Część ósma, bo trzeba to skończyć po raz drugi

1.5K 241 42
                                    

Snejp przystanął przed drzwiami dyrektorskiego gabinetu, ciężko przełykając ślinę. Tak dawno nie był w tym okropnym miejscu, że zdążył się już odzwyczaić od tych stresujących konfrontacji ze śliniącym się staruszkiem.
Nacisnął klamkę i wszedł ostrożnie do środka, zastając Arbuza Dambledora, beztrosko malującego paznokcie na oczojebny róż.
- Witaj, Severusie. - Zaczął dyrektor, natychmiast chowając buteleczkę lakieru do szuflady. - Jak miło widzieć w końcu tego... prawdziwego ciebie.
- Niestety nie mogę powiedzieć tego samego. - Odparł Snejp, powoli zbliżając się do biurka. Nie wiedział, czego może się po Albusie spodziewać - może w trakcie jego urlopu, temu staremu pajacowi już kompletnie odbiło.
- Oh, Severusie, już mi tak nie schlebiaj! - Zachichotał brodacz. - Obaj wiemy, że się za mną stęskniłeś.
- Niedoczekanie twoje, Albusie.
- A ten pomysł z wielosokowym! - Zachwycał się dalej dyrektor, zupełnie go ignorując. - Genialny, Snejp, niesamowity! Co prawda brakowało Schrödingerowi trochę tego mrocznego seksapilu, ale przynajmniej był bardziej chętny niż ty.
Snejp dostał ataku kaszlu, prawie krztusząc się własną śliną.
- Chętny? - Warknął, uderzając dłońmi o blat biurka. - Na co chętny, Albusie?
- Nie mówił ci, że złożył mi pewną propozycję? Wtedy jeszcze myślałem, że to ty we własnej osobie, ale nie myśl, że się wywiniesz tylko dlatego, że to jednak był Schrödinger. Ciało wciąż to samo, nieważne, że mózg inny.
- Jaką propozycję ci złożył?
Albus uśmiechnął się szeroko, powoli wyciągając coś z szufladki. Różowe futerko przytwierdzone do metalowych okręgów, pojawiło się przed oczami Snejpa na parę sekund, by zaraz zniknąć pod blatem.
- Nie zadawaj niepotrzebnych pytań, Severusie.

***

Schrödinger pędził przez korytarze, mając nadzieję, że nie spóźni się z odsieczą.
Dlaczego to zawsze on musiał ratować dupę tego starego Nietoperza? Oh, pewnie dlatego, że to przeważnie on ściągał na niego kłopoty.
Puchon czuł się w takich momentach jak rycerz, pędzący na ratunek swojej księżniczce, zamkniętej w jaskini smoka. Brakowało mu tylko metalowej zbroi i trzepoczącej na wietrze peleryny, ale nie miał na takie głupoty ani czasu, ani pieniędzy. Do pokonania dyrektora musiały mu wystarczyć ogromna inteligencja i nieodparty urok osobisty.
Wbiegł po schodach, prawie przewracając się o jeden ze stopni i wpadł do gabinetu bez pukania.
- Oh. - Mruknął Dambledor, wymachując w powietrzu futerkowymi kajdankami. - Nie spodziewałem się towarzystwa.
Snejp, wściekły do granic możliwości, dyszał jak dzikie zwierzę i Schrödinger był niemal pewien, że niedługo z ust potoczy mu się piana.
- Dyrektorze... - Rzucił Schrödinger. - Nie może pan zrobić tego profesorowi...
- Ale czego? - Zachichotał Albus, udając niewiniątko.
- Tego... Tego o czym rozmawialiśmy.
- Schrödinger. - Burknął Snejp. - O czym rozmawialiście?
Puchon czuł, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Od początku uważał tę sytuację za wybitnie zabawny żart, ale nie spodziewał się, że Snejp naprawdę pójdzie do gabinetu dyrektora i wpakuje się do tego wrzącego wulkanu cierpienia. Musiał go ratować, choćby i niszcząc własną reputację. Dość już szalał jako Snejp, teraz musiał wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i przyznać się do błędu - jako Schrödinger, prawdziwy, dorosły mężczyzna, ten, który płodzi syna, buduje dom i sadzi drzewa.
- Dyrektorze, doskonale wie pan, o czym mówię. Nie mogę jednak pozwolić, by pan to zrobił. - Wciągnął powietrze do płuc, próbując zachować powagę. - Ja... ja kocham profesora Snejpa. Nie pozwolę, by zrobił mu pan krzywdę.
- Pojebało cię? - Wypalił Snejp, zupełnie rujnując dramatyczną atmosferę.
- Słucham? - Oburzył się Dambledor, na chwilę przestając kręcić palcami loki na brodzie. - Severusie, jak mogłeś? Jak mogłeś wbić mi tak nóż w serce?
- Przykro mi, dyrektorze! - Krzyknął puchon, szarpiąc Snejpa do wyjścia. - Nie może pan stanąć na drodze prawdziwej miłości!
Gdy tylko drzwi gabinetu zamknęły się za nimi, Schrödinger poczuł nagłe, silne uderzenie w potylicę.
- Co to miało być? - Lamentował Mistrz Eliksirów.
Puchon zaczął się opętańczo śmiać, a oburzona mina Nietoperza jedynie wzmagała jego szalony chichot.
- Jak to co? Musiałem to powiedzieć, inaczej nie dałby ci spokoju. - Schrödinger chwycił dłoń profesora. - Prawdę mówiąc, powinieneś mi za to podziękować. W przeciwnym razie, to ja stanę się twoim zdesperowanym wielbicielem. A uwierz, że bywam gorszy od Arbuza.
Snejp rzucił mu krótkie, mordercze spojrzenie, po czym wyrwał dłoń z uścisku Puchona i ruszył w dół po schodach.
- A idź do diabła, Schrödinger.
Puchon wepchnął dłonie do kieszeni, nie mogąc przestać się uśmiechać. W końcu kto nie byłby szczęśliwy, mając w zapasie jeszcze parę fiolek wielosokowego i włosy najmroczniejszego profesora w historii Hujwartu?
Oh, najbliższy rok zdecydowanie zapowiadał się... ekscytująco.

KONIEC

Hogwarckie Opowieści Różnej Dziwnej TreściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz