Rozdział 11

1.3K 86 6
                                    

Jest poniedziałek i właśnie się zbieram do wyjścia. Przez weekend nie rozmawiałam z Betty, ale wiem że muszę ją przeprosić. Przeze mnie będzie teraz miała mętlik w głowie i może się do mnie nie odzywać, nie potrzebnie się narzucałam....ale ten raz nie mogłam zapanować nad sobą. Ehh...jak tylko ją znajdę to z nią porozmawiam. 

Już parkuję przed szkołą i akurat widzę jak Betty do niej idzie...razem z Simonem....trzymając się za ręce. Automatycznie czuję złość, ale staram się opanować...muszę z nią porozmawiać. Schodzę z motoru i podbiegam do nich.

"Hej, możemy porozmawiać?"- pytam się od razu Betty.

"Sorki, ale spieszymy się na lekcje" - odpowiada Simon i próbuje pociągnąć Betty za sobą.

"W porządku Simon, możesz iść, ja zaraz będę" - odpowiada mu z uśmiechem i całuje go w usta, odwracam wzrok . 

"Chciałam cię..." - zaczynam jak Simon odchodzi.

"Nie musisz" - przerywa mi Betty.

"Po prostu za dużo wypiłyśmy i w ogóle na imprezach różne rzeczy się dzieją"- śmieję się lekko Betty.

"Hehh....no tak, właśnie nie chciałam żeby teraz jakoś dziwnie było" - mówię szczerze.

"Wszystko jest w porządku" - odpowiada z lekkim uśmiechem. 

"To dobrze.....w takim razie chciałam cię zaprosić do mnie po szkole, odwdzięczę się za ten obiad u ciebie?" - pytam się.

"yyy...sorki, ale już jestem umówiona z Simonem po szkole, może następnym razem?" - odpowiada niepewnie 

"Jasne, nie ma sprawy" - mówię z lekkim uśmiechem.

"Może już chodźmy, zaraz dzwonek" - mówi Betty i ruszamy w stronę wejścia. Panuje cisza między nami, a gdy wchodzimy do szkoły od razu się rozdzielamy do swoich klas. Pewnie jeszcze trochę jest to dla niej niezręczne.

W trakcie przerw starałam się cały czas mieć ją na oku i zauważyłam, że źle reaguje na każdy zalot od Simona, wcześniej chociaż starała się je odwzajemniać. To musi być przez nasz pocałunek, musiała głębiej poczuć naszą więź. Może dam jej narazie spokój dzisiaj.

Po ostatnim dzwonku wychodzę z klasy gdzie od razu czekają na mnie Ariel i Tom.

"Widzisz, musisz być cierpliwa i poczekać aż ona zrozumie co się z nią dzieje" - mówi mi Ariel, opowiedziałam jej wcześniej o moich przemyśleniach na temat Betty.

"Wiem...ale to jest dość trudne" - odpowiadam szczerze.

"Wydaje mi się, że aż tak źle nie jest. Patrz w normalnej sytuacji nic takiego by się nie wydarzyło, znacie się niecały tydzień i ty wiesz że ona jest twoją 'przeznaczoną', ale dla niej to wszystko musi być  dziwne, bo nie wie co czuje i dlaczego." - mówi Tom. Przez chwilę patrzymy na niego z Ariel z szokiem w oczach.

"No co, umiem być poważny czasem." - odpowiada.

"Zdarza ci się.....ale masz rację, ona też musi mieć ciężko" - mówię, a on się uśmiecha dumny z siebie.

"I schodząc z tematu, pamiętacie że dzisiaj my jesteśmy na warcie" - mówię im.

"I tak pewnie nic się nie stanie, a potem się nie wyśpimy" - marudzi Ariel.

"Lepiej dmuchać na zimne, widzimy się przed domem stada o 22" - mówię im i rozdzielamy się do swoich pojazdów. 

Parkuję przed domem i wchodzę do środka, jestem sama, rodzice pewnie załatwiają sprawy stada. Wchodzę do kuchni i szukam jedzenia, w lodówce widzę resztkę spaghetti więc sobie je podgrzewam. Potem idę do swojego pokoju, mam trochę prac domowych więc mogę je odrobić.

Jakoś o 20 moi rodzice wracają i jemy razem kolację.

"Musicie dzisiaj uważać na warcie, kochanie" - mówi do mnie tata.

"Dlaczego?" - pytam się.

"Wczoraj chłopcy mieli wrażenie, że ktoś obcy się kręcił ale nikogo nie widzieli ani nie słyszeli." - odpowiada.

"To skąd pomysł, że ktoś był?" - pytam się bez zastanowienia.

"Veronica, czasem chyba zapominasz kim jesteś...wyczuli zapach" - odpowiada mama z lekkim uśmiechem. Boże, ale ja głupia jestem.

