Rozdział czwarty

Start from the beginning
                                    

Harry uśmiecha się z dołeczkami, kiedy zasiadam przy stole i rozkładam na swoje kolana białą serwetkę.

"Nie przestajesz mnie zaskakiwać." komentuje, nalewając do szklanek lemoniadę.

"Skąd wiedziałeś, że kiepsko gotuję?"

Harry opiera się o brzeg stołu i nabiera porządny łyk napoju. Jego obecność jest co najmniej onieśmielająca.

"Cóż, Louis, wyglądasz na osobę, która spali zapiekankę nie robiąc zapiekanki."

"Ej-"

"Albo na osobę, której powie się, że jajka trzeba ubić, a ona spyta 'ale jak to, młotkiem?' "

"Bez przesa-"

"Alboo" przerywa mi z nieznośnym uśmieszkiem. "Na osobę, którą poprosi się o zamarynowanie mięsa, a ona posypie je majerankiem i będzie myśleć, że robota skończona."

Zakrywam twarz przed kompromitującym śmiechem.

"To brzmi jak ja" udaje mi się w końcu powiedzieć. "ale nie przyznam się do tego."

"Czemu mnie to nie dziwi?"

W tle pogrywa delikatna muzyka, która komponuje się z wystrojem i... Stylesem. Opieram głowę o rozgrzane czoło i skupiam się na igrającym ogniu swobodnie tańczącym na świecy.

"Dlaczego mnie zaprosiłeś?" na to pytanie, stara się zjednać nasze spojrzenia. "Jakie są twoje plany?"

Harry drapie się po nosie i daje przez chwile porwać nasze myśli w nieznane tereny.

"Nie jesteś dzieckiem, żebym tłumaczył ci oczywistości, mon petit." szepcze poprawiając knot świeczki. "Boli cię głowa, huh?"

"Aż tak to widać?"

Harry wyciąga z kieszeni papierosa i zapala go, pochylając się nad płomieniem świeczki.

"Nie." odpowiada, zaciągając się dymem. "Chcesz?"

Wyciąga w moją stronę fajkę, którą podchwytuję bez zawahania. Wykonuję kilka kojących buchów, które pozwalają mi na wewnętrzny spokój.

"Nie pamiętam od jak dawna nie paliłem." mówię z przymkniętymi oczami. "Kiedyś zastępowały lekarstwa."

"Wiem." potakuje, obserwując mnie w koncentracji. Wymieniamy się w ciszy papierosem, po raz pierwszy dzieląc coś pozornie intymnego. Harry zahacza swoim małym palcem o mój lub muska mnie 'przypadkowo' wierzchem dłoni. Każdy jego ruch jest zamierzony i jak najbardziej oddziałujący.

"Jak chcesz to rozegrać?" pyta mnie w trakcie posiłku, który podano nam do stołu. Było to spaghetti z kaparami, małymi klopsikami i dim sumami.

"Rozegrać?" unoszę brew. "Wydawało mi się, że to ty wykładasz karty."

"Ach tak? Ja?" opiera podbródek na ręce. "Bo jak zaczniemy grać po mojemu to może zacząć ci się bardziej podobać."

Przez te słowa prawie się krztuszę.

"Nic w tobą nie gram." mówię mu prosto, przecierając nadgarstkiem usta. "Nawet nie wiem co tutaj robię."

Harry śmieje się, a jego wyraz twarzy zmienia się z każdą sekundą na bardziej ponury.

"Nie chcę pierwszy poruszać tematów, które zepsują atmosferę." wyznaje. "A jest tyle do powiedzenia."

Nie mam pojęcia o czym mówi, ale szczerze? Nie chcę wiedzieć. Chcę żyć chwilą.

"To twój przepis?" pytam w zamian. Harry wygląda na zawiedzionego zmianą tematu, ale potakuje. "Genialne, naprawdę."

I wanna hold you when I'm not supposed toWhere stories live. Discover now