- Kto ci to wysłał? - spytała, oddając jej telefon. 

- Anonim, no popatrz - odparła, zdenerwowana. - Lydia, ja nawet się nawet nie zastanawiam nad tym, skąd ktoś to ma, tylko dlaczego, do cholery jasnej, to wszystko było nagrane?! Po tobie akurat spodziewałam się większej inteligencji! Naprawdę, Lydia? Naprawdę - podniosła swój telefon do poziomu twarzy, żeby dać wyraźny przekaz - naprawdę jesteś tak głupia? 

Te słowa zamknęły Lydii oczy. 

- Mamo, jest coś, o czym muszę ci--

- Nie - przerwała jej, na co Lydia uniosła zaskoczona wzrok. - Nie dzisiaj. Nie teraz. Teraz... - wzięła głęboki oddech i wytarła rękami policzki. - Teraz chcę... żebyś zabrała trochę najważniejszych rzeczy, wyszła i...

- Co?!

- Jesteś dorosła. Na pewno masz wiele miejsc, w których mogłabyś przenocować. A ja naprawdę nie chce ciebie pod moim dachem.

Lydia nie mogła w to uwierzyć. Cała jej zimna skorupa opanowania i pewności siebie zaczęła się zupełnie rozlatywać.

- Naprawdę? Wyganiasz własną córkę z własnego domu!?

- Nie! Wyganiam dwudziestoletnią kurwę! 

To było jak uderzenie tsunami. Najpierw czujesz na twarzy porywisty wiatr, lecz fali jeszcze nie widać, potem łamią się drzewa, ludzie zaczynają krzyczeć, a w powietrzu ponosi się potężny dźwięk morderczego żywiołu. Dopiero po kilku sekundach fala wznosi dość wysoko, by można było ją zauważyć z twojej odległości, po czym opada w dół, niszcząc wszystko na swojej drodze. 

Z takim opóźnieniem matka Lydii zrozumiała co powiedziała. Ale było już za późno. Lydia z sercem w kawałkach, opuszczała już podjazd. Dopiero, gdy opuściła swoją ulicę i na skrzyżowaniu Crave Street i Colington Road zatrzymały ją czerwone światła, opadła na kierownicę i zaczęła płakać.

*

Derek, po wejściu na górę, wcale nie poszedł do swojego pokoju. Prawie biegnąc, skierował się do łazienki, szybko zatrzasnął drzwi i zaczął nerwowo rozpinać spodnie. Przeklął ze złością pod nosem, a wszystkim pracownikom wytwórni pasków zażyczył bolesnej śmierci. W końcu jednak uporał się ze swoimi spodniami, po czym zsunął bokserki i zaczął się nerwowo zaspokajać. Serce biło mu boleśnie w piersi. Oddychał głośno i urwanie. Zacisnął zęby, nie chcąc żeby Cora, albo co gorsza Peter, zaczął się nagle przysłuchiwać. Zacisnął mocno powieki, po czym je rozluźnił, czując jak napięcie wewnątrz niego zaczyna się powoli rozładowywać. Poczerwieniał ze wstydu, mimo że o tym, co teraz robi, wiedział tylko on. Nigdy nie lubił onanizacji, ale nie o samą czynność teraz chodziło. Tylko o to, o czym myślał. Nienawidził siebie. Ale nic nie mógł na to poradzić. To było zbyt dobre. 

Każdą myśl zajmował Stiles. Albo oni we dwoje. Razem, sami, na jego łóżku na górze, zupełnie w innej rzeczywistości. Widział go nagiego, leżącego pod nim na pościeli, z tym swoim niewinnym, rozbawionym uśmiechem, który tak kurewsko mocno uwielbiał. Derek prawie się uśmiechnął, ale w obecnej sytuacji, wyszło mu to jak grymas. Odtwarzał w głowie jego śmiech. Widział go znów rozłożonego na kanapie na dole, z ręką na twarzy i luźno rozstawionymi nogami. Wyobrażał sobie, jakby brzmiał, gdyby się kochali. Jak brzmiałyby jego jęki, jak szybko by oddychał. Wyobrażał sobie dotyk jego rąk na swoim ciele. Wyobrażał sobie to tak rzeczywiście, tak realnie... Wyobraził sobie ich pocałunek... Smak jego języka w jego ustach...

