3. Lipny sponsor

85 7 0
                                    

Jest już koło godziny dwudziestej, minął właśnie niespotykanie piękny zachód słońca, podobny do tych, które kiedyś oglądaliśmy z Ethan'em. W ciepłe dni codziennie wieczorem wychodziliśmy na "górę wolności", to nasza autorska nazwa, gdzie byliśmy sami, a towarzyszył nam szum trzciny i liści na drzewach, tam nikt nas nie oceniał po tym jak wyglądamy lub skąd pochodzimy. Myślami mogliśmy uciec do najskrytszych zakamarków wyobraźni, gdzie wszystko było idealne, takie jak to ułożymy. Tam nikt nie mógł zakazać lub przeszkodzić, gdyż byliśmy tylko my, czyli najlepsi przyjaciele na świecie, wiedzieliśmy, że razem możemy stawić czoła największym przeciwnością. Wydaje się zbyt piękne, by było prawdziwe, prawda? Chłopak, twój najlepszy przyjaciel, a nawet więcej, odważny, przystojny, opiekuńczy, a zarazem wrażliwy i romantyczny. Razem naprawdę byliśmy jak wyrwani z jakiejś bajki, nawet nam to mówiono. Ale jak każdy dobrze wie każda bajka się kończy, ta także. Nikt nie był na to przygotowany, to było duże zaskoczenie. Gdy miałam piętnaście lat, a mój rok starszy sąsiad-przyjaciel szesnaście, nasze rodziny przeżyły okropną tragedię. Była późna jesień, nasi ojcowie właśnie wrócili na miesięczną przepustkę z wojska, gdzie pracowali. Byli przyjaciółmi tak samo, jak my. Po niecałych dwóch dniach "bezrobocia" do domu wpadło dwóch podejrzanych typów. Na początku pomyślałam, że to ktoś z pracy, żołnierze prawie nigdy nie wyglądają tak miło, jak tata. A ci wyglądali właśnie jak dwóch twardzieli. Ubrani na czarno, napakowani i z wieloma bliznami na twarzy. Przyznaje ciarki przeszły mnie, gdy ich zobaczyłam, ale tata posłał mnie do pokoju, abym nie przeszkadzała, nie przejęłam się i wykonałam polecenie, a to był błąd. Usiadłam pod drzwiami i podsłuchiwałam tak, jak każdy by zrobił. Słyszałam tylko strzępki rozmowy, a raczej kłótni. "Teraz już wiemy o co chodziło." "Czas się skończył." "Sam tego nie załatwisz." "Masz ją oddać!" Po tych słowach rozpętało się piekło, słyszałam wystrzały, schowałam się pod łóżko, jak uczył tata. Przybiegli Ternerowie, ojciec Edward i Will starszy brat Ethan'a. Kolejne wystrzały. Więcej nie pamiętam, na pewno zemdlałam. Gdy obudziłam się rano w moim łóżku, mama bardzo płakała nade mną. Jak wytłumaczyli mi to inni, wieczorem przyszło dwóch niebezpiecznych mężczyzn, którym podpadł tata. Od strzałów zmarł tata, Edward, Will i jeden z napastników, temu drugiemu udało się uciec, a ja już nigdy więcej go nie widziałam.  Przez długi czas nie mogłam uwierzyć w tę historię, a co gorsza nie miałam oparcia w najbliższym mi człowieku. Ethan w padł w depresje po stracie bliskich, do tego spadł na niego obowiązek utrzymania rodziny, musiał zająć się matką i młodszą siostrą. Bardzo długo nie pojawiał się w pobliżu mnie, ja i moje otoczenie przypominało mu o stracie. Po pięciu miesiącach dostał pismo z centrali o jego wstąpieniu do wojska, musiał zalepić dziurę po ojcu. Przyszedł do mnie wtedy, aby się pożegnać, pamiętam tylko, że on przepraszał, że zmarnował ten czas na chowaniu się w sobie, a ja bardzo płakałam. Spędziliśmy całą noc na "Górze wolności" rozmawiając wtuleni w siebie. Jakbyśmy musieli nadrobić stracony czas. Jakbyśmy mieli zatrzymać go w tym momencie. A ja chciałam wtedy zostać tam, trzymana w jego ramionach z taką czułością jakby liczyło się tylko tu i teraz.

Obecnie po trzech latach miałam znów tam iść. Bardzo się bałam. Bałam się jego reakcji. Bałam się mojej reakcji. Bałam się tego co ma mi do powiedzenia i jak potoczy się to dalej.

A jednak nie mogłam się powstrzymać, mimowolnie ubrałam się i niemalże wybiegłam w stronę naszego miejsca. Dotarcie tam zajęło mi niecałą minutę. Teraz im bliżej szczytu byłam, tym bardziej cieszyłam się jak dziecko, dopóki go nie zobaczyłam. Teraz opanowało mnie niedowierzanie, że to dzieje się naprawdę. Wysoki brunet z zielonymi oczami stał teraz przede mną i skanował mnie wzrokiem tak samo, jak ja jego. Kilka szczegółów się zmieniło. Wciąż był szczupły, lecz teraz na opinającej koszulce widać było zarys wypracowanych mięśni, na twarzy pojawił się lekki zarost, który dodawał mu męskości. Rysy twarzy były ostrzejsze, a włosy nieco dłuższe niż wcześniej cudownie opadały mu na czoło w przeze mnie zwanym artystycznym nieładzie. Skupiłam się na oczach, były takie same, o kolorze młodej wiosennej trawy przemawiały do mnie jak zwykle i już wiedziałam, że mogę rzucić się w te ramiona, których nie raz tak bardzo mi brakowało. Znieruchomiał, jakby nie spodziewał się tego uścisku, ale gdy już wtopił twarz w moje włosy, wiedziałam, że towarzyszy mu szeroki uśmiech.

- Bardzo mi ciebie brakowało, Van. - Wyszeptał do mojego ucha, a mi w tym samym czasie po policzku spłyneło kilka łez.

Myślałam, że już nic z siebie nie wyduszę. Nie potrafiłam ująć tego w słowa, jak bardzo mi go brakowało przez te lata, jak tęskniłam, jak zastanawiałam się co robi, jak myślałam, że już o mnie zapomniałam. W tej chwili gdy stałam w niego wtulona, nie mogłam się bać i myśleć nad tym, co było, przecież obiecałam sobie, że już nigdy nie stracimy ani jednej wspólnej chwili.

- Mi ciebie też. Tęskniłam i mam ci tyle do opowiedzenia, ty lipny sponsorze.- Powiedziałam z lekkim uśmieszkiem, a on łagodnie się zaśmiał.

- Już nie mogę się doczekać!- Odpowiedział ze śmiechem.

Biała Wybranka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz