- Achoo! - zawołała Doris obejmując swoimi małymi, pulchnymi rączkami jego twarz. Tak. Właśnie tak nazywało go najmłodsze rodzeństwo. Achoo. A wszystko przez to, że kiedyś bawiąc się z nimi udawał, że kicha. Od tamtej pory nie był Louisem a 'Achoo'.

- Cześć, szkraby. - zaczął ich łaskotać co wywołało napad głośnego i przeuroczego dziecięcego śmiechu. 

Uwielbiał ten dźwięk. Mógł wtedy poczuć się jakby sam miał te kilka lat. Nie miał pojęcia dlaczego tak długo odkładał te odwiedziny. Przecież to było jedyne miejsce na całym świecie w którym czuł się jakby zupełnie nic się nie zmieniło. Oprócz tego, że jego rodzeństwo rosło w przerażającym tempie.

- Co to? - Ernest wskazał na leżące obok torebki z prezentami.

- To - sięgnął po największe z nich wręczając je najmłodszej dwójce - są prezenty. - uśmiechnął się na widok ich ucieszonych, radosnych twarzyczek. - I dla was. - podał kolejne dwie bliźniaczką, które gdy tylko zobaczyły co znajduje się w środku wykrzyknęły głośne 'DZIĘKUJEMY' i ucałowały go w policzki. Wciąż siedząc na podłodze wyciągnął rękę z kolejną torebkę w stronę swojej mamy, a potem również Dana.

- Synku, nie musiałeś. - dlaczego był pewny, że właśnie to usłyszy z ust swojej mamy?

- Ale chciałem, mamuś. - uśmiechnął się. - Mam nadzieje, że się spodobają. I tobie też. - zwrócił się do Dana, który z zaciekawieniem zaglądał do swojej torebeczki.

- Nigdy ich nie miałem, ale wyglądają genialnie. - pokiwał głową z uznaniem. - Dzięki, chłopaku. 

- Nie ma za co. - wzruszył ramionami zerkając w kierunku korytarza. - Fizzy! - wykrzyknął podnosząc się wreszcie z podłogi. - Dziewczyno, kiedy Ty tak urosłaś? - zmarszczył brwi skanując całą jej sylwetkę niezbyt zadowolonym wzrokiem. Była już wyższa od niego! Okej może on sam nie należał do szczególnie wysokich mężczyzn, ale przecież to była jego młodsza siostra. Jakim cudem go przerosła?! 

- Jakoś w ostatnim czasie. - zaśmiała się cmokając go w policzek. - I wcale nie jestem taka wysoka. To Ty jesteś niski. - wytknęła język.

- Nie podskakuj. - parsknął czochrając ją po włosach za co oczywiście dostał po łapach. Zupełnie się jednak tym nie przejął. - Mam coś dla Ciebie Ty wyrośnięta wydro. - oznajmił sięgając po przedostatnią, tą najmniejszą torebeczkę. 

- Aa! - pisnęła po tym jak zobaczyła co znajduje się w małym czarnym pudełeczku przyozdobionym czerwoną kokardką. - Jesteś najlepszym bratem na świecie! - krzyknęła rzucając się mu na szyję. Uśmiechnął się delikatnie na te słowa klepiąc dziewczynę po plecach. Oczywiście wiedział, że wcale tak nie jest. O ile kiedyś spędzał mnóstwo czasu ze swoim rodzeństwem to od czterech lat robił to coraz rzadziej przez co najbardziej ucierpiał jego kontakt z Lottie, której w dalszym ciągu nigdzie nie widział.

- Lottie nie ma? - zwrócił się do swojej mamy, która w odpowiedzi uśmiechnęła się smutno wskazując na schody. Czyli, że była. I prawdopodobnie słyszała, że przyszedł. A mimo to nie zeszła. Jego mama doskonale wiedziała, że nie dogadują się najlepiej i to wszystko oczywiście było jego winą. Zdawał sobie z tego sprawę i wcale nie dziwił się blondynce, że była na niego obrażona. Pewnie sam by był. Westchnął cicho podnosząc z podłogi ostatnią paczkę z perfumami, które kupił dla dziewczyny. - Pójdę do niej. - oznajmił.

Wszedł po schodach udając się do przedostatnich drzwi na prawo. Zapukał cicho, ale odpowiedziała mu jedynie cisza. Mimo to uchylił drzwi wciskając głowę między futrynę. Od razu zauważył blondynkę siedzącą na dużym łóżku z laptopem na kolanach. Nawet na niego nie spojrzała.

PineappleUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum