35

3.9K 262 86
                                    

Maraton, czas start 🤗

Obudziłam się w ramionach Petera. Uśmiechnęłam się do siebie, zdając sobie sprawę, że tej nocy nie miałam koszmarów. Chłopak jeszcze spał, więc nie chcąc go budzić, wyszłam z pokoju, poprzednio przebierając się w czyste ubrania. Wczoraj przegadałam całą noc z Panem i prawdopodobnie właśnie, dlatego nie miałam koszmarów i pierwszy raz od kilku dni naprawdę się wyspałam. Brunet dawał mi poczucie bezpieczeństwa, jakiego w życiu nie miałam. Sama jego obecność uspokajała mnie. Kiedy wyszłam z domku, od razu zauważyłam Felix'a, więc podeszłam do niego.

- Hej - powiedziałam, na co chłopak odwrócił się.

- Cześć - odpowiedział, uśmiechając się lekko. - Jak się spało?

Po jego minie wywnioskowałam, że wiedział, iż spał u mnie Peter, więc przewróciłam oczami.

- W porządku - wzruszyłam ramionami. - A tobie?

- Źle nie było. Pomożesz mi?

- W czym?

- Muszę przenieść to całe drewno na drugi koniec obozu. Miał mi w tym pomóc Harry, ale kiedy tylko spróbowałem go obudzić, to uderzył mnie i kazał spieprzać. Wolałem już nie ryzykować.

Zaśmiałam się cicho.
- Więc do roboty.

Drewna było dość sporo, ale kawałki były lekkie, więc bez problemu wzięłam kilka na raz. Zaginieni chłopcy traktowali mnie tu jak równi swego. Najczęściej nawet nie brali pod uwagę tego, iż jestem dziewczyną. Pasowało mi to, ponieważ nie chciałam siedzieć na tyłku i nic nie robić. Chciałam być tutaj potrzebna.

Po kilkunastu minutach chłopaki zaczęli wychodzić ze swoich domków. Kiedy tylko nas zauważyli, od razu zaczęli nam pomagać, dzięki czemu robota zajęła nam o wiele mniej czasu. Po około godzinie standardowo zabraliśmy się do zrobienia śniadania. Tym zajmowałam się ja oraz dwóch innych chłopców: Charlie i Edmund. Ten drugi jak się dowiedziałam, był synem kucharza, więc umiał najlepiej z nas wszystkich gotować. Charlie natomiast po prostu nam pomagał. Posiłki były zwyczajne. Nie były oczywiście najlepsze na świecie, ponieważ ja i Edmund nie mieliśmy do tego warunków, ale z chłopaka talentem nawet zwykły kurczak smakował bardzo dobrze. Byłam pewna, że gdyby tylko został w Londynie, bo tam właśnie mieszkał dwadzieścia lat temu, to zapewne osiągnąłby sukces. Dzisiaj postanowił przyszykować danie w stylu naleśników, jednak ich konsystencja oraz smak były o niebo lepsze.

Kiedy skończyliśmy przyrządzać posiłek, zauważyłem w tłumie Petera. Rozmawiał z chłopakami, najprawdopodobniej mówiąc im, co mają dzisiaj do roboty. Zawsze rano wyznaczał zadania chłopakom, aby wszystko pod wieczór było zrobione. Kiedy tylko zauważył, że mu się przyglądam, podszedł do mnie. Uśmiechnął się łobuzersko i objął mnie w talii. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, na co uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Coś się stało? - spytałam powoli, nie wiedząc, do czego chłopak zmierza.

- Zupełnie nic - odpowiedział i pocałował mnie. Uśmiechnęłam się lekko, oddając pocałunek.

Po chwili nieco zdziwiona odsunęłam się od niego. Chłopak nadal uśmiechał się jak głupi.

- A to za co? - spytałam. Peter jeszcze nigdy nie całował mnie, kiedy obok był któryś z chłopaków.

Pan wzruszył ramionami i wyszeptał mi do ucha:
- Chciałem pokazać, że jesteś moja.

Zaśmiałam się i pokręciłam głową z rozbawieniem.
- Jesteś głupi. - Pocałowałam go w policzek. - Ale słodki.

Peter panOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz