Prolog

36 5 4
                                    


Tak jak zapowiedziałam w poprzednim opowiadaniu, wstawiam coś nowego :) mam nadzieję, że będzie się wam to miło czytało :)) 

***

Po przeczytaniu tego wszystkiego, zapewne większość z was stwierdzi, że jestem dziwny, w najlepszym wypadku – że wszyscy jesteśmy. Chcę opowiedzieć wam niezbyt długą historię, a w zasadzie to ciąg wydarzeń, które zmieniły moje życie. Powiem szczerze, że nigdy nie spodziewałem się, że którakolwiek z tych rzeczy kiedykolwiek nastąpi, nigdy nie przypuszczałbym, że chociaż jedna z nich mogłaby znaleźć sobie miejsce w moim życiu, w którym zbyt wiele się nigdy nie działo.

Zacznijmy może od paru faktów na mój temat, które rozjaśnią odrobinę sytuację początkową. Szczerze powiedziawszy, nigdy nie byłem jakimś atletą, w zasadzie to wychowanie fizyczne było jedynym przedmiotem, z którego kulałem. Dość mocno. Kiedy byłem mały mama zapisywała mnie na całą masę zajęć dodatkowych, z czego nie byłem wtedy zbytnio zadowolony. Po paru latach jednak nauczyłem się to doceniać pod każdym możliwym względem. Dzięki temu kocham ekonomię, wiedzę o społeczeństwie czy stosunki międzynarodowe i zamierzam wkrótce aplikować na Oksford. Specjalnie pod wymagania Oksfordzkie oraz szansę na stypendium spędziłem rok ucząc się grać na pianinie albo wyprowadzając psy w ramach wolontariatu dla schroniska ze zwierzętami.

Zapewne można się z tego domyślić, że zaniedbywałem troszeczkę nawiązywanie lub zacieśnianie relacji międzyludzkich, choć sam na to zbytnio nie narzekałem prawdopodobnie dlatego, że byłem zbyt pochłonięty swoimi zajęciami. Moja mama dosyć mocno przejmowała się tym stanem rzeczy, mimo, że wiedziała jak bardzo zależało mi na dobrym uniwersytecie ze stypendium, ponieważ w Anglii szkoły policealne nie są wcale tanie. Zdawałem sobie sprawę, że w moim życiu znajdzie się jeszcze cała masa okazji do zabawy ale szansa na dobre studia czy stypendium jest znacznie mniejsza oraz trudniejsza do złapania.

Jednak to wcale nie oznacza, że byłem brzydkim, garbatym i stereotypowym kujonem, który jest przemądrzały i nikt go nie lubi. Fakt, w podstawówce nie byłem zbyt urodziwy i nosiłem duże, okrągłe okulary. Moi znajomi śmiali się, że to denka od słoików. Wtedy byłem jeszcze chudszy i jeszcze mniejszy, choć nadal wyższy od większości chłopców w mojej klasie. Mówiąc krótko, do dwunastego roku życia idealnie wpasowywałem się w kanon stereotypu ale, całe szczęście, zmieniło się to z czasem. W liceum już nie miałem problemu aby znaleźć sobie na przerwach pomiędzy zajęciami towarzystwo do rozmowy. Co więcej, moim zdaniem wcale nie byłem najbrzydszą rybką w tym oceanie, choć zbyt chudą i wysoką. Dużo osób podziwiało mnie za dobre oceny, co było dość miłe. Lena, całkiem ładna brunetka z mojej klasy, parę razy próbowała nawet gdzieś ze mną wyjść. Wykręcałem się wtedy całą masą zajęć. Fakt, była bardzo atrakcyjna, ale nie widziałem w niej nic szczególnego co zwaliłoby mnie z nóg, nie miała „tego czegoś" ani nie rozumiała mojego zamiłowania to przedmiotów, które kochałem.

Żeby dostać się na Oksford, nie mogłem pozwolić sobie na żadne negatywne oceny, nawet z wychowania fizycznego, więc rozwiązałem problem z tym przedmiotem nieco inaczej. W zasadzie już od podstawówki wiedziałem, że ja i sport to nic co mogłoby być zapisywane łącznie. Postanowiłem zatem poprosić mamę aby zapisała mnie na kurs tańca towarzyskiego prowadzony przez jej dobrą znajomą. Na zajęcia chodziłem do końca drugiej klasy liceum. Do tego czasu udało mi się wygrać dwa dość spore turnieje, co zapewniało mi dobre oceny. Przez pewien czas czerpałem z tego sporo przyjemności, a jakieś osiągnięcia sportowe zawsze przydadzą się też przy wniosku o stypendium. Mimo to, nie wkręciłem się w taniec tak jak większa część osób – nie chodziłem razem z nimi na spotkania po zajęciach lub na socjale w czasie turnieju, choćby nawet bardzo nalegali.

Już od pierwszych tygodni liceum byłem w znakomitych kontaktach z panią Stephanie Cothran, nauczycielką ekonomii oraz stosunków międzynarodowych, które były przedmiotem dodatkowym. Dzięki tej trzydziestojednoletniej wdowie naprawdę miałem motywację żeby chodzić do szkoły. Zdawałem sobie też sprawę, że od dłuższego czasu po szkole krążyło wiele plotek o naszym „romansie", a co jedna to lepsza. Wszystkie śmieszyły mnie równie mocno. To właśnie dzięki Stephanie zawdzięczam to, co osiągnąłem. Ona mówiła mi krok po kroku jakie wymagania powinienem spełniać aby być potencjalnym kandydatem na stypendium na Oksfordzie. Poza tym, to właśnie ona zaszczepiła we mnie jeszcze większą miłość do przedmiotów, które rozszerzałem i to dzięki niej mogę opowiadać tę historię już prawie rok po tym jak miała miejsce. Od tego czasu przeszedłem ogromną zmianę jeśli chodzi o moje nawyki a nawet niektóre cechy charakteru. Teraz jestem zupełnie inną osobą i cokolwiek byście nie myśleli, cieszę się z tej zmiany.

***

No to mamy coś na wzór prologu :) Mam nadzieję, że będziecie czytać dalej i że was choć odrobinkę do tego zachęciłam. Gwiazdkujcie i komentujcie jeśli macie uwagi :) Niedługo następny rozdział!

Rebuttal for my life...Where stories live. Discover now