Nauczycielka ekonomii

35 4 3
                                    


Minął dokładnie miesiąc mojego ostatniego roku w tym liceum. Powoli zaczynałem już wypełniać wniosek o miejsce na Oksfordzie oraz stypendium. Patrząc wstecz byłem bardzo dumny z tego co udało mi się dotychczas osiągnąć; ze swojej determinacji i cierpliwości a dobre oceny czy sukcesy w olimpiadach były tylko tego potwierdzeniem.

Dzień, w którym rozpoczął się cały ten bałagan pamiętam, jakby to było wczoraj. Był to dokładnie drugi października, za oknem jak zwykle lało i nikt nie przywiązywał do tego większej uwagi. Byłem fanem takiej pogody, lubiłem kiedy padało. Nie wiem dlaczego ale zawsze mnie to w pewien sposób uspokajało, przynosiło spokój i ulgę. Między innymi za to uwielbiałem Londyn, byłem dumny, że się tam urodziłem.

Tego dnia zaczynałem lekcje dwoma godzinami ekonomii. Przez pierwsze piętnaście minut Stephanie odpytywała trzy wybrane osoby z przerobionego jak dotąd materiału. Miała prosty mechanizm, brała numer dnia, który był obecnie - to pierwsza osoba, odejmowała od niego dwa - to druga osoba, i dodawała 3 - trzecia osoba. Mnie do odpowiedzi brała pod koniec semestru, wiedziała, że zawsze jestem przygotowany na ponad sto procent. Jeszcze nigdy nie zgłosiłem nieprzygotowania do odpowiedzi czy braku pracy domowej. Raz zdarzyło mi się zgłosić brak podręcznika, ponieważ moja mama przez nieuwagę zabrała go ze sobą do pracy. Nie miałem jej tego za złe, ponieważ bardzo dużo pracowała. Moim zdaniem za dużo i nieadekwatnie do swojej pensji. Słuchałem co mądrego miał tego dnia do powiedzenia Rory, a biorąc pod uwagę, że prawie nigdy nie był przygotowany do lekcji, trafnie zgadywałem, że nic. Podejrzewam, że nie został wyrzucany ze szkoły tylko dlatego, że nasza pani dyrektor miała zbyt dobre serce. Poza tym, Rory świetnie grał w piłkę i mówiąc świetnie mam na myśli bardzo świetnie świetnie. Jako jeden z niewielu śmiał się z mojej przykładności do nauki. Oczywiście nie brałem tego do siebie, szkoda mi było strzępić nerwy.

Przez pozostałą część poświęconą na wiedzy, która nie uwzględniała cyrku Rory'ego, Stephanie pochłonięta była przekazywaniem nam materiału a my – pochłanianiem go. Bez najmniejszych wątpliwości mogę stwierdzić, że miała niesamowity dar do dzielenia się informacjami, ponieważ wszyscy zawsze słuchali jej jak zaczarowani. Była bardzo spokojna, ale jednocześnie żywa i czasem nawet sarkastyczna. Zawsze kiedy zabierała głos zapadała cisza i wszyscy wsłuchiwali się w to o czym mówiła. Nie zaprzeczę także, że była ładna, choć według mnie, rysy jej twarzy były zbyt mocne. Ogólnie miała bardzo wyrazistą urodę. Zawsze spinała ciemne i długie włosy w kok aby odsłonić kości policzkowe oraz ciemne oczy. W dodatku lubiła malować usta, nie żeby było to coś złego. W zasadzie bardzo jej to pasowało. Wyglądała jak studentka, nie jak nauczycielka dlatego założę się, że pozostałe profesorki zazdrościły Stephanie urody.

Pod koniec lekcji Stephanie poprosiła mnie abym został na pięć minut. Nie miałem nic przeciwko, ponieważ kolejną lekcją była historia, na którą wcale mi się nie spieszyło mimo, że byłem świetnie przygotowany.

– Stało się coś? – Podszedłem do katedry z uśmiechem na twarzy. Zarzuciłem plecak na ramiona i starałem się w myślach odgadnąć co chciałaby mi powiedzieć. Zdarzało się nam rozmawiać na tematy pozaszkolne; wymieniać się problemami, ale zawsze zostawało to tylko pomiędzy nami. Poza tym raczej nie rozmawialiśmy w szkole na tego typu tematy aby uczniowie lub inni nauczyciele nie pomyśleli sobie nie wiadomo czego. Z drugiej strony już sobie myśleli... Zatem poprawka: żeby nie pomyśleli sobie gorszego nie wiadomo czego.

– Wezwałam cię w sprawie stypendium, na twojej wymarzonej uczelni. – Poczułem jak serce zaczęło mi przyśpieszać, z jej uśmiechu wnioskowałem, że to raczej nic negatywnego. Stephanie wiedziała jak bardzo mi zależało. Szczególnie teraz miałem wyjątkowe parcie na szkło, jak nigdy przedtem. Oksford chodził za mną wszędzie. Dzisiejszego poranka jak jadłem swoje śniadanie, miałem wrażenie, że z moich płatków na mleku powstał wyraz "oksford". Możliwe, że popadałem już w lekką paranoję, ale ona przecież mogła być tego warta.

– Słucham. – Chciałem wiedzieć już, teraz, natychmiast, lecz Stephanie jak zwykle nie śpieszyła się z odpowiedzią. Było w tym coś, co uczyło mnie cierpliwości a jednocześnie irytowało. Wiedziałem, że robiła to specjalnie, zdawało mi się, że czerpała z oglądania mnie w takim stanie pewnego rodzaju osobliwą przyjemność. Oczywiście nie miałem jej tego za złe, zdawałem sobie sprawę jak dziwaczny potrafię być.

– Jest coś, na pewno zagwarantuje ci to stypendium. – To oznaczałoby koniec życia w niepewności. Poczułem się bardzo tym podekscytowany, ponieważ moje dziecięce marzenia wreszcie zaczynały przeistaczać się w rzeczywistość. Osiągnąłem już tak wiele, a to miał być ten ostatni krok ku wspaniałej nagrodzie.

– Co to takiego?! – Z tej całej radości prawie że krzyknąłem. Stephanie przekręciła monitor komputera w moją stronę i pokazała mi maila, z którego starałem się wyłapywać kluczowe słowa nie czytając wszystkiego od początku. – Debaty? – Spodziewałem się bardziej kolejnego wolontariatu albo pracy z dziećmi w hospicjum.

***

Pierwszy rozdział za nami :) Następny zapewne już niedługo a ja zachęcam do gwiazdek i komentarzy, ponieważ to zawsze dodaje motywacji ;) <3

Rebuttal for my life...Where stories live. Discover now