IV Dorea Parkes

6 1 0
                                    

Nie myliła się. Jeszcze nigdy nie było tak dziwnie w gabinecie. W pierwszy dzień po urlopie, gdy weszła do gabinetu przywitał ją najpierw zapach kawy, a potem jego uśmiech. Potem dostała od niego dokumenty o jakimś grasującym wilkołaku, a on zajął się papierkową robotą. Już po godzinie stwierdziła, że będą musieli wstrzymać się z szukaniem wilkołaka do następnej pełni. Może gdyby byli ranni, to udałoby się coś ustalić? Póki co nie było sensu.

W sumie nie miała nic do roboty więc pomogła mu z papierkami. Potem dostali do sprawdzenia jakiś dom, w którym podobno straszy i przegonili bogina z domu jakiejś mugolki.

– Odpoczęłaś po świętach? – Zapytał ją, gdy znów siedzieli w gabinecie, a ona pokręciła głową.

– Robert rzucił mnie na głęboką wodę i wyprowadził się już do Caroline. – Skrzywiła się nieco. – O dziwo śpię dobrze, ale jestem nieco nerwowa.

– Co robisz wieczorem? – Zmienił nagle temat, a jej serce zrobiło fikołka.

– Umówiłam się z chłopakami z biura na partyjkę w Dziurawym Kotle. – Odpowiedziała zgodnie z prawdą, a on skrzywił się nieco. – Pójdziesz ze mną? Pewnie zejdzie do dwudziestej.

– Muszę coś załatwić po pracy. – Miała nadzieję, że nie wygląda na rozczarowaną. – Ale o dwudziestej mógłbym wpaść do Kotła.

Twardowski, Vance i Fenwick wyszli tuż po dziewiętnastej zostawiając ją samą z Dawlishem. Upierała się, że poczeka sama, ale on nie odpuścił i siedział naprzeciwko niej, nieskutecznie próbując ją podrywać. Opowiadał coś o ostatniej akcji, a ona nie miała ochoty mówić mu, że to już słyszała. Z dwojga złego, wolała jak gadał o pracy, niż otwarcie się do niej zalecał. Tuż przed dwudziestą skończył gadać o pracy, a ona skwitowała całą jego wypowiedź, że to musiał być naprawdę dla niego ciężki dzień.

Poczuła jak włoski na karku jej się zjeżyły. Odwróciła się i spojrzała na wejście do pubu i pomachała radośnie do Charlusa, który dopiero co ją zauważył. Nie potrafiła ukryć uśmiechu.

Przywitał się z Dawlishem i myślała, że mężczyźni będą nieco spięci, ale blondyn tylko patrzył to na nią, to na Pottera i wyglądał na zrezygnowanego, ale uśmiechnął się lekko.

– Muszę się zbierać. – Powiedział nagle, zanim jeszcze Charlus zdążył siąść i pożegnał się z nimi.

– Pójdziemy na spacer? – Zapytał nadal stojąc nad nią, a ona zabrała z oparcia płaszcz i kiwnęła głową.

Wyszli na ulicę Pokątną nie odzywając się do siebie, ale co chwilę na siebie zerkali i miała nadzieję, że nie widzi jej rumieńca. Wpadła po uszy.

Patrzyła na drzwi, które przed chwilą się zamknęły za Charlusem i usiadła za biurkiem, aby rozpocząć nocną zmianę w Biurze Aurorów. Jako, że od Bożego Narodzenia do Nowego Roku miała wolne, Moody poprosił, aby w Wielkanoc przychodziła na nocne zmiany. Na okres wielkanocny zamieszkała na Kamiennym Wzgórzu i w sumie cieszyła się, że w święta nie będzie wracała do pustego domu.

Myślała, że może Potter też będzie miał nocne zmiany, ale on wziął trzy dni urlopu i po czułym pożegnaniu, obiecał, że na pewno się spotkają.

Spotykali się już cztery miesiące i była bardzo szczęśliwa. Praktycznie od ślubu Roberta przestała oszukiwać samą siebie i dopuściła do siebie myśl, że się zakochała.

Usłyszała pukanie do drzwi, a następnie do gabinetu wszedł Charlus z dwoma pudłami.

– Zadanie od Moody'ego. Żeby ci się nie nudziło. – Spojrzała na te dwa pudła i jęknęła. Nienawidziła segregacji dokumentów, a byli w trakcie szukania nowej asystentki. – Zaczniesz od tego pudła.

Dodatki do bloga: Kocioł Pełen AmortencjiWhere stories live. Discover now