11 | Coraz bliżej prawdy

283 25 15
                                    

*Adrien*

W pewnym momencie zauważyłem, że do pomieszczenia wszedł nieznajomy rudowłosy chłopak razem z innymi i rozkazał im odwiązanie nas i zajęcie się Mike'em, a sam zabrał się za odplątywanie ze sznura Marinette.

Zdziwiło mnie, że prowadzili jakąś rozmowę. Zdołałem usłyszeć tylko ciche "dziękuję Nath" swojej żony. Skąd go zna? - to pytanie zalegało w mojej głowie już od kilku minut.
- Adrien, nareszcie mogę się do ciebie przytulić! - wtem do mojego krzesła podbiegła granatowowłosa. Była w lepszym stanie fizycznym niż ja.

Kiedy próbowałem wstać na powitanie, poczułem ostry ból brzucha. Natychmiast się skuliłem i usiadłem spowrotem na krześle. Zmartwiona Marinette pochyliła się nade mną i pocałowała delikatnie w czoło. Dodało mi to otuchy i sił do walki. Musieliśmy powstrzymać Mike'a i dowiedzieć się prawdy.

- Co ci się stało, kochanie? Martwię się o ciebie. Ja... wtedy byłam nieprzytomna, prawda? Co oni ci zrobili? - pytania padały z ust dziewczyny coraz szybciej, a ja nie miałem pojęcia, na które odpowiedzieć na początku.
- Mari, to jest skomplikowana kwestia. Mogłem wziąć cię na plecy i z tobą uciec, ale rzuciłem się na Mike'a, który wezwał posiłki. Czterech napakowanych gości zaczęło mnie z każdej strony bić i wykręcać ręce oraz nogi. Jestem beznadziejnym mężem i ojcem. Straciliśmy dzieci, prawie straciłem ciebie. - odparłem i opuściłem głowę.

- Dzieci! Zapomniałam o nich! Nathaniel, wiesz gdzie są? - zapytała.
- Co mówiłaś, Marinette? - rudowłosy chłopak podszedł do mojej żony.
- Czy wiesz, gdzie są maluchy? To znaczy, moje dzieci?
- Namierzyliśmy je niedaleko wieży Eiffla. Ci przestępcy żądali okupu, ale szybko ich powaliliśmy na ziemię. Teraz dzieci są w mojej leśnej chatce, do której masz kluczyk. Jeżeli chcesz, możesz się do niej teraz przenieść. - odpowiedział Nathaniel.

- Adrien, chcesz iść ze mną? - granatowowłosa przekręciła głowę w moją stronę. Nath natychmiast zareagował.
- Nie, stop! Nie mogę go wpuścić do chatki, nie znam go. Nie wiem, czy mogę mu ufać.
- Adrien to mój mąż. Ufam mu całym sercem. Kiedyś był moim nauczycielem baletu, opiekował się mną i dalej to robi. Jak mogłabym mu nie wierzyć, co do zaufania?
- No niech ci będzie, Mari. Ale robię to tylko ze względu na przyjaźń z tobą, nikogo więcej do chatki nie zabieraj.

- Marinette, ja... dziękuję, że mi ufasz, ale zostanę tutaj. Idź do dzieci, bo teraz potrzebują matczynej opieki. Ja potem się z nimi spotkam. Może tutaj się na coś przydam. Być może nie jestem sprawny fizycznie, ale mój mózg nadal funkcjonuje prawidłowo, bynajmniej taką mam nadzieję. - powiedziałem.

- No dobrze, niech ci będzie mężu. Nath, jak się dostać do Ciemnego Lasu? Kluczyk mam, ale nie wiem w jakim miejscu dokładnie znajduje się twój dom. - spytała Marinette.
- Wypowiedz trzy razy słowa "Ciemnus Magicus" i obróć się dwa razy wokół własnej osi. Chwilę potem znajdziesz się u mnie. Pozdrów dzieci ode mnie. - mruknął chłopak i odszedł, zaczynając rozmawiając z Mike'em.

- Czy ktoś w końcu wezwie policję? Co jeżeli ten idiota ucieknie? - zapytałem zirytowany całą sytuacją. Okej, przybyli, jestem szczęśliwy, że nie mam kajdanek na rękach, nogach i sznurów wokół ciała, ale na razie mężczyźni zajmowali się błahostkami. A Mike nadal był na wolności.

***

*Marinette*

Nie wierzyłam, że to wszystko działo się tak szybko. Dzieci były uratowane, my zresztą też, a Mike był podany dosłownie na tacy dla paryskiej policji. Chciałam jak najszybciej przeteleportować się do chatki, bo nigdy nie wiadomo, czy maluchy na pewno były bezpieczne.

Ostatni raz spojrzałam na Adriena, posyłając mu ciepły uśmiech, który odwzajemnił.
- Ciemnus Magicus, Ciemnus Magicus, Ciemnus Magicus...Aaaa! - zaczęło kręcić mi się w głowie. Nawet nie wiem kiedy i jak, wykonałam dwa obroty wokół własnej osi i trafiłam w dziwny wir, tak jakby spiralę. Błysnęło jasne, oślepiające światło i chwilę po znalazłam się przy chatce Nathaniela.