"Heh no tak, dobrze będę miała oczy z tyłu głowy i powiem Ariel i Tomowi." - mówię.

"W razie jakichkolwiek podejrzeń od razu daj znać" - mówi tata.

"Tak wiem, nie martwcie się" - odpowiadam. Po kolacji postanowiła, że chwilę poćwiczę, więc poszłam do siłowni którą mamy na dole. Gdy już dochodziła 22 wyszłam i pobiegłam pod dom stada. Tam już czekali na mnie Tom i Ariel.

"Hej, jak coś to miejcie dzisiaj oczy dookoła głowy, podobno wczoraj ktoś obcy się tu kręcił." - mówię im. 

"Dobrze...może w końcu zacznie się coś dziać" - mówi z nadzieją Tom. Patrzę na niego ostrzegawczym wzrokiem.

"Lepiej już ruszajmy" - mówię i wszyscy się rozbieramy, zostawiamy ciuchy przy domku i ruszamy w różnych kierunkach pod postacią wilka. Wiem to może być trochę dziwne, ale jesteśmy wszyscy przyzwyczajeni do bycia nago więc nikt nie czuję się niezręcznie, jest to dla nas normalne jeśli mamy zamienić się w wilkołaki. 

Po 30 minutach pytam się ich o raport, jako wilkołaki potrafimy rozmawiać ze sobą myślami nawet na dużą odległość.

"U mnie cisza i spokój" - mówi Ariel.

"U mnie też, tylko jakiś koleś postanowił sobie pobiegać o tej godzinie" - mówi Tom.

"Dobrze, tutaj też nic nie wyczuwam." - mówię im.

"Uuuuu a ja właśnie obserwuję naszą gwiazdę szkoły jak się obciskuje z tym nauczycielem od angielskiego" - mówi nam Ariel ze śmiechem.

"A ja myślałem że takie rzeczy tylko w filmach, ile on ma w ogóle lat?" - śmieję się Tom.

"Młody jest, chyba tak z 25 i trzeba przyznać że przystojny, ale nieźle, ludzie są skomplikowani" - odpowiadam. 

"Może właśnie nie, to pewnie zadziałał zwierzęcy instynkt" - mówi Ariel.

"No my coś o tym wiemy" - odpowiada Tom i wszyscy się śmiejemy.

Po 23 robiąc kolejne koło wokół mojego obszaru wyczuwam znajomy zapach, od razu przeszywa mnie całą....Betty? Co ona robi tu o tej godzinie? Postanawiam ruszyć w jej stronę i po sekundzie wyczuwam też zapach obcego wilkołaka, a zaraz po tym słyszę krzyk Betty. Szybko biegnę do niej i po sekundzie widzę jak leży ona na ziemi oparta na łokciach, a nad nią schyla się wilkołak, mniejszy ode mnie o brązowej sierści. Rzucam się na niego i wgryzam się w tułów, na co ten jęka z bólu, potem uderzam go łapami w pysk i gryzę go w łapę żeby nie mógł uciec, ten próbuje mnie powstrzymać i drapie mnie w ramie, ale podnoszę go zębami i rzucam dalej przez co już stracił przytomność. W tej chwili dobiegają do mnie Ariel i Tom, których zdążyłam wezwać. 

"Zabierzcie go stąd do domu stada i wezwijcie Alfę " - rozkazuję im i od razu robią co mówię. 

Powoli się odwracam i podchodzę w stronę Betty, ta właśnie się ocknęła, musiała zemdleć wcześniej. Gdy mnie zauważa krzyczy, ale po chwili jest wpatrzona w moje oczy. Dobrze, że jej się nic nie stało, nie wybaczyłabym sobie tego. Pokazuję jej głową, żeby ruszyła w stronę wyjścia, dopiero po chwili powoli wstaje nie odrywając ode mnie wzroku, ale zaraz potem słabnie i mdleje, pewnie od tej adrenaliny. Podbiegam do niej, żeby upadła na mój grzbiet, zarzucam ją lekko i ruszam w stronę jej domu. Po 5 minutach jestem na miejscu, odkładam ją na ziemię i przemieniam się w człowieka, spoglądam w górę i widzę, że jej drzwi od balkonu są otwarte, pewnie nawet tata nie wiedział że wyszła. Biorę ją na ręce i skaczę na balkon, wchodzę do pokoju i kładę na łóżku. Głaszczę ją lekko po twarzy.

"Nie wiem co bym zrobiła gdybym Cię straciła" - szepczę. Czuję że moje oczy zmieniają kolor i nagle ona lekko otwiera swoje, ale potem bierze głębszy wdech i zasypia znowu. Daję jej całusa w czoło i ruszam do domu stada, zapewne jest tam lekki chaos.


Wiem, że długo czekaliście i przepraszam za to, staram się pisać tyle ile mogę ;)

W Końcu Cię Znalazłam.Where stories live. Discover now