Nagle osunął się w dół, a z jego gardła wydarł się zduszony krzyk. Szybko zaparł się rękami o otwartą toaletę. Mięśnie miał jak z wody, prawie ich nie czuł. Nie starczyło mu sił żeby się podnieść i spuścił się na kafelki. Trudno, pomyślał oddychając głęboko i coraz równomierniej. Potem to posprzątam. Usiadł na kolanach i odchylił głowę do tyłu, jeszcze przez chwilę przeżywając orgazm. Zamrugał oczami, by pozbyć się gorących łez, a strużka śliny wypłynęła zza kącik jego ust. Otarł ją niedbałym ruchem, trochę tym zaskoczony. Pierwszy raz mu się to zdarzyło. Uznał to jednak za całkiem zabawne - najsilniejsze dojście w jego życiu, z łzami, bólem i ślinieniem, których nigdy nie miał, za sprawą Stilesa Stilinskiego. Uśmiechnął się szeroko, otwierając oczy. Potem zaczął się śmiać. Pierwszy raz szczerze od dłuższego czasu. A potem czucie w mięśniach zaczęło mu wracać, podłoga na której klęczał zrobiła się zimna, a Derek przyłożył jedną rękę do oczu i zaczął cicho płakać. 

*

Wyszedł z łazienki, gdy upewnił się, że wybielacz zneutralizował cały zapach, a i on nie emanuje już żadnymi emocjami. Derek był całkiem niezły w nic nie czuciu. W połowie drogi do swojej sypialni, usłyszał wołanie Petera z dołu, więc zszedł do niego. Było mu bez znaczenia, czy zacznie coś gadać. 

Leniwie zbiegł po spiralnych schodach. Od razu zauważył Petera stojącego przy oknie z kubkiem w dłoni, a ten od razu skinął głową w stronę drzwi.

- Lydia? - zdziwił się Derek. 

Rudowłosa dziewczyna stała na wyższej części podłogi, tuż przy drzwiach, nie odzywając się słowem. Torebka zwisała jej smętnie z dłoni, a włosy przylepiały się do łez zaschniętych na jej twarzy. 

- Przyszłam do Dereka - powiedziała wreszcie, ruszając w jego stronę. 

- Najwyraźniej macie o czym rozmawiać - mruknął sarkastycznie Peter, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę swojej sypialni. 

Lydia zatrzymała się kilka kroków przed Derekiem, które on nadrobił za nią. 

- Czemu tu jesteś? - zapytał najmniej obojętnie, jak tylko w tamtej chwili potrafił. 

Lydia zamknęła oczy i wytarła dłońmi twarz z łez, ale gdy tylko to zrobiła, zaczęła płakać znów. Ukryła twarz w dłoniach, łkając tak boleśnie, że nawet Derekowi drgnęło coś w piersi. 

- Lydia - mruknął, chwytając ją pewnie za drżące ramiona. W odpowiedzi tylko pokręciła głową, a on nie miał pojęcia, jak na to odpowiedzieć. - Kurwa - szepnął prawie niesłyszalnie i wznosząc oczy do góry, przyciągnął ją do siebie i przytulił.

Zazwyczaj nikogo w ten sposób nie pocieszał, ale chyba wyszło mu dobrze, bo Lydia przycisnęła policzek do jego torsu i objęła go ciasno rękami. 

Cóż, to było odświeżające. Przecież nie miał z nią żadnej głębszej relacji. Ich przyjaźń taka nie była. A jednak słysząc, jak uspokaja się w jego ramionach i on poczuł się w pewien sposób spokojniejszy.

- To się zaraz zrobi niezręczne, Lydia. 

Dziewczyna bez słowa wysunęła się z jego ramion. Uniosła na niego zaczerwienione oczy.

- A jak niezręcznie się zrobi, jeżeli zostanę tu na noc?

- Bardzo. 

- Super. Idę pod prysznic - powiedziała, wymijając go. - Przyszykuj mi coś do spania. 

Właściwie się na to nie zgodził. Nawet nie miałby takiego zamiaru. Ale zdecydowanie nie mógł jej odmówić.

Lydia naprawdę poszła do jego łazienki, gdzie siedziała tylko kilka minut, a on w tym czasie rzucił na swoje łóżko jedną ze swoich koszulek z długim rękawem. Będzie wyglądała w tym śmiesznie, pomyślał. Albo podniecająco. Ale nie tak podniecająco, jak wyglądałby w tym Stiles. Od razu poczuł jak z zawstydzenia zaczynają piec go policzki i szyja, więc zacisnął oczy, wracając wyobraźnią do Lydii. Wówczas jego przemyślenia zeszły z erotycznego toru. Coś dużego musiało się u niej stać. Na tyle, że zdecydowała się przyjechać do Dereka, a nie do Scotta, czy Stilesa. Zastanawiał się właśnie, gdzie będzie spała, kiedy wyszła z łazienki. 

Wyszedł na korytarz i zastał ją owiniętą długim ręcznikiem, z włosami zawiązanymi w niedbały węzeł. To zawsze było zaskakujące, jak inaczej i ładniej wyglądała naturalnie. 

- Jesteś zmęczony? - zapytała po chwili ciszy. 

- Nie. Dlaczego?

- Bo naprawdę potrzebuje z kimś teraz porozmawiać. A mam nadzieję, że będziesz chciał mnie chociaż wysłuchać.

YOUTHOn viuen les histories. Descobreix ara