Jak najszybciej pobiegłam do drzwi i  dopasowałam kluczyk do dziurki. Jednym niezgrabnym ruchem weszłam do chatki, a widząc swoje śpiące dzieci - uspokoiłam się. Usiadłam przy łóżeczku, w którym spały i delikatnie, uważając żeby maluchy się nie obudziły, pogłaskałam po główce.
- Bardzo za wami tęskniłam. - szepnęłam, czując, że moje powieki robią się mokre. Wzruszyłam się na widok swoich pociech, które przez naszą nieuwagę mogły zostać nawet zabite.

- No, no, no, kogo my tu mamy. - usłyszałam wesoły głos dobiegający z drugiego pokoju. Powoli wstałam i podeszłam bliżej wejścia do pomieszczenia.
- Alya! - zawołałam, zapominając o tym, że dzieci mogą się obudzić. Mulatka zamknęła mnie w szczelnym uścisku i nie chciała wypuścić.
- Mari, jak się cieszę, że żyjesz. - odparła, patrząc mi w oczy. - A gdzie Adrien? Proszę, powiedz, że nie umarł... - dodała.

- Spokojnie, żyje. Jest w złym stanie fizycznym, koledzy Mike'a go brutalnie pobili. Dlatego nie przyszedł ze mną. Dobrze, że znów cię widzę, tęskniłam za naszymi spotkaniami. Przez problemy rodzinne zaniedbałam naszą przyjaźń, przepraszam. Czy wybaczysz tej nędznej, nieatrakcyjnej, idiotycznej Marinette Agreste, która nie potrafi rozwiązywać problemów i nie potrafi obronić rodziny przed przestępcami? - spytałam.
- Nie. - jej odpowiedź mnie zszokowała. Czy to znaczy, że po raz kolejny coś zepsułam?

- Nie wybaczam samokrytycznej Marinette, która nie dostrzega, że jest piękną, inteligentną i odważną kobietą, żoną oraz matką dwójki dzieci. Proszę zmienić nastawienie, to może się zastanowię. - rzekła poważnie mulatka. Uśmiechnęłam się wesoło.
- Stracha mi narobiłaś. Postaram się zmienić. - odpowiedziałam. - Nie patrzę na swoje dobre strony, to jest ten błąd. Obiecuję poprawę. - dodałam.

- Kocham cię Mari, jesteś dla mnie jak siostra. Nie możesz tak o sobie myśleć, to tylko utrudni ci życie. - wyszeptała Alya, a gdy zobaczyła, że dzieci powoli się wybudzają, szturchnęła lekko moje ramię, wskazując na łóżko.
Louis przetarł rączkami swoje oczka i rozejrzał się po nieznanym pokoju. Gdy ujrzał swoją młodszą siostrę Alex, bez wahania ją mocno przytulił.
- Alex, siostra! - zawołał, a gdy dziewczynka otworzyła oczy, pocałował ją w policzek. Był to naprawdę uroczy widok i chciałabym, żeby tak beztrosko było już zawsze.

Szczęśliwa podeszłam do dzieci i pozwoliłam, żeby się do mnie przytuliły. Przez tą całą sprawę zaniedbałam kontakt nie tylko z Alyą, ale również z maluchami. Najczęściej zostawały z nianią Sandrą albo bawiły się z Adrienem, chociaż nie sądzę, żeby ostatnio się im dokładniej przyglądał.

Nie zauważyliśmy, jak Louis powoli zaczyna mówić pełnymi zdaniami, a Alex jak zaczyna stawać się coraz wyższa. Nie zauważyliśmy też tych drobnych rzeczy, które teraz dostrzegłam. Dotąd nieznane zainteresowania Alex, ujawniły się w najmniej odpowiednim momencie - chciała, żebym już zawsze czytała jej książki. Lou za to pokazał, że bardzo chce grać w piłkę, a w domu nigdy tego nie robił, siedział tylko w kuchni i zajmował się skrzypieniem szafki, której Adrien do teraz nie naprawił. Może te wszystkie braki w wiedzy o dzieciach były naszą winą? Może kiedy ktoś pytał, co lubią maluchy, my odpowiadaliśmy, że jeszcze nie dawały żadnych oznak jakiś zainteresowań czy coś tego typu, to wina była po naszej stronie? Przez pracę zaniedbaliśmy relacje z dziećmi, tak jakby byliśmy złymi rodzicami.

Chciałam dobrze dla maleństw, żeby miały zapewnione wyżywienie, dom i to, na co tylko mają ochotę, z umiarem oczywiście. Tylko pogorszyliśmy sprawę, biorąc jakieś głupie nadgodziny, skoro nie były nam one potrzebne. Zmarnowaliśmy czas na błahostki zamiast na poznanie lepiej tego, czym Louis się fascynuje, a co chciałaby robić Alex.
Ale teraz to się zmieni, przysięgam.

***

Witam :)
Taki rozdzialik przed moim Wielkim Dniem :3
Wybieram się na casting... do czego Wam nie zdradzę, hehehe
Trzymajcie kciuki, będę za to baardzo wdzięczna :D
Pozdrawiam cieplutko, Anja :3

Baletnica || Miraculous || (1,2) || ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz