Epilog, czyli ekskluzywny dodatek dla prawdziwych fanów

1.5K 169 101
                                    

Dwadzieścia lat później

Telewizor buczał, promieniując irytującym dźwiękiem po całym mieszkaniu i Snejp miał wrażenie, że zaraz wybuchnie mu głowa. Albo telewizor. Nie był pewien.

Mugolskie wynalazki były okropne. Nie, mugolskie życie było okropne.
Właściwie wszystko było okropne, jeśli by spytać legendarnego Mistrza Eliksirów, choć nawet on musiał czasami przyznać, że budziła się w jego skamieniałym sercu jakaś cząsteczka optymizmu.
Każdy kolejny dzień, każda następna skreślona cyferka w kalendarzu, cały ten upływ czasu - wszystko przypominało mu, że już od dawna nie pracuje w Hujwarcie. Dwadzieścia lat wolności. Dwadzieścia długich lat bez obecności Arbuza, dwadzieścia, kiedy nie był narażony na nerwicę, żylaki i obrzydliwie nieświeże powietrze w lochach. Jakież to życie bywało czasami piękne!

Zboczenie zawodowe pozostawało jednak na zawsze, o czym przekonywał się za każdym razem, kiedy przygotowywał posiłki, ale, cholera - teraz przynajmniej miał co jeść! Koniec biedackiego wyżywienia, fundowanego mu przez Dambledora.
Przez pierwsze pięć lat swej wolności rozważał nawet pozwanie wielkiego dyrektora, mając na uwadze wszelkie krzywdy, jakie mu w Hogwarcie wyrządzono, ale ostatecznie uznał, że nie chce mieć z nim już nic wspólnego.
Nie wpierdalało się kija w mrowisko, o nie.

Severus musiał jednak przyznać, że były rzeczy, za którymi zdarzało mu się tęsknić. Jak gnębienie tych małych,  gryfońskich robali czy też bitwy na jedzenie, które czasami prowokował w trakcie posiłków, a potem udawał, że to wcale nie on, tylko znowu ci Puchoni. Albo Granger, którą zawsze sprowadzał do parteru swoimi wrednymi tekścikami. Potter, któremu podrzucał kupony na laserowe usuwanie blizny, McGonagall i jej "SEVCIU, TY PRZEBRZYDŁY KNURZE", a czasami nawet chrupanie herbatników z Voldemortem w promieniach wiosennego słoneczka.
Musiał z bólem serca przyznać, że brakowało mu w życiu tej rozrywki, której dostarczała mu robota w Hogwarcie. Rutyna życia codziennego i święty spokój po dwudziestu latach robiły się strasznie nudne.

Telefon zagrzmiał na komodzie, sprawiając, że nieustraszony Mistrz Eliksirów zerwał się z kanapy niczym rażony prądem. O, matko. Sadystyczny uśmieszek przemknął po jego twarzy, meldując gotowość do spławienia kolejnego akwizytora. Snejp po dwudziestu latach życia wśród Mugoli był pewien, że akwizytorzy to odpowiednik gryfonów. Równie upierdliwi. I równie miło się ich niszczyło.

- Nie jestem zainteresowany. - Rzucił do słuchawki zaraz po odebraniu telefonu. - Proszę usunąć mój numer z bazy danych.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Severus spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że zostanie tak po prostu olany.

- Czy to jasne? - Kontynuował groźnie, udając niezrażonego.

- Snejp? - Dobiegł go głos rozmówcy. Dziwacznie znajomy ton dźwięczał w jego głowie, ale nie mógł powiązać go z żadną twarzą czy nazwiskiem. - Chryste, nic się nie zmieniłeś.

- Kim jesteś i dlaczego zakłócasz mój spokój? - Stary Nietoperz czuł, że grunt pod jego nogami zaczyna zmieniać się w błoto, w którym grzęźnie. Dwadzieścia lat minęło, a ktoś śmiał do niego dzwonić i udawać, że go zna.

- To ja, głuptasku. - Wymruczał obcy. - Schrödinger. Dzwonię żeby powiadomić cię, że Arbuz nie żyje.

***

Snejp naprawdę nie miał zamiaru wracać do Hogwartu. Tamtego dnia, kiedy po raz ostatni opuścił mury tej zakichanej szkoły poprzysiągł sobie, że nigdy więcej jego urocza stópka w rozmiarze 44 tam nie postanie.
A jednak. Nawet on nie mógł być na tyle skurwiały, żeby olać pogrzeb Dambledora.
Oczywiście, że mógł znaleźć sobie jakąś wymówkę. Chore dziecko, żałoba po chomiku albo coś w tym stylu, nieważne, że nie miał ani dziecka, ani chomika. Mógł coś wymyślić. Ale nie, honor mu na to nie pozwolił.
Założył nawet najlepsze, czarne wdzianko, licząc na to, że ktoś doceni jego modną stylizację, niewidzianą w tych murach od dwóch dekad.

Hogwarckie Opowieści Różnej Dziwnej TreściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz