#8 ➡ frappe

3.7K 303 46
                                    

Luke smętnie wycierał czwarty z kolei stolik, nie próbując nawet podrywać przechodzącej obok dziewczyny, która wyraźnie usiłowała blondyna jakoś sobą zainteresować. Jednak Lucas miał ważniejsze sprawy na głowie.

Po tym, jak zostawili Chloe przy jej szafce, poprosili Ally, żeby coś poradziła, bo przecież plan Caluma był idealny (w opinii jego twórcy, rzecz jasna) i nie mógł skończyć się fiaskiem tylko dlatego, że sam obiekt zainteresowania nieświadomie go zniszczył. Dlatego też Ally pospieszyła z odsieczą i wsadziła nieszczęsny liścik Luke’a, gdy Chloe próbowała z siebie zmyć sos czosnkowy, który „ktoś” „przypadkiem” na nią wylał.

I teraz zaczynała się najgorsza część szalonego planu Caluma – czekanie. I szykowanie kolejnych etapów przedsięwzięcia, a niech to wszystko…

- Hemmings! – krzyknął Victor, lawirując między stolikami. – Ten twój koncert jazzowy się odbędzie, tak?

- Jazzowy? – Chłopak uniósł wysoko brwi, jakby nie rozumiejąc pytania. – Jazzowy? Victor, mówiłem ci dokładnie cztery razy, że nie gramy jazzu. Punk rock, szefie.

Victor zmrużył oczy w geście absolutnego oburzenia.

- Punk rock? Ten… jazgot?

- No widzi szef – uśmiechnął się Luke, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Jednak coś z jazzem mamy wspólnego. Dwie pierwsze litery to zawsze coś – dodał chłopak, po czym, z nieco lepszym humorem, wrócił do wycierania stolików. Cappy obserwowała całą sytuację zza lady, gdzie przygotowywała talerz z babeczkami i gdy tylko Victor zniknął z pola widzenia, dziewczyna wybuchnęła gromkim śmiechem.

- Luke, czyś ty się czasem nie zakochał? – rzuciła, ocierając łzy z policzków. Blondyn parsknął i pokręcił głową, mamrocząc coś pod nosem. Całe szczęście, że mało kto wchodził do kawiarni, bo pewnie stwierdziłby że obsługa jest niespełna rozumu – szaleńczo śmiejąca się baristka i mamroczący kelner, to nie wróży nic dobrego.

Jednak ktoś się jednak odważył na wejście do środka, bo dzwonek zawieszony nad drzwiami wydał z siebie ten irytujący dźwięk i do pomieszczenia wślizgnęła się niewysoka blondynka z dość widocznym skonfundowaniem wypisanym na twarzy.

- Luke?

- Chloe! – Luke odłożył ścierkę do kieszeni fartucha i szybko wytarł ręce w spodnie. – Co podać?

- Macie może… muffiny z jagodami? – Chloe wydawała się być silnie podekscytowana perspektywą jagodowych babeczek, które w ciągu kilku chwil znalazły się przed nią, wraz z mrożoną kawą. Cappy skinęła na Luke’a, by ten zajął się – jakby nie patrząc - gościem, a sama zabrała się za przygotowanie zamówień na wynos. Chłopak jęknął w głębi duszy, bo nie bardzo wiedział, jak ma się zabrać – jeśli tak to można nazwać – za rozmowę z Chloe.

- Wpadłam pogadać o tej historii – rzuciła Chloe, gdy ciastka zniknęły z talerzyka. – Bo niedługo jest poprawka i fajnie byłoby jakoś się umówić czy coś.

- No… Tak. Tak, jasne – wydukał Luke, drapiąc się po karku. Rany, koleś, weź się ogarnij!, wrzasnął zdrowy rozsądek Lucasa, gdy jego właściciel gwałtownie zamilkł. Chloe uśmiechnęła się, widząc zmieszanie blondyna i postanowiła go jakoś przywrócić do stanu używalności.

- A jak tam twoja randka? Poznam ją w końcu? – spytała niewinnie, upijając łyk kawy. – Fajnie by było, no wiesz. Się poznać.

- Uhm, tak, jasne. A twój, uhm, chłopak? Co u niego?

- Świetnie – rzuciła automatycznie Chloe, prostując się na krześle jak struna.

Co za farsa, pomyślał Luke, przewracając oczami – mentalnie, rzecz jasna.

/ KAWA Z MLEKIEM /Where stories live. Discover now