Część 4 - Rozstaje

5 1 0
                                    

 Wyszedłszy na powierzchnię rozsiadł się na kanapie. Fajka zdążyła zgasnąć, a Aleksy jakoś nie odczuwał potrzeby palić dalej. Spojrzał w okno. Zaczynało się zmierzchać. Kazał rozpalić ogień w kominku, co zaraz uczyniono. Aleksy zjadł lekką kolację, po czym usiadł przy kominku z kubkiem wina. Wpatrywał się w pomarańczowo-złoty ogień, dający ciepłe światło. Pogrążył się w rozmyślaniach i układaniu tego, co już wiedział. Po pierwsze, Twardowski był człowiekiem o zimnym sercu, przebiegłym i potężnym. Po drugie, był należny pewien dług Samielowi. Po trzecie, otaczający posiadłość las zamieszkuje mroczna istota, zwana Ithaquą. Tylko co do diabła o co się rozchodzi z duchem z portretu? W jakich okolicznościach zmarła? I jak odesłać ją w zaświaty? Im intensywniej Aleksy nad tym rozmyślał, im więcej zadawał pytań, tym bardziej się w tym gubił. Wewnętrzny zegar przypominał o nadchodzącej północy. Aleksy wstał. Wszedł na piętro, po czym skierował się do swojego pokoju. Spojrzał na srebrzysto-zieloną tarczę księżyca. Zamknął oczy, po czym wyobraził sobie, że wędruje drogą w kierunku rozstajów. Otworzył oczy. Stał na skraju lasu. Dotychczas prosta droga rozwidlała się w dwóch kierunkach, jedna trochę w prawo prowadziła do Krakowa, druga w stronę Litwy. Pomiędzy rozwidleniami stała mała kapliczka, poświęcona Najświętszej Panience. Wkrótce usłyszał coś jakby ptasie trele, jednak wydawało się to o tyle dziwne, iż w nocy można usłyszeć odgłosy puchacza lub sowy. Spojrzał na kapliczkę. Wkrótce zza niej wyłoniła się postać Samiela. Twarz wykrzywiał mu złośliwy uśmieszek.
- Witaj znów, Aleksy - powitał go Anioł Śmierci. Spod jego płaszcza wyłonił się czarny basior o ośmiu czerwonych oczach. Podszedł do Aleksego, po czym zaczął się łasić. Białowłosy pogłaskał go po łbie.
- Poznaj Morrigan - przedstawił psisko Upadły.
- Witaj, Morrigan - Aleksy pogładził po grzbiecie ogara.
- Ab memoria, pamiętasz jak ci mówiłem, że się przekonasz się prawdy o Twardowskim? - zapytał Samiel, po czym strzelił palcami. Po chwili Aleksy ujrzał coś strasznego. Widział siebie samego, zabijającego jakiegoś szlachcica w zaułku. Po czym zniknął. Sceneria zmieniła się i w kwaterze wurdałak przybrał z powrotem postać Twardowskiego.
- Kozi syn! - wysyczał Aleksy, bezwiednie zaciskając pięści, aż pobielały knykcie.
- Widzisz? Mówiłem prawdę - w głosie Samiela brzmiał tryumf. - To się stało dzisiaj po południu - nadstawił uszu. - Ktoś tu jedzie. Lepiej się stąd ulotnię. Tobie radzę to samo - po czym zniknął. Aleksy czym prędzej wziął nogi za pas. Tętent kopyt stawał się coraz bliższy.
- Tam jest! Chwytaj go, psubrata! - darł się ktoś za nim. Po czym spadł na niego arkan. Aleksy padł jak kłoda na ziemię.
- Mamy cię, psi synu! - triumfował nad nim jakiś głos. A potem zamroczyło wurdałaka.
Gdy się obudził, siedział w przestronnej celi, zamknięty z kilkoma osobnikami. Wyśmienicie, pomyślał. Mam powrót wspomnień z Malborka.
- O, obudziłeś się - usłyszał głos nad sobą.
- Za co tu trafiłeś? - dołączył się drugi.
- Że jak? Co się dzieje? Gdzie ja jestem? - zapytał skołowany Aleksy.
- Siedzisz w więzieniu - zawtórował współwięzień. - A ja się pytam, za co tu trafiłeś?
- Uh, nie wiem już sam - odpowiedział.
Wkrótce otworzyły się drzwi z całkiem donośnym skrzypieniem. Wszedł nadzorca, człek postury potężnej i z sumiastym wąsem.
- No, sucze syny! Czas na spytki! Bierta tego z białą głową! - zagrzmiał basowo. Po czym dwóch żołdaków o aparycji tępych osiłków podeszło do nich i wzięli Aleksego pod ręce. Zabrali go na przesłuchanie.

Przy stole siedział osobnik o dość inteligentnej fizys, w fantazyjnie zawiniętym chaperonie z liripipe zarzuconym na lewe ramię. Czarny wams sprawiał, że wyglądał jak poborca podatków, ewentualnie jak stereotypowy szpieg.
 - A więc to ty jesteś Aleksy, prawda? - zapytał podejrzliwie. - Domarat jestem - podał mu rękę. Aleksy podałby mu też, gdyby nie miał obu skrępowanych powrozem.
 - A więc - podjął Domarat. - Ostatnio doszło do morderstwa, którego sprawcą byłeś ty. Przyznajesz-li się do zarzuconej winy? - zapytał.
 - Nie.
 - Widziano cię dzisiaj po południu, jak zamordowałeś szlachcica bawiącego z wizytą w Krakowie. Potem zniknąłeś w niewyjaśnionych okolicznościach. Co masz na poparcie swojego stwierdzenia, że to nie ty zamordowałeś szlachcica?
 - W zasadzie nic poza własnym słowem - odpowiedział Aleksy.
 - No właśnie. Poczekasz mój ty panku w więzieniu na stryczek, poczekasz - zapowiedział Domarat, po czym rozkazał wyprowadzić więźnia. Dwa tępe osiłki bezkompromisowo i brutalnymi ruchami wyprowadzili wurdałaka z pokoju przesłuchań. Aleksy znów znalazł się w celi. Usiadł blisko wejścia, załamując ręce. Ale wpadłem, pomyślał. Ten cały imć Twardowski to naprawdę potwór z krwi i kości, najgorszy z ludzkiego gatunku. Strażnicy w sąsiednim pomieszczeniu grali w karty, klnąc przy tym jak poganie. Wkrótce jego towarzysze posnęli. Pochodnie nagle zgasły. Do uszu wurdałaka doszedł znajomy gwizd.
 - A więc to tutaj trafiłeś - usłyszał nieobcy głos.
 - Samiel, ty szelmo! - szepnął nerwowy Aleksy. - Skąd się tu wziąłeś?
 - Oj tam, sztuczka z teleportacją, nic prostszego - machnął ręką. - Najważniejsze to jest cię stąd wydostać. Ten sam człowiek zalazł nam za skórę, czyż nie? W takim razie połączmy siły. Chcesz rozwiązać tę zagadkę, a teraz potrzebujesz pomocy. Ja chcę zwrotu długu. Pomogę ci stąd umknąć, a ty pomożesz mi ściągnąć dług, który mi się po prawdzie należy. Co powiesz na taki układ?
 - Uczciwa oferta - odszepnął białowłosy. Po czym syknął z bólu. - Coś ty do czarta zrobił?
 - Och, to nic takiego. Znak, że od teraz jesteśmy wspólnikami - Samiel zbył go gestem dłoni. Po czym wyciągnął ją przez kraty.
 - Złap moją rękę - polecił. Aleksy wykonał polecenie. Wkrótce na uncję i czterdzieści atomów pochłonęło ich białe światło. A potem wylądowali miękko na rozstajach.
 - Tu masz swoje rzeczy. Spotkamy się za dnia w laboratorium Twardowskiego. Tam ci udzielę dalszych instrukcji - poinformował Aleksego anioł. I rozpłynął się w mroku. Aleksy został sam z bronią i okryciem. Szybko się ubrał, miecze wsadził gdzie trzeba i stanął. Rozważał możliwości podróży. Korzystać z teleportacji nie było warto, teraz potrzebował diabelnie dużo energii. W wilka nie miał zamiaru się zmieniać, została więc albo piesza wędrówka albo zmiana w chmarę nietoperzy. Wybrał tą drugą opcję, jego zdaniem najlepszą. Skoncentrował się i już po chwili jego ciało rozpadło się w czarną chmurę skrzydeł i futra. Lot nocą był wskazany w bardzo szybkim tempie, bo zaczynało powoli wschodzić słońce. Wkrótce na werandzie nietoperze zaczęły się kłębić w postać ludzką. Aleksy stanął pewnie na nogach, po czym po cichu wkradł się do rezydencji. Chciał złapać trochę snu i przemyśleć wszystko z ostatnich dni, choć w sumie nie było nad czym rozmyślać.  

Pan TwardowskiWhere stories live. Discover now