Rozdział 1

26 2 0
                                    


Ranek był jak każdy inny. Miałem iść do szkoły. Zejść na parter i patrzeć na schlanych opiekunów. Choć już mnie to nie ruszyło, sam wiedziałem co mi się należy najlepiej lub należało. Wszystkie pieniądze ze spadku rodziców, które miały być moje. Wzięli je i przechlali na alkohol. Czasami mam takie wrażenie, że Brooklyn to nie moje miejsce. W którym nie powinno mnie tu być. Dlatego planowałem wraz z moim przyjacielem Alexem plan ucieczki z miasta. On też ma ciężko w życiu. Jest ode mnie młodszy o cztery lata ale za to jest moim najlepszym przyjacielem. Spakowałem książki, kilka prochów na uspokojenie. Tak ćpam i co komu to do tego. Moje życie moja sprawa. Poszedłem do szkoły. Mówili, że jestem typowym Bad Boy'em. Może i tak się ubierałem i zachowywałem ze względu bo nie chciałem pokazywać uczuć. A tak w ogóle po co komu uczucia? No właśnie do niczego. Wyszedłem z domu. Zamknąłem drzwi za sobą, założyłem kaptur. Szedłem przez te uliczki Brooklynu prosto do tej zjebanej deskami szkoły. Był sprawdzian uczyłem się coś tam do niego. Nie zbyt wiele rozumiałem z matmy. Przed wejściem czekał na mnie Alex. Był jak zwykle uśmiechnięty. Wiedział, że coś jest znowu ze mną nie tak.


- Coś się znowu stało? -zapytał mały Alex.


- Nie, a co miało by się stać? - zapytałem wraz z odpowiedzią.


- Znowu pili? - zapytał, kryjąc zmartwienie na twarzy.


- A co innego oni mogą robić? Oni tylko chleją i się niczym nie przejmują. Nie płacą rachunków. Alkohol to jest dla nich prawdziwe życie. - odpowiedziałem.


- Ech...współczuję ci takich opiekunów Patrik. - powiedział, wzdychając Alex.


- Życie... - powiedziałem.


Podszedł do mojej torby i zaczął w niej grzebać. Znalazł prochy które ćpam. Nie był z tego zbyt zadowolony.


- Znowu ćpasz? Miałeś z tym skończyć! - krzyknął Alex.


Zakryłem mu usta ręka. Tak żeby go uciszyć.


- Bądź cicho młody. A tak w ogóle, moje życie moja sprawa. - powiedziałem dość ostrym tonem głosu.


- Nie tylko twoja sprawa Patrik. Jesteś moim przyjacielem, zawsze będę się o ciebie martwić. Na nikogo innego nie mogę liczyć oprócz ciebie. - powiedział, patrząc mi w oczy.


- Ech... Masz racje młody. - powiedziałem.


Weszliśmy razem do szkoły. Lekcje mijały bardzo wolno. Na Wosie jak zwykle zasnąłem, było mega nudno. W słuchawkach leciał Rap, a ja miałem wszystko w dupie. To co działo się dookoła mnie, wszystko to olewałem. Miałem naprawdę wszystkiego dość. Każdy co stanął mi na drodze musiałem tych typów pobić. Byłem najlepszy w walce wręcz. Nikt nie miał ze mną szans. Byłem bezlitosny dla każdego. Gdy się z kimś pobiłem ale to porządnie. Ułożyło mi, całą swoją złość wyładowałem na jakimś typku. Potem tylko musiałem iść do łazienki i zacząłem ćpać żeby się rozweselić. Wiem, że przez ćpanie można zginąć. A kto się o mnie martwi? Nikt moi opiekunowie mają mnie kompletnie gdzieś. Po szkole wróciłem do domu. Zjadłem obiad który sam sobie zrobiłem. Zjadłem go i dorobkiem lekcje. Po tym wszystkim położyłem się na łóżku. Pisałem z kimś na Messengerze do północy. Potem zasnąłem i miałem dziwne sny i odloty.

NiespełnionyOù les histoires vivent. Découvrez maintenant