociaż potrafić powiedzieć „zdravstvuyte", „menya zovut Layla" i „spasibo".

Otwierał usta, żeby się odezwać, ale naszych uszu dobiegł huk wystrzału. Anatolij miał broń w ręku zanim poczułam wylewający się na moje uda wrzątek. Zbladłam, a strach wyprał ból. Z korytarza dało się słyszeć przytłumione krzyki, a bliżej – autorytatywny głos Anatolija.

– Padnij.

Był skupiony i opanowany. Odwrócił się tyłem do mnie, podczas gdy gosposia szeptała coś po rosyjsku, ciągnąc mnie za rękę. Zsunęłam się pod stół, ale nawet wśród strachu zajmującego cały mój umysł rozumiałam, że kryjówka była beznadzieja. Puls dudnił mi w uszach, oddech przyspieszył.

Minęło pół minut idealnej ciszy; pół minuty drżących rąk, zanim Anatolij zajrzał pod stół. Uspokoił mnie wyrazem twarzy. Był wyluzowany, choć poirytowany.

– Przepraszam, Layla. To nieporozumienie. Jeden z moich ludzi nie domknął drzwi do piwnicy i wygłuszenie nie zadziałało.

Skrzywiłam się, ujmując jego wyciągniętą dłoń.

– Drzwi obok twojej sali tanecznej, jest strzelnica – dodał.

Odetchnęłam z ulgą. Nie miałam w zwyczaju się wtrącać, ale przez chwilę zastanawiałam się, czy Anatolij wykonywał egzekucje we własnym domu. Nie mogłabym spać po nocach jeśli dwa piętra niżej, kogoś być może mordowano.

– O strzelnicy też nie wspomniałeś – powiedziałam siląc się na neutralny ton. Nie wyszło. A grymas bólu tylko bardziej mnie pogrążył.

Doraźne znieczulenie w postaci adrenaliny wyparowało, a uda piekły jak wściekłe. Jedynym plusem był przyjemny zapach świeżo parzonej kawy. Szkoda, że nie mogłam sobie trochę wykręcić do kubka.

Nadzieja matką głupich (Nadzieja #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz