6

130 14 0
                                    

  Kurwa, no zamorduję sierściucha gołymi rękoma.
  Nie zgadniecie, co ten debil przyniósł mi do szałasu.
   Jebanego, zdechłego nietoperza!
   Nie mam bladego pojęcia, skąd go wytrzasnął, ale powoli zaczynam się go bać. Mia oczywiście była zachwycona jego bohaterskim czynem. Halo, uratowałem ją przed jakąś psychopatką, a ta i tak woli kota! Zajebiście...
  Musieliśmy się zwijać, bo jakiś gościu zabronił nam tu przebywać. Gruby facet twierdził, że jeziorko prawnie należy do niego i nie życzy sobie żadnych obozowiczów. Wskazał nam drogę do miasta i kazał wypierdalać.
  No, może nie powiedział tego dosłownie, ale pewnie to miał na myśli. Cała nasza trójka (tak, ten pchlarz też się za nami wlókł) powoli szła w stronę miasta. Miałem jeszcze trochę pieniędzy, więc mieliśmy zamiar uzupełnienia prowiantu i ruszenie w dalszą drogę do posiadłości dziadka.
   Ale ta kupa sierści jak zwykle nam przeszkodziła. Już będąc na samych obrzeżach miasta, kot uciekł w nieznanym kierunku niczym Usain Bolt i tyle go było widać. Cieszyłem się, bo (jak już pewnie zdążyliście zauważyć) nie pałałem do zwierzęcia zbyt pozytywnymi uczuciami. Za to dziewczyna szła całą drogę, biadoląc i szlochając:

-Kiciuś, kiciuś, czemu uciekłeś?

   Starałem się jej racjonalnie wytłumaczyć, że posiadanie kota w naszej sytuacji nie jest zbyt dobrym pomysłem, ale ta dalej swoje.

-Ale kiciuś nas lubił!
-Nie ma tutaj miejsca dla kiciusia. Nie będę marnował pieniędzy na puchy dla jakiegoś sierściucha, żeby później samemu umierać z głodu.

  Po dłuższym spacerku natrafiliśmy na mały sklepik. Kazałem dziewczynie poczekać na zewnątrz, bo nie chciałem, by ktoś ją rozpoznał. Pewnie się dziwicie, czemu jeszcze nie zawiadomiłem policji? To nie takie proste. Mia (o ile to jej prawdziwe imię) zapomniała praktycznie wszystkiego, do tego jej pojawienie się utrudnia mi dotarcie do mojego celu. Uciekłem z domu nie po to, by biegać po komisariatach i szukać rodziców tej kociary, ale dlatego, że chcę się dowiedzieć czegoś o przeszłości moich rodziców. W sumie, wiem trochę, czego się spodziewać. Matka z ojcem od zawsze mieli coś nie po kolei w głowie. Z resztą, kto w dzisiejszych czasach nie był choć odrobinę szalony?
   W sklepie na szczęście nie rozpoznali mojego szpetnego ryja. Albo dlatego, że to takie wypizdowie, gdzie psy dupami szczekają i informacje przychodzą z dwutygodniowym opóźnieniem, albo moi ukochani rodzice jeszcze nie zgłosili mojego zaginięcia. Tak, na pewno któreś z tych dwóch, o ile nie oba.
  Ruszyliśmy w kierunku postoju busów, bo nie było tu nawet stacji kolejowej. Gdyby wszystko poszło zgodnie z moim planem (nie mam pojęcia, którym już z kolei) to siedzielibyśmy w busie, który zwiezie mnie dokładnie tam, gdzie pragnę... Ale jak to w życiu bywa, a szczególnie w życiu takiej sieroty jak ja, to plan musiał zakończyć się niepowodzeniem. Mijając jakąś starą chatkę, nagle przed nas wybiegł...

-Kiciuś!

   Mia oczywiście zaczęła tulić się do tego sierściucha, jakby to był nie wiem, Justin Bieber albo inna popularna osoba w tych czasach.
   Pchlarz jakimś cudem wydostał się z ramion dziewczyny i wbiegł na werandę starej chatki. Dopiero teraz zauważyliśmy, że siedzi tam pogarbiona staruszka. Kot wskoczył jej na kolana, a ta zaczęła mówić do nas:

-A więc poznaliście już Alexa? To taka po wsi noga!
-Zauważyłem. Przyszedł do nas, gdy nocowaliśmy w szałasie. Idąc w stronę miasta odłączył się od nas i pobiegł Bóg wie gdzie.
-Pewnie zapamiętał drogę do domu. Dobry Alex. Podejdźcie tu dzieci, bo ja już chodzić za bardzo nie mogę.

  Niepewnym krokiem zaczęliśmy zbliżać się do staruszki. Ta wygrzebała skądś pieniądze i nam je wręczyła.

-Ale za co, proszę pani?
-Znam położenie tego jeziorka, nad którym rozbiliście obóz. Alex nigdy by stamtąd nie wrócił sam. Przyprowadziliście go tu, więc muszę się wam wynagrodzić.

  Mia już chciała walnąć gadkę, że wcale nie trzeba i że staruszce się bardziej przydadzą, ale na szczęście ją powstrzymałem. Pieniądze w takiej sytuacji przydają się zawsze.
  Podziękowaliśmy starszej pani i ruszyliśmy w kierunku przystanku. Niestety, Mia była już bardzo zmęczona, więc postanowiłem, że przejedziemy się autostopem.
  Trochę czasu minęło, zanim przyjechał jakikolwiek pojazd. Śmieszny gościu z dostawczaka z chęcią powiedział, że nas weźmie. Mia się trochę obawiała, ale z
babami tak zawsze jest.
  W końcu co złego może się stać...

My dad is a psychopath || TEOTFWWhere stories live. Discover now