Rozdział jedenasty: AKT I - Wiktoria Nowak

338 23 56
                                    

Od autora: Mam za niedługo egzamin teoretyczny z anaty.

Zaraz po nim mam "szpilki" (praktyczny, jeśli ktoś by nie wiedział).

Szesnastego marca czeka mnie poprawka z histologii. Czternastego zaś ostatnia poprawka z biostatystyki. A tak w ogóle, to mam codziennie zajęcia do dziewiętnastej.

Tak, to idealny czas, żeby dodać nowy rozdział. Enjoy.


***



– Kim ty jesteś? – zapytała, przeczytawszy pierwszą kwestię z trzymanego w dłoniach scenariusza.

Zaczerpnęłam głębokiego oddechu.

– Wiktoria Nowak. Mam dwadzieścia lat, rocznikiem dwadzieścia jeden, ale jestem z października. Pochodzę z niewielkiej miejscowości pod Krakowem. Jedynaczka.

– Nie o to pytam. – Potrząsnęła głową, odgarniając za ramię kurtynę płomiennoczerwonych włosów. – Powiedz mi, kim jesteś?

Przygryzłam wargę, zbita z tropu. Skoro nie o moje dane jej chodziło, to co niby miałam powiedzieć? Jakiej odpowiedzi ode mnie oczekiwano?

Odchrząknęłam głośno, przestąpiwszy nerwowo z nogi na nogę.

– Jestem studentką kierunku lekarskiego. Mieszkam z najlepszą przyjaciółką...

– Nie, nie! – Zaśmiała się z litością, rozkładając bezradnie ręce. I nie bez powodu, bowiem faktem było, że nie umiałam rozgryźć jej intencji. Nie da się prowadzić z kimś dialogu, jeśli nie ma się pojęcia jak. – Zupełnie nie znasz swoich kwestii, co? – Podeszła do mnie wolnym krokiem, kręcąc sensualnie biodrami. Śledziłam dokładnie każdy jej ruch, nim w oczy nie rzucił mi się kroczący za nią cień – cień bestii. Coś właśnie na kształt upiora stanowiło jej prawdziwą postać. Poczułam się niepewnie, bo ona sama mimo wszystko prezentowała się bardzo niepozornie. – Nie wiesz – kontynuowała, przybliżając swoją twarz do mojej – co ty tu właściwie robisz, hm? Naprzeciw tych wszystkich ludzi, patrzących na ciebie jak na dziwadło. Zupełnie nie wiesz, po co się tu zebrali, czyż nie? – W tym momencie wskazała na tuziny osób siedzących w rzędach i obserwujących nas bacznie. Nie zauważyłam ich wcześniej, toteż tak nagłe uświadomienie sobie ich obecności sprawiło, że chrząstka krtaniowa niemal podskoczyła mi na wysokość samego ujścia gardła. Rozejrzałam się wokół, spanikowana – scena. Stałam w samym centrum sceny w oślepiającym świetle reflektorów. I nie, to nie była kolejna próba. To było już najprawdziwsze przedstawienie z najprawdziwszymi widzami.

– Eee – bąknęłam bez sensu, na co tłum ryknął śmiechem i zaczął żwawo klaskać, jakby prosząc o więcej. Zamarłam. Co za wstyd. Czemu czułam taki wstyd? Czemu wszyscy się ze mnie śmiali?! To nie tak, że zrobiłam cokolwiek złego!

– Właśnie tym jesteś: dziwadłem i odludkiem. Przynajmniej można się pośmiać – wyszeptała okrutną prawdę do mojego ucha. Serce biło mi bardzo mocno, ale gdy dokładniej przyjrzałam się widzom w pierwszym rzędzie, to dla odmiany – niemal stanęło. Uśmiech Tośka, ubranego w elegancki surdut, wypełniały kłamstwa; już na pierwszy rzut oka szło dostrzec, jak nienaturalnie wykrzywiał usta, starając się dodać mi otuchy – ale na próżno. Jego gesty, brak charakterystycznych zmarszczek mimicznych, niepewność wypisana na licach – tylko idiota nie zorientowałby się, że było to z jego strony zwykłe udawanie. Efekt ten został dodatkowo spotęgowany przez moment, gdy nieśmiało wychylił dłoń i mi pomachał. Uniósł ją na tyle nisko, w tak powolnym tempie, żeby nikt przypadkiem poza mną tego nie zauważył. Tyle wystarczyło mi do uświadomienia sobie, że mimo wsparcia, jakie mi zapewniał, coś ewidentnie mi nie wychodziło. W końcu raczej nie bez powodu nie chciał, by inni dostrzegli jego doping. Sam zapewne wystawiłby się wówczas na pośmiewisko. Towarzysząca mu Julia również wcale nie sprawiała wrażenia, jakby miała na sprawę odmienny pogląd. Co prawda, dużym plusem było to, że w odróżnieniu od Tośka nie posilała się na nieszczere uśmiechy. Co za to robiła: przebierała rękami, stukając co jakiś czas opuszkami palców o poręcz siedzenia, kręciła również niespokojnie nogami. Na sam koniec spłonęła rumieńcem i zasłoniła oczy, nie mogąc dłużej zmuszać się do oglądania mojego, jak zgaduję, żenującego występu.

Idealna maskